Dieta wcale nie musi być za karę
Parę lat temu, gdy się odchudzałam (z efektem jo-jo, niestety), pilnowanie kalorii było dla mnie katorgą. Bardzo ubolewałam nad tym, że tyle pyszności (czyli śmieciowego żarcia) muszę sobie odmawiać. Ciężko było mi wytrzymać bez kawałka pizzy, kebaba, chipsów i piwa do filmu. No, i nie trzeba było czekać długo na rezultaty - powrót do wagi wyjściowej, spadek kondycji, ogólne zaniedbanie organizmu, załamka i siedzący tryb życia.
Teraz podchodzę do tego zupełnie inaczej. Układanie zdrowych posiłków staje się pomału moim hobby... Bo ile jest przecież przepisów, ile kombinacji różnych produktów można wykorzystać! A jedzenie, oprócz tego, że jest pyszne i sprawia przyjemność, wygląda apetycznie i kolorowo.
Ćwiczenia i zdrowe odżywianie dają mi niezłego kopa. Nie jestem już tak zmęczona, nie mam problemów z zasypianiem, ani z wypróżnianiem. Poprawiła się moja kondycja i wygląd skóry. Choć jeszcze daleko mi do tego, by się pokazać w stroju kąpielowym bez wypieków na twarzy, to wiem, że jestem na dobrej drodze.
Dodatkowo - mój Małż również lepiej zaczął się odżywiać, a niemal każdy posiłek jest dla niego niespodzianką i ucztą dla zmysłów.
Także moi drodzy i moje drogie - dieta może być naprawdę fajna! :)
Coraz lepiej
Nie piszę codziennie, bo o czym tu pisać? Że jem to i tamto i biegam tyle i tyle na orbitreku. Eeee, nieee...
Dietę trzymam, treningi też. Orbitrek dużo daje. Poprawia nie tylko sylwetkę, ale też kondycję. Wczoraj biegałam w terenie i nie padłam po pięciu minutach. Truchtałam spokojnie aż 30 min., a potem, żeby się "dobić", wskoczyłam na 40 min. na orbiego.
Dzisiaj czuję, że żyję. :)
Niestety, śnieży dosyć mocno, więc raczej w teren się nie wybiorę, ale może jutro...
Nie mam wagi, nie wiem ile ze mnie zeszło, ale widzę po ubraniach, że są luźniejsze.
Za tydzień TŁUSTY CZWARTEK! Już nie mogę się doczekać, bo tym razem zjem pączka / -i bez wyrzutów sumienia. :)
Nieszczęsne kolano
I stało się to, czego bardzo się obawiałam. Odezwało się moje lewe kolano. I to dosłownie, bo skrzypi, jak cholera, zwłaszcza po ćwiczeniach na orbitreku.
Mam z tym kolanem problemy od kilku lat. Chodziłam do lekarzy, faszerowali mnie prochami, kierowali na rehabilitacje, ale nigdy nic tak naprawdę nie pomogło. Na jakiś czas problem znikał, a potem znów wszystko wracało. Smarowałam więc je maścią, brałam tabletkę przeciwbólową, zaciskałam zęby i było ok.
No, i teraz znów się zaczyna. Nie boli mnie jakoś bardzo mocno. Czuję tylko takie ciepłe mrowienie i wyraźne ocieranie stawu. Da się przeżyć. Ale mam obawy, że przerodzi się to w coś gorszego. Nie mam zaufania do lekarzy, bo nigdy mi nie pomogli. Mam też podobne problemy ze stawem skroniowo-żuchwowym, też lewym, żeby było śmiesznie. W tym wypadku przeróżni "specjaliści" także załamywali ręce.
Zwlekam więc z wizytą do kolejnego pana doktora, który wyssie ze mnie resztki energii i kasy.
I czekam, kiedy zacznie mi nawalać lewy łokieć...
Ćwiczę dalej na orbitreku, ale już na mniejszym obciążeniu i w stabilizatorze. Nie wiem, popytam znajomych, może ktoś zna fachowca, który w końcu coś konkretnego zaradzi.
A może ktoś z Was miał podobny problem i mógłby polecić lekarza lub klinikę?
FOTOMENU
Postanowiłam, że od czasu do czasu będę wrzucała zdjęcia tego, co jem.
Wczorajsza kolacja.
Sałatka z rucoli, pomidora, cebuli, papryki i rzodkiewki, z jogurtem naturalnym 2, % i ziarnami.
