Dziewczyny, muszę się Wam wyżalić :(
Ostatnio pisałam o randce, która miała się odbyć. Randce z chłopakiem z mojego wydziału (starszy rocznik), w którym dobre pół roku cicho podkochiwałam się. Nie znaliśmy się w ogóle. Często zdarzało mi się zerkać na niego i miałam wrażenie, że on tez to robił. Dopiero na imprezie wydziału jakoś tak wyszło, nie wiem czy z mojej, czy z jego strony, że nagle znaleźliśmy się obok siebie i zaczęliśmy tańczyć ze sobą. Wydaje mi się, że to była obustronna chęć 'zbliżenia się' do siebie. Nawet słowa nie zamieniliśmy tylko po prostu jak dobrzy znajomi zaczęliśmy razem bawić się. Potem po 2-3 kawałkach rozeszliśmy się też bez słowa. Nawet nie wiedziałam jak się nazywa. Parę dni po imprezie gdy przypadkowo mijałam go na uczelni było mi strasznie głupio, bo uznałam, że alkohol wziął górę i że pewnie myśli, że jakaś małolata podwala się do niego. Liczyłam na to, że może jednak nie pamięta i poszłam dalej. Jakoś tydzień po zaskoczyło mnie zupełnie to, że znalazł mnie i odezwał się na fb. Zapytał się czy go kojarzę, a jeśli tak to prosi abym przyjęła zaproszenie na kawę. Zgodziłam się i odpisał, że w takim razie odezwie się. Czekałam tydzień i NIC. Uznałam, że chyba mu się odwidziało. Jednak minęło te 10 dni, ostatni dzień na uczelni, znów minęliśmy się przypadkiem, ale ja spieszyłam się, bo w ten dzień wracałam do domu na wakacje. Także w ten dzień napisał do mnie, czy spotkamy się. Powiedziałam mu, że wyjeżdżam. Trochę zmieszana była rozmowa, napisał tylko, że w takim razie miłych wakacji. Ja napisałam, że jak wrócę to odezwę się do niego a on napisał, że super. Jakoś tydzień później napisał do mnie znów, uznał, że skoro na razie nie możemy się spotkać to chociaż tak pogadamy. Niestety (i tu był chyba błąd) powiedziałam mu, że nie lubię poznawać ludzi przez internet (zazwyczaj potem jest rozczarowanie), więc go trochę spławiłam. Potem znów w sumie z mojego powodu wynikła krótka rozmowa. Od czasu do czasu posłaliśmy sobie jakiś nic nie znaczący uśmiech na fb (z mojej strony była to chęć pokazania, że nadal jestem zainteresowana), on od czasu do czasu pytał się kiedy wracam. Jakoś 2 tygodnie temu znów się odezwał z pytaniem, kiedy wracam. Odpowiedziałam, że za tydzień i jeśli nadal ma ochotę spotkać się to się odezwę jak wrócę. Napisał, 'OCZYWIŚCIE że mam ochotę'.
Minęły 2 miesiące od pierwszego zaproszenia, ja jestem już na miejscu, w sumie 2 tygodnie temu liczyłam jeszcze na spotkanie, w piątek napisałam do niego, rozmowa była krótka, bardzo krótka. Jedynie informacja że już jestem. Wczoraj i dziś widzę jak siedział na fb, nawet się nie odezwał, ani nic. Chyba mu już przeszło :(
Tyle czasu się upominał, a teraz NIC :(
Wiem, że głupota, ale liczyłam na udaną randkę, albo chociaż na jakąkolwiek randkę, a tu nic.
Boję się, że znów wszystko schrzaniłam, bo strasznie zapierałam się przy tym aby nie poznawać go przez internet, przez co nasze rozmowy były trochę dziwne, raczej takie krótkie informacje i raczej nimi nie zachęciłam go do siebie. Parę razy coś tam się rozwinęło i boję się, że wyczuł, że mi się bardzo podoba i wystraszył się trochę. Facet ma raczej dystans do takich rzeczy i to chyba ten typ, który chce iść na kawę i na razie nie myśli czy będzie coś dalej.
Jest mi strasznie smutno, bo zawsze gdy czegoś bardzo chcę to się coś chrzani. Zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy miłosne. Wiadomo, że może się okazać że to i tak 'nie ten', ale dlaczego tracę szanse na spróbowanie? :(
Mam wrażenie, że dopadła mnie zła karma. Gdy zaczęłam interesować się facetami to trafiali się tylko tacy, którzy widać że czuli do mnie coś więcej i dawali mi to jasno do zrozumienia, ale ja zawsze ich goniłam, bo nie byli to faceci z którymi chciałam aby mnie coś łączyło mimo, że byli sympatyczni. I tak z trzech czy czterech na dobry początek spławiłam, a teraz to mnie faceci spławiają i mają mnie gdzieś :( Albo interesują się mną tylko z jednego powodu :( I tak mija już 21 rok a ja nadal jeszcze nigdy nie byłam w związku i coraz ciężej poznawać mi facetów bo łapię spory dystans do nich :(
Jest mi strasznie przykro