Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ggeisha

kobieta, 53 lat, Kraków

162 cm, 73.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 lipca 2022 , Komentarze (10)

Powstaje mój nowy obraz. Nadal bławatki. Kocham ich kolory i pasują do mojej nowej sypialni. To dopiero początek, ale sprawia mi dużo radości. Bawię się też laserunkiem, to dla mnie zupełnie coś nowego. Wyczytałam o tej metodzie w internecie i postanowiłam spróbować. 

Wiecie co? To nie bieganie, nie chodzenie, ale te 3 razy w tygodniu ćwiczenia ogólnorozwojowe sprawiają, że nie grubnę pomimo zupełnego braku kontroli nad michą. Po prostu mój apetyt doskonale nawiguje tym co, ile i kiedy powinnam jeść. 

13 lipca 2022 , Komentarze (3)

Jeszcze mnóstwo do poprawy, ale ogólny zarys już jest. Przyznam, że nie jestem zadowolona. Kolejny będzie lepszy, ale ten też pomalutku będę dopracowywać. 

Porwałam się na cholernie trudne zadanie. Portrety mi znaczenie lepiej wychodzą niż martwa (żywa) natura. 

No ale walczę.

A, pochwalę się szybką akwarelką, jaką popełniłam jakieś kilka tygodni temu.

I kiedy ja mam na to czas, skoro ciągle w biegu? 

5 lipca 2022 , Komentarze (3)

Dawno nic nie pisałam, bo wsiąkłam w życie tak, że na nic czasu nie miałam. Zresztą nadal nie mam, ale wyjątkowo dziś chwilkę luzu złapałam.

No więc na polu żywieniowo-aktywnym bez zmian. W czerwcu tak:

troszkę więcej biegania i chodzenia niż w maju.

Pożywienia nie kontroluję, nic nie liczę. Jem na co mam ochotę i ile chcę. Ostatnio owoce, bób, młoda kapusta na ostro z fasolą, ser żółty i tłusty biały, orzechy - to takie podstawy mojej diety. No i batony proteinowe. Ale i duże prince polo wpadło, bo dostałam od koleżanki, podżeram czekoladę, zwykle deserową, lody i lizaki. Więc, jak widać, nie odmawiam sobie niczego. Pieczywa jem niewiele z tego względu, że po prostu nie lubię. Już prędzej wrap - cały czas noszę się z zamiarem upieczenia własnych tortilli kukurydzianych (dla czego, u diabła, nigdzie nie można dostać prawdziwych kukurydzianych tortilli?!).

Biegam we wtorki, czwartki i niedziele. Ćwiczę ogólnorozwojowo w poniedziałki, środy i czwartki. Codziennie chodzę lub biegam średnio 20 km. Zdarza się więcej, czasem mniej. 

Upały dały się we znaki. Nawet bueganie w 32-stopniowym żarze nie było tak potworne, jak spanie w zbyt wysokiej temperaturze. Budzenie się w nocy, klejenie się do pościeli, fuj. Ale udało mi się w jedną noc jednak pobić mój rekord jakości snu. 

3 punkcików do maksa brakło, ale u mnie to rekord bezapelacyjny.

te 3 punkciki poleciały za wizytę w WC i 8 minut przebudzenia przez to.

I tego dnia body battery wywindowało do 100%. 

Waga. Nie kontroluję, ale ciuchy wciąż luźne. Więc nie planuję redukcji.

Za 3 tygodnie będę miała mały zabieg w jamie ustnej - usunięcie zgrubienia (najprawdopodobniej cysty gruczołu ślinowego) i wtedy spuchnie mi japa, nie będę mogła jeść ani ćwiczyć. To pewne wyzwanie.

Poza tym zaczęłam malować farbami olejnymi. Ale ciiii, żeby nie zapeszyć. Jak napaćkam obraz, to wkleję fotę.

Ale żeby tak mieć czas na to!

7 czerwca 2022 , Komentarze (31)

Co zrobić z wiszącą skórą na brzuchu? Problem nie dotyczy mnie, tylko mojej córki. Schudła sporo, ale wcale nie szybko. Przeszło rok schodziła do prawidłowej wagi. Jest bardzo młoda, ale we wszystkich gabinetach kosmetycznych twierdzą, że tylko plastyka i wycięcie tej skóry pomoże. Tylko, że ona nie chce operacji. Pogrzebałam, poczytałam, poleciłam jej suche masaże szczotką i różne balsamy. Ale nie wiem, czy to cokolwiek da. 