Zdjęcie robione telefonem, dlatego takie kiepskie. Ale już
dzisiejsze śniadanie
zostało sfotografowane normalnym aparatem.
Skład kanapek: 3 Wasy zbożowe lekkie, masło, rolada z kurcząt, ser brie 13 %, twaróg chudy, twaróg wędzony pełnotłusty, pomidor, rucola, rzodkiewka, ziarno słonecznika i dyni.
Jajko: na półtwardo, z odrobiną majonezu i z rucolą.
I oczywiście - mała kawa rozpuszczalna z mleczkiem z magnezem.
Dieta
Muszę zmienić sposób odżywiania i poprawić jakość przyjmowanych produktów. Policzyłam kalorie moich codziennych posiłków i okazało się, że dostarczam ich organizmowi zbyt mało w stosunku do tego, co spalam. O połowę mniej! Koniecznie powinnam się przestawić, bo w końcu, któregoś dnia, padnę z wycieńczenia.
Będę zapisywać to, co jem. Mam mojego kochanego czarnego Moleskina, więc w nim poprowadzę dzienniczek posiłków.
Poza tym - ćwiczę nadal na orbitreku, jakieś 30-40 min. dziennie. W weekendy robię przerwy, bo 1). mam zajęcia na uczelni, 2). muszę dać odpocząć kolanu, gdyż ostatnio zaczęło mi dokuczać.
Przygotowuję się też do (mam nadzieję!) zbliżającego się ocieplenia i biegów w terenie. Zaopatrzyłam się w okulary polaryzujące (będą idealne też na rower), legginsy i koszulki do biegania.
Tyle ode mnie. Miłego dnia! :)
Satysfakcja
Po weekendowych zajęciach, zjeździe numer sześć z dziewięciu (jeszcze trzy!!!) w tym semestrze, czuję się, jakby mnie coś połknęło, przeżuło, trochę nadtrawiło i wypluło. Nie wiem, kto układał plan, ale chyba jakiś idiota; bo żeby zrobić sześciotygodniową przerwę między zjazdami, a potem - trzy pod rząd w lutym, to trzeba być albo sadystą, albo debilem.
W każdym razie - przeżyłam. Nie ćwiczyłam, piłam piwo, na uczelni jadłam tylko kanapki, a po powrocie do domu - sute obiady i ciasto. A dziś na śniadanie - jajecznicę. Byłam tak głodna, że nie mogłam się oprzeć smażonym z cebulą, kiełbasą i pomidorem jajkom.
A co mnie dziwi najbardziej? Nie mam wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie - czuję dużą satysfakcję, że mogłam zjeść i pić, co chciałam, bez konsekwencji przybrania choćby grama tłuszczu. Ćwiczyłam i pilnowałam diety codziennie, więc nic się nie stanie, kiedy przez dwa dni będę po prostu zmęczonym człowiekiem, który zjadł późny obiad z deserem, oparł nogi na oparciu fotela i relaksował się z butelką piwa w ręku przed TV.
A najprzyjemniejszy był smak potraw "zakazanych", który czułam wyraźniej niż dotychczas i mogłam się nim delektować.
Także, drodzy odchudzający i odchudzające się - pozwólmy sobie czasem na odrobinę szaleństwa nic nie robiąc i trochę kulinarnych przyjemności!
Dzień bez ćwiczeń dniem straconym
Od dziesięciu dni trzymam się swojego postanowienia, pilnuję diety i ćwiczę codziennie. Nawet przez ostatnie dwa dnie nie zrezygnowałam z treningu, kiedy zaczęło mnie łapać przeziębienie. Nafaszerowałam się Gripexem, Rutinoskorbinem i chyba wypociłam podczas biegania na orbitreku "dziada", któy mnie atakował. ;) Czyli sprawdziło się powiedzenie: sport to zdrowie.
Nie potrafię wytrzymać bez ćwiczeń, tak bardzo weszło mi to w krew, dlatego bardzo obawiam się weekendu... Mam zajęcia na uczelni i wiem, że wrócę bardzo późno i zbyt zmęczona, by ruszyć jakąkolwiek częścią ciała... W niedzielę kończę wcześniej, to może wtedy uda się choć trochę pohasać.
Zamówiłam na Allegro Yerba Mate. Podobno wspomaga odchudzanie. Na razie trudno mówić o efektach, bo piję ją dopiero trzeci dzień. Smakuje dosyć nieźle, spodziewałam się gorszego smaku.
