Znów wracam do walki nad kształtowaniem sylwetki. Niestety, znów ważę 67 kg. :( Zaczęłam 10. stycznia i, póki co, trwam nadal. I mam nadzieję, że tym razem się nie poddam... Wiem, że mogę, już raz mi się udało, więc dziwię się, że teraz tak trudno zabrać się do roboty...
Odrzuciłam niezdrowe żarcie i podjadanie między posiłkami, zwłaszcza w godzinach wieczornych. Biegam w terenie i na orbitreku, chodzę na długie spacery. Jak na razie - codziennie. Zamierzam dołączyć do tego jeszcze robienie brzuszków i jakieś ćwiczenia na moje nieszczęsne "boczki".
To dopiero kilka dni, ale dużo lepiej się czuję, odkąd zmieniłam tryb życia. Myślę, że nadszedł właśnie ten moment, w którym dotarło do mnie, że ruch i zdrowa dieta gwarantują lepsze samopoczucie. No, i ładnie rzeźbią ciało. ;)
I na koniec - motywujący obrazek:
;-)
yagnaya
17 stycznia 2012, 10:30Też myślę, że dam radę. Nie poddawaj się kryzysowi. Powodzenia! :)
spacerek.wieczorem
16 stycznia 2012, 19:54co prawda nie dlugo trwa ta Twoja dieta ale mysle ze dasz rade :). Duzo sportu a to jest najwazniejsze. U mnie dzis 15 dzien i mam delikatny kryzys ale walcze! musi sie udac :)