Ja bym na jej miejscu robiła plastykę, ale ona nie chce o tym słyszeć i wciąż się łudzi, że to zejdzie. Prawdę pisząc, ta luźna skóra wygląda dużo gorzej niż sadełko. 

No i tak.

A u mnie bez zmian. Stabilizacja, jak lubię.

Przymierzam się pomału do jakiegoś wpisu o żywiołach. Ja mam dominujące dwa sprzeczne, i nie jest to ogień i woda :) 

28 maja 2022 , Komentarze (9)

Kilka razy w życiu miałam stany alternatywne. Doświadczenia, o jakich fizjologom (ani filozofom) się nie śniło. Opisać tego nie sposób, bo nie ma na to słów, ale same obrazy postaram się tu przedstawić.

1. Pierwszy raz to było na wakacjach, nad morzem. Byli moi rodzice, ja, moja siostra i kuzynka. Ja miałam jakieś 7-8 lat, moja kuzynka rok więcej, a siostra dwa lata więcej. I z tą kuzynką wybrałyśmy się na spacer nad morze przez las. Las sosnowy, do morza jakieś kilkaset metrów. Okolica wczasowa, więc mnóstwo turystów, w lesie wszystko wydeptane, żadnych grzybów, jagód. Idąc jedną z wielu dróżek zobaczyłyśmy z boku ścieżki taką jakby zasłonę z krzaków. Był tam taki rów, a potem wzniesienie, może na metr lub półtora. W tej zasłonie było małe "okienko", jak buli na statku. No i my postanowiłyśmy przeleźć przez to okienko. Chyba ja polazłam pierwsza, ale nie pamiętam już. Pamiętam natomiast, że obie, kiedy się tam przedostałyśmy stanęłyśmy jak wryte. Nie byłyśmy w stanie się odezwać. Stałyśmy w magicznym leśnym ogrodzie. To było okrągłe, w środku i na obwodzie rosły dość sporej wielkości jałowce, a może inne iglaki, poniżej krzewy malin i jeżyn. Niżej krzewinki jagód i poziomek. Wszystko obsypane owocami. Krąg ścieżki z soczystozielonej trawy. To wszystko rosnące w takim  absolutnie nienagannym porządku, jakby wyszło spod ręki bardzo dokładnego ogrodnika. Tylko, że nie było tam śladu ludzkiej ingerencji. Na gałązkach rozpięte były pajęczyny (chyba krzyżaków), na nich kropelki rosy lśniące w porannym słońcu jak diamenty. Czułyśmy się obie jak w jakieś świątyni. Niczego nawet nie śmiałyśmy dotknąć. Wyszłyśmy stamtąd oniemiałe. Chciałyśmy zabrać tam moją siostę, żeby jej to pokazać, ale nigdy nie znalazłyśmy już tego miejsca. Taka naturalna mandala. Moim rodzicom nawet tego nie powiedziałyśmy. Nikt by nam w to nie uwierzył.

2. Drugi raz to było w Stuttgarcie. Mój tato tam wtedy pracował, a ja odwiedziłam go w czasie wakacji. Wtedy byłam już starsza, prawie pełnoletnia. Mój tato siedział w pracy, a ja miałam do niego przyjechać na rowerze. Przez las. Tam były takie ścieżki rowerowe, ale ja mając dużo czasu kluczyłam sobie między nimi. No i się zgubiłam. Słońce skłaniało się ku zachodowi, a ja wylądowałam na dzikiej polanie zarośniętej wysokimi różowymi kwiatami. Na samym środku stał ogromny dostojny jeleń z wielkim porożem patrząc na mnie bez cienia lęku. I wtedy też stanęłam jak zahipnotyzowana. Gdzieś znikł czas. Była tylko ta chwila i jej przekaz. Bezsłowny, wprost do samego rdzenia.

3. Trzeci raz na wczasach z kursem prawa jazdy w Zakopanem. Miałam skończoną 18-tkę. To była chyba ostatnia noc. Albo przedostatnia, nie pamiętam. Wiem, że wszyscy tam imprezowali, chyba oblewając egzaminy, a ja jakoś odczułam potrzebę, żeby wyjść. Poszłam... oczywiście do lasu. Była noc, koło północy. Szłam wzdłuż strumienia na tamę. I wtedy też odczułam CHWILĘ. Kiedy wszystko i nic stały się równoczesne. Byt z niebytem. Tam nie było żadnych scen przyrody. Nie musiało być. Takie rozmycie zmysłów w przestrzeni. I takie "AHA"! Jakby opadła zasłona i nagle widziało się wszystko, we wszystkich czasach i miejscach. 

4. No i nasza leśna anomalia. To raptem kilka lat temu. Szłyśmy z siostą i moją młodszą córeczką przez las. W okolicach chatki, gdzie przebywam obecnie. No fakt, miałyśmy nadzieję na jakieś grzybki, bo to jesień była. Ale wszystko już wyzbierane. No ale przy drodze była taka dość wysoka, na jakieś 3-4 metry skarpa. No i rósł tam rydz. Więc tak mówię, żebyśmy się wspięły. Wlazłyśmy na tę ścianę, a tam takie pólko, może 10×10 m, ale nie dało się stanąć, ani kroku zrobić, bo tam był dosłownie dywan z rydzów! Przez kilka dni nosiliśmy pełne kosze. Podczas, gdy wokoło w ogóle prawie grzybów nie było. Jeszcze do dziś jemy marynaty :D W każdym razie to pierwsze wrażenie było szokujące. Może nie takie magiczne, jak poprzednie, ale aż w głowie się kręciło.


Zauważcie, że wszystkie te zdarzania miały miejsce w lesie. Przypadek?

Miałam jeszcze kilka nieziemskich spotkań i doświadczeń, ale ich nie opiszę, bo są zbyt osobiste. 

A dziś pozdrawiam z lasu:

Właśnie kwitnie czosnek niedźwiedzi i wszystko pachnie ogórkami kiszonymi :D

A w chatce złapałam myszę do żywołapki. Leśną :) Wypuściłam dość daleko. Mam nadzieję, że nie wróci.

27 maja 2022 , Komentarze (11)

Pisałam już na temat lasu. Nie potrafiłabym żyć bez drzew. Zawsze kiedy ktoś pyta, czy wolę morze, czy góry, myślę sobie, że wolę las. Gdziekolwiek, może być przy morzu, może być w górach lub na równinach.

Najbliższa mi postać z bajek, to baba Jaga z chatki w lesie :D

No, może dzieci bym nie jadła, ale poza tym wszystko się zgadza.

Okej.

Byłam dzisiaj z moją młodszą córeczką na uczcie.

Ale nie jedzeniowej, tylko muzycznej. Ciekawe, czy ktoś pozna tę dziewczynę:

Albo tu jest lepiej widoczna:

Albo tu:

Prawdę powiedziawszy ostatni raz byłam na koncercie rozrywkowym za gówniaka. A tu mnie dziecię wyciągnęło. 

Fajnie się bawiłyśmy.

A potem wsiadłam w samochód i pojechałam o północy do mojej chatki na skraju lasu. Ach, te drzewa za oknem! 

26 maja 2022 , Komentarze (6)

...spokojnie. Biegam, bo mi moja fizjo już pozwoliła, a nawet zaleciła. Dała mi też jedno fajne ćwiczonko. To sobie ćwiczę, jak nie zapomnę. Chodzę też sobie na spacery po płaskim i po górkach. Ostatnio jak mam wolny dzień, to wywożę się busem gdzieś daleko i wracam szlakiem, poznając nowe tereny. Las. Las uwielbiam. To moje miejsce na ziemi. Las mnie uspokaja, otula. Lasem oddycham. 

O diecie już zapomniałam na dobre. Jem sobie co chcę i kiedy chcę. W tym słodycze, ale teraz pewnie w większości zastąpię je owocami. Słodycze głównie bez cukru, nie ze względu  na kalorie, tylko na IG i skoki insuliny. W zasadzie nie jem pieczywa. Czasem zjem, jak mi coś odbije, bo mam ochotę na chałkę czy obważanka albo bułę z makiem. Ale na co dzień raczej nie jadam. Chyba, że mi mój mąż upoluje piętki z ośmiu ziaren, ostatnio chyba wygrywa zawody z innym amatorem tych piętek, bo przynosi ich dużo, a ja... mrożę, bo nie daję rady codziennie jeść pieczywa. Po prostu nie mam takiej potrzeby. 

Bardzo objadam się natomiast owocami i batonami proteinowymi. Moje ulubione to matrixy (wszystkie smaki) i f**king delicious - z tych odkryłam wegańskie o smaku brownie, chyba najlepsze batony, jakie jadłam. 

Aha, no i ser. Twarożek tłusty. Obowiązkowo codziennie na śniadanie połówka takiego 350-g twarożku. Do tego rzodkiewki, lub na szybko obrana i pokrojona biała rzodkiew. Zatyka na kilka ładnych godzin. Od chyba pół roku, jak nie dłużej takie śniadanko u mnie króluje i zastanawiam się tylko, kiedy mi się znudzi. Pewnie jak wyjadę gdzieś, gdzie nie będzie TEGO twarożku, bo inny mi nie smakuje.

W ogóle dużo jem. 

Wagowo nie mam pojęcia ile ważę i niech tak zostanie. Za miesiąc mam badania okresowe, więc pewnie mnie zważą, a jak nie, to nadal nie będę wiedzieć. Po co mi ta wiedza? Noszę ubrania w rozmiarze 38-40 i dobrze się z tym czuję. Mogłabym może schudnąć sobie jeszcze, bo troszkę tam mam jakichś krągłości, ale w sumie... lubię je. 

13 maja 2022 , Komentarze (15)

Jak w tytule.

Ma to sens tylko w sytuacji zmiany nawyków żywieniowych. Przez tydzień-dwa, miesiąc to już dla mocno niekumatych. 

Mamy naturalny, doskonały mechanizm, który nam określa ile, kiedy i co powinniśmy jeść. 

W zależności od:

- aktywności

- wieku

- wagi/wzrostu

- fazy cyklu

- chorób

- temperatury i ciśnienia

- poziomu stresu

- gospodarki hormonalnej

- sytacji w dany dzień

- tego, co jedliśmy wcześniej

nasz mechanizm daje sygnały: "zjedz coś", "zjedz dużą porcję", "zjedz coś tłustego/zapychajacego/mokrego/kwaśnego/.. ", "zjedz kanapkę/kawałek sera/jabłko", "nie potrzebujesz jedzenia" itp.

Nie działa?

Oczywiście, że działa, tylko tego można nie słyszeć, bo się to przygłusza myśląc, że się jest mądrzejszym od swojego organizmu. Nie jest się! Przez zaprzeczanie mądrości organizmu osiąga się nadwagę, stres, choroby, konflikty wewnętrzne.

Wszystko działa, tylko trzeba się nauczyć słuchać i nie być przemądrzałym ignorantem. Do słuchania ciała potrzeba pokory. 

Dobra, jeśli się obudzi, kiedy waga pokazuje wynik poza zakresem, a nasze jedzenie nie służy odżywianiu, tylko zaspokajaniu braków emocjonalnych, to nie oznacza, że ciało jest głuche, tępe i należy je ujeździć jak rozpasanego konia. To nie wyjdzie. Nigdy. Zawsze, do końca życia trzeba wówczas być na diecie, trzymać ciało w piwnicy przypięte łańcuchami i stosować autoagresję. 

Jak pisałam, na początek to liczenie kalorii, białek, tłuszczów, węglowodanów, ma sens, bo trzeba przywrócić naturalny stan zdrowia i usłyszeć swoje ciało. Na początek. Kiedy już się usłyszy, zaufa, zgodzi, to zapomnij o tabelkach, liczbach. Tym bardziej, że to i tak bardzo przybliżone wartości. Bardzo!


I jeszcze raz:

Mamy naturalny, doskonały mechanizm, który nam określa ile, kiedy i co powinniśmy jeść.

Ja ostatnio mam mniej ruchu (bo mam więcej pracy), biegam tylko 2 razy w tygodniu i to nie więcej niż 14 km i, uwaga, jestem bardziej głodna. Bo tak. Jem do zaspokojenia głodu, to, na co mam aktualnie ochotę, a z tym bywa bardzo różnie. Teraz na śniadanie nie wystarczy mi 150-200 g tłustego twarogu z rzodkiewkami (chociaż nadal regularnie, codziennie to jem, bo mam taką fazę i uwielbiam), muszę dojeść pieczywo, garść bakalii, batona proteinowego itp. I co? I nic. Nadal ubranie leży identycznie, wyglądam tak samo, jak biegając 5 razy po 22-25 km. Nie mam kompulsów, jem wszystko. Słodycze też. Pojęcia nie mam ile jem kalorii ani ile ważę i mam to nadal baaaardzo głęboko w doopie. 

Jestem zgrabna, zdrowa, szczęśliwa i wyluzowana. Ten kontakt z ciałem jest mega uwalniający.