A wczoraj stałam się posiadaczką rajstop Gatty Bye Cellulite. Sprawdzę ich cudowne właściwości. Babeczka w sklepie mówiła, że faktycznie - poprawiają krążenie i fajnie modelują biodra i pośladki. Działania antycelulitowego nie potwierdziła, bo nie nosi ich codziennie. I bardzo ciężko się je zakłada. Próbowała któraś z Was?
Udanego, zdrowego i bardzo sportowego weekendu wszystkim życzę! Widzimy się w poniedziałek. ;)
Cudotwóca Weider?
Słoneczne dzień dobry! Wczoraj zaczęłam A6W po tym, jak obejrzałam kilka zdjęć ludzi, którzy dotrwali do ostatniego dnia. Byłam w szoku. Skoro inni mogli, to ja też, prawda? Ale ledwo dałam radę wykonać całą serię ćwiczeń. Jestem zaskoczona, że mam tak słabe mięśnie brzucha. Kiedyś mogłam wykonać kilkaset zwykłych "brzuszków" bez większego problemu, a teraz nie zrobię nawet pięćdziesięciu... No, ale jak się tylko siedziało i żarło, to nie ma czemu się dziwić.
Oprócz tego, dalej orbitrek, ćwiczenia na nogi, pośladki, biodra. Trzymam się diety: żadnego podjadania między posiłkami, dużo wody, zielona i biała herbata.
Pogoda dziś piękna, słońce, plus pięć stopni. Może pobiegam w terenie?
Pierwszy tydzień za mną
Dzieeeeeń dooooobryyyyy! Dokładnie tydzień temu stanęłam przed lustrem, spojrzałam w swoje odbicie i powiedziałam: o, nie, dosyć tego! Dosyć siedzenia w moim ulubionym, dużym i szerokim, fotelu i przybierania jego kształtów! Ruszyłam dupsko i, póki co, ruszam nim nadal. Codziennie. A, nie, przepraszam, w sobotę miałam przerwę, byłam jedynie na spacerze.
Wczoraj pobiłam swój rekord na orbitreku: 33 minuty, 5,5 kilometra, przy obciążeniu 5, a więc trochę pod górkę. Pogoda na bieganie w terenie nie dopisuje, wczoraj spadł śnieg, a dziś leje od rana i jest nieprzyjemna chlapa. Ale orbitrek naprawdę daje radę, nawet ręce mnie bolą i brzuch, z czego bardzo się cieszę, bo rąk nie mam wyćwiczonych w ogóle. Zastanowię się później nad jakimiś małymi hantlami.
I myślę, by zacząć dziś A6W... Kiedyś dotrwałam do 11. dnia...
Stworzyłam sobie też wreszcie porządną listę piosenek do biegania:
https://p.twimg.com/AjDoeqVCQAEeKFw.jpg:large
Może to dlatego tak dobrze mi się ćwiczy? W końcu odpowiednia muzyka także jest ważna.
Diety dalej się trzymam. Wyczytałam, że dla budowania mięśni należy spożywać dużo białka, a najlepsze jest w jajkach. Uwielbiam jaja, zwłaszcza na miękko, więc bardzo się cieszę, że mogę je pochłaniać bez wyrzutów sumienia, i to aż 4 w tygodniu! :)
To wszystko tak bardzo napawa mnie optymizmem, że wiem, iż dam radę, że się nie złamię. Nie tym razem!
I na koniec, mała motywacja:
Do lata tak wyglądać. Wchodzicie w to?
Te rozstania i powroty...
Znów wracam do walki nad kształtowaniem sylwetki. Niestety, znów ważę 67 kg. :( Zaczęłam 10. stycznia i, póki co, trwam nadal. I mam nadzieję, że tym razem się nie poddam... Wiem, że mogę, już raz mi się udało, więc dziwię się, że teraz tak trudno zabrać się do roboty...
Odrzuciłam niezdrowe żarcie i podjadanie między posiłkami, zwłaszcza w godzinach wieczornych. Biegam w terenie i na orbitreku, chodzę na długie spacery. Jak na razie - codziennie. Zamierzam dołączyć do tego jeszcze robienie brzuszków i jakieś ćwiczenia na moje nieszczęsne "boczki".
To dopiero kilka dni, ale dużo lepiej się czuję, odkąd zmieniłam tryb życia. Myślę, że nadszedł właśnie ten moment, w którym dotarło do mnie, że ruch i zdrowa dieta gwarantują lepsze samopoczucie. No, i ładnie rzeźbią ciało. ;)
I na koniec - motywujący obrazek:
;-)