Muszę dużo żałować, bo żal dupkę ściska,,
Generalnie zacząć powinnam od suchych faktów. 70 kg na wadze. W 2 lata przytyłam 16 kg. Siedząca praca, dojazdy do pracy samochodem po przeprowadzce za miasto. Obżarstwo. Jedzenie zawładnęło moim życiem. Obżarstwo to choroba mojego umysłu. Zdaję sobie z tego sprawę więc to już mały krok do przodu. Mam typowe objawy żarłoka: jem dodatkowe porcje gdy nikt nie widzi, planuję odchudzanie od jutra, od poniedziałku, po urodzinach, po "czymśtam" więc przed tym dniem przez np. kilka dni żrę jeszcze więcej. I ciągle mam w głowie myśl, że gdy zacznę racjonalnie się odżywiać (bo nie chcę być na diecie tylko zmienić nawyki na zawsze) to moje życie będzie trudne, smutne i w ogóle gorsze. Błędne koło, bo teraz jest mi smutno z powodu nadwagi. Żałuję. Ważyłam 63 kg dwa lata temu, cudnie schudłam do 54 kg. Byłam laską jak marzenie po zaledwie 3 miesiącach ciężkiej pracy. I co? zmarnowałam to. Czy dam radę stawić czoła 15 kilogramom? Nie tylko o kilogramy chodzi. O zmianę sposobu myślenia o jedzeniu też...
Równowaga...Spadeczki :)
Jeszcze 1,1 kg i wyjdę z nadwagi. W wolnej chwili wrzucę fotki jak teraz wyglądam. Dobrze jest w miarę. Ponad 5 kg daje dużą różnicę w samopoczuciu :) Jestem na etapie równowagi, w której potrafię zjeść kostkę czekolady i przestać jeść dalej. Chwilo trwaj! W sumie trwa już 2,5 miesiąca. Mam tu wiele cudnych motywacji i codzienna lektura pamiętników "do kawki" to prawdziwa przyjemność.
Spektakularne to to nie jest ;)
Od miesiąca nie tknęłam nic słodkiego. Porcje też znacznie mniejsze. Waga -3 kg. Jak na miesiąc mocno spiętej dupki to spektakularny efekt to nie jest. Może wreszcie będę prowadziła pamiętnik poza codziennym czytaniem Was. Może to pomoże? Przyznaję- nie ćwiczę i to jest chyba całe meritum.
Pogromcy cellulitu..
Na zdjęciach tego nie widać ale mam fatalny cellulit, nawet na łydkach. Zamówiłam wczoraj bańki chińskie i chcę kupić jeszcze jakieś serum do wtarcia po masażu. Dziś będzie pierwszy dzień biegania. Słodyczowy odwyk już rozpoczęty. Zatem działanie kompleksowe. Musi być skuteczne! Choć wiem, że pierwsze efekty to po wielu tygodniach. ale cóż- czas i tak płynie.
55 kg sprzed dwóch lat zamieniło się w 66 kg. FOTO
Najgorsze jest to, że brakuje mi siły i motywacji na pokonanie tych 11 kg. Jedno jest pewne- nie czuję się dobrze w tym ciele. Drugie- bez sportu nie ma odchudzania w moim mniemaniu. Zatem konieczne i przemyślenie żarełka i wdrożenie ruchu. W teorii jestem mistrzem. Fakty poniżej. 160 wzrostu i 66 kg to już nadwaga.
krótko i na temat :P
Poniedziałek - bieganie 8 km
Wtorek - bieganie 7 km, do pracy rowerem :)
O co chodzi z tym "cheat day"? To coś w stylu "żrę ile zmieszczę"? Dla mnie to absurd jakiś. Jeśli ktoś ma potrzebę to stosować, to znaczy, że męczy się podczas odchudzania, które przecież powinno być stałym sposobem odżywiania, a nie "specjalną dietą"...nie ogarniam...
Wymówki, mix myślowy i tysiąc powodów żeby
odkładać odchudzanie na potem
Mam ostatnio milion myśli na minutę. Najlepsze jest to, że jest to taki niespójny mix, że szok :P No bo po pierwsze należy się przyznać, że utracone w zeszłym roku kilogramy wróciły. Na życzenie moje własne. Każdy wie, jak to się robi przecież. Opis zbędny. Należy operować liczbami i stwierdzić, że z cudownych wywalczonych 54-55 kg znów są 62 kg. Należy dodać, że to dużo za dużo z uwagi na to, że to co właśnie wylewa się wokół spodni niedługo chyba eksploduje. Należy również przyznać, że cellulit rozgościł się na dobre już chyba wszędzie (no, może poza powiekami i palcami u stóp- zawsze coś). To tyle z faktów podstawowych. I wtedy nadchodzi myśl: no trudno, ale za to jem sobie co chcę i to jest fajne...ale zaraz za nią kolejna: ale w takim stanie to będę się wstydziła latem pójść na plażę a nawet krótkie spodenki założyć...i kolejna: ale teraz nie jest dobry czas na dietowanie bo ten ma urodziny, za chwilę moje, za 2 tygodnie mam gości i tak dalej i tak dalej...A kolejna myśl- i znów odwiedzi mnie moja odchudzona koleżanka a ja w głębi duszy będę pękać z zazdrości...I wtedy myślę - A czemu ty k...a musisz ciągle zazdrościć?! Jak się zazdrości długich nóg czy dużego biustu to ok, na to nie mam wpływu. Ale jak można zazdrościć bez żadnego działania czegoś co jest osiągalne??!! Wystarczy ruszyć dupsko, myśleć ile i co się je i gotowe. Czas i tak będzie płynął, pośpiechu nie ma...Zatem- wszystko to wiem. I nie umiem utrzymać tej równowagi umysłu na długo. Wchodzę tu codziennie, czytam, podziwiam, zazdroszczę i dalej tkwię w złej formie. I tak w kółko...Ale podjąć swoje własne kolejne wyzwanie czas..ale wszystko zaczyna się i kończy w głowie. I jak tu sobie nie poukładam to nic z tego nie będzie!!
Jestem wielka !!!
6 km!!! 45 minut!!! Pierwsza mini przerwa (czyli marsz) dopiero po 20 minutach
Czyli nadal jest we mnie moc!!!! O tak!!!!
Bieganko!!!!
Nie dla mnie ćwiczenia z Ewką, nudzą mnie... Postanowione- wracam do biegania! Czekam właśnie aż obiad się uleży i ruszam. Świeże zimne powietrze...szkoda, że porzuciłam bieganie po wakacjach. Przebiegałam już 10 km w godzinkę. Dziś i przez najbliższe dni będzie tylko 6 km. Wrócę do formy. Widzę, że bez aktywności fizycznej nie da rady. Zatem w drogę!!
Dzisiejsze menu:
duża ciemna bułka
serek grani
jabłko
2 kawałki dorsza
0,5 brokuła
2 nieduże kawałki domowego ciasta (z jabłkami i orzechami, bez polew, kremów itp)
Chyba w miarę?