Zazdrość o chudość :(
Dziś spotkałam się z przyjaciółką jeszcze z czasów podstawówki. Schudła min 15 kg. Ma ok 170 cm i waży 54,5 kg. Jest chudziutka. Mimo, że już od około roku, to ja za każdym razem jak ją widzę tak bardzo jej zazdroszczę. A ja 63 kg i beztrosko wpieprzyłam dziś w pracy pół czekolady i paczkę skitelsów. Jestem żałosna. Do tego łuszczyca po chorobie gardła, jak to zwykle bywa, znów opanowała całe moje ciało.
Nie mogę na siebie patrzeć :(
Ale celowo wklejam sobie zdjęcia dodatkowo w pamiętniku, żeby mi przypominały ile pracy przede mną.
I co z tego?
Co z tego, że są Święta? Czy to jest powód żebym znowu mówiła, że ostatni raz sobie pojem (w praktyce nażrę się jak świnia) a od wtorku będę grzeczna? Nie. Nie będę też robiła sobie jakiegoś specjalnego jedzenia, ale ilościowo ograniczę to co będzie na świątecznym stole. Dzięki Waszej ocenie mojej sylwetki na forum (dostępne też w galerii), wiem, że nie ma się co czarować i minimum 10 kg czas pożegnać. Nie będę kolejny raz wmawiać sobie, że jest ok. Myślę, że tak do końca czerwca powinnam to osiągnąć, jeśli później - też ok.
brak słów
Od ostatniego wpisu minął prawie miesiąc. Ważę tyle samo a nawet może z kolo więcej. Odpuściłam sobie próbując jak zawsze przekonywać samą siebie, że przecież nie muszę się odchudzać. Błąd. Nawet mąż mówi, że powinnam schudnąć. Pomyślicie może, że to chamskie? Nie, ja to właśnie cenię. Chcę mu się podobać i wolę jak jest szczery a nie będzie pozwalał mi się paść, a w głębi duszy przestanę mu się podobać jako kobieta.Fakt też jest taki, że od miesiąca mam kaszel, który przeszedł w zapalenie oskrzeli, zatem o bieganiu nie było mowy. Ale to nie jest wytłumaczenie żadne. Bo cholera mam przecież rowerek stacjonarny i hula hop. No ale jak polegnąć to na całej linii :( Teraz jestem na zwolnieniu lekarskim i mam dużo czasu na myślenie..co się ze mną dzieje?? Żarcie opanowało mój mózg :( Kobieto, ogarnij się. Motywacji mam tu mnóstwo, a jednak czegoś mi brak...SILNA WOLA potrzebna od zaraz!
Zaszalałam w dzień kobiet
Dzień był całkowicie niedietowy- słodycze, 2 drinki i wiele innych rzeczy. Ale cóż...nie żałuję, a dziś znów reżim i powrót. Zawsze po dniu obżarstwa odpuszczałam, ale nie tym razem!!
Stwierdziłam też, że nie będę już robiła sobie ustępstw z różnych okazji, bo tych nie brakuje i szkoda tak przerywać to co się osiągnęło.
Skusiłam się
...na ważenie. Jest cudnie. Po tygodniu 1,5 kg mniej :) Potem będzie wolniej spadać, ale myślę, że 1 kg tygodniowo się da i będzie ok. Jak mniej spadnie- też ok. Nie grzeszę jedzeniowo, więc jestem z siebie zadowolona :)
A właśnie, że się nie zważę!
Postanowiłam zważyć się po dwóch tygodniach idealnego przestrzegania MŻ i aktywności ruchowej, czyli tak w połowie miesiąca. Dietowo jestem bardzo grzeczna, żadne grzeszki mnie nie dopadły :) Niestety jestem trochę chora, boli mnie gardło i jakieś osłabienie dopadło, więc z biegania na razie nici, ale może chociaż hula hop dorwę wieczorem jak mi się lepiej zrobi. Zauważyłam, że brak ważenia dobrze wpływa na moją psychikę, dzięki temu staram się jeszcze bardziej, żeby wynik po 2 tyg był miłym zaskoczeniem. Ogólnie z brzucha mi spadło, nie czuję się już jak hipcio :) Planuję zrobić zupę węgierską z gazetki inspiracje Biedronki. Może być dobra - wołowinka, papryka mmmm...:) Ogólnie wiosna motywuje mnie bardzo.
A i Wy jesteście moją wielką motywacją!!
:)
Wczoraj i dziś dietkowo na 5 :) Wczoraj 67 minut biegania + hula hop. Dziś tylko 45 minut biegania, a raczej marszo-biegania ;) bo wczoraj trochę przegięłam . To było około 10 km, a trochę wyszłam z wprawy ;) Jutro niedziela, muszę dać radę, a w dni kiedy chodzę do pracy nie jest już tak ciężko. Wagi na pasku nie zmieniam, bo...uwaga! : postanowiłam się nie ważyć :P Tak chociaż ze 2 tygodnie chciałabym na tę szklaną cholerę nie włazić. Może się uda. Jakoś psychicznie mi dobrze, jem sporo owoców, warzyw, mało pieczywa. Brzuch czuję, że jest mniejszy. Dam radę!! Jak nie ja to kto? :) Trochę później wdepnę Was poczytać, bo teraz muszę lecieć. Pa, chudzinki :)
Wczorajszy dzień na 5
Jadłam tyle, żeby zaspokoić głód. Ten z żołądka, a nie ten z głowy :P Bilans kalorii około 1000 :) Pomyślałam sobie, że zamiast kupowania słodyczy, którym mówię NIE, będę sobie częściej sprawiać małą przyjemność, np. w postaci nowego lakieru do paznokci, książki itp.
Myślę, że warto. W pracy jestem zasypana robotą, więc czasu na myślenie o żarciu na szczęście mało :) Trzymajcie się chudzinki!!
EDIT: Zrobiłam dziś pizzę na białkowym spodzie z przepisu jednej z Vitalijek- pycha.
Dzisiejszy dzień dietkowo idealny :) Wieczorem planuję przebiec jakieś 6-8 km i trochę poćwiczyć hula.
Ogarnęłam się :)
Idzie ku lepszemu. Nie obżeram się, nie tyję. To pierwszy mały sukces. Zacznijmy teraz gubić kg :) Wróciłam do biegania, kręcę hula, przykurczam żołądek odrobinę... Będzie dobrze!! Wiosna za oknem już prawie, czas zebrać dupsko i do boju!! Cel nr 1: 58 kg do końca marca. Miłego dzionka chudzinki :P