Nie wiem, co wpływa na mój obecny przyspieszony metabolizm i tak na dobrą sprawę wcale nie muszę tego wiedzieć. Wszystko się pięknie reguluje i działa bez zgrzytów. 

9 maja 2022 , Komentarze (13)

Złudne życie w alternatywnej rzeczywistości. W trybie warunkowym. 

To oszustwo.

"Kiedy tylko schudnę, nagle stanę się innym człowiekiem. Będę promieniała pozytywną energią, nagle cały świat mnie ujrzy, doceni, pokocha. Będę godna zainteresowania i będę piękna. Pewna siebie i szczęśliwa."

Większych bzdur nikt chyba nie wymyślił. Jak nie masz teraz, to nie będziesz mieć tego po schudnięciu, czy przeprowadzce, czy zarobieniu miliona. Szczęście to nie coś, co można dostać w zamian za jakieś poświęcenie czy wysiłek. To stan umysłu niczym nie uwarunkowany. Nie odkładany na kiedyś. Albo to łapiesz już, teraz, albo ucieknie. 

Złap.

I zobacz, jak zmieni się Twój świat. Jak mało ważne stanie się to dążenie do ideału. Jesteś u celu. Stale. Gonisz cienie, zamiast odwrócić twarz ku słońcu.

----

Kolejny dzień. Niby jestem kompletna. A znów odkrywam coś nowego. Innego. Lub znanego, lecz zapomnianego. 

Życie. Proces. Tworzenie, odkrywanie, nauka. 

Patrzę na zewnątrz. I do środka. 

Teraz mam okres odkrywania i oswajania słabości. Pozwalania sobie na błędy, na smutki, wzruszenia i sentymenty. Chcę sobie pobyć miękką. Bo tak. Takiej siebie miałam niewiele. 

Może jutro przyjdzie ubrać inny garniturek. Ale dzisiaj życie jest wokół subtelnych kształtów. I dziś moja dieta jest delikatnością. 

Dobranoc. 

7 maja 2022 , Komentarze (13)

Ostatnio bardzo popularny stał się temat ciałopozytywności. Niezależnie od tego, czy ciało jest zdefektowane, z pryszczami, rozstępami, znamionami, nadwagą czy niedowagą, jakiekolwiek by to ciało było, pokazuje się je w pełnej krasie, bez zasłon, filtrów. Bez uprzedzeń. Jest jakie jest - i w tym tkwi piękno.


Jesteś piękna jakkolwiek wyglądasz. Jesteśmy wciąż atakowani kanonem piękna. Modelka z okładki czasopisma, która została przerobiona w Photoshopie, to ideał, do którego się porównujemy i dążymy  Trzeba dążyć do ideału. Trzeba?

A jeśli ważysz 120 kg to co? Schowaj się, zaprzecz, ubieraj się w worki jutowe, a najlepiej nie wychodź z domu, bo jeszcze komuś zaburzysz poczucie estetyki. Serio?

Czujesz się źle, ociężale, męczysz się i boisz się o zdrowie, to zrób coś. Konkretnie zatroszcz się o własne ciało. Zdrowo go odżywiaj, wyjdź na spacer. Taki, który da Ci satysfakcję. Nie karaj się, nie krzywdź, nie katuj. Ciało jest Twoim przyjacielem, Twoim narzędziem, pojazdem. Czy tak naprawdę ważne jest, czy wygląda tak samo jak ten z garażu obok? Jakie to ma znaczenie? Bo szukasz miłości i uważasz, że znajdziesz, jak karoseria będzie lśniła? Może znajdziesz, ale na pewno nie będzie to miłość. Nie skierowana do Ciebie. To nie ta bajka.
Masz rozstępy, blizny, fałdy skóry? Noś je z dumą. Masz 20-30-50 kg nadwagę? Uuuu... Jeśli dobrze się z tym czujesz, to noś ją z dumą. Na pewno nie wolno Ci jej zwalczać, bo to agresja skierowana do własnego ciała. Możesz ją zredukować, ale nie stawiaj problemu na głowie.

Druga strona medalu wygląda tak, że pojawiają się głosy, jakoby ciałopozytywność wymyśliły grube i brzydkie kobiety, żeby znaleźć wymówkę na brak dbania o siebie. Bo jeśli się ten nurt ugruntuje, to pozwoli na bezkarne epatowanie otyłością i defektami. 

Tylko że... na dobrą sprawę, komu to właściwie przeszkadza? 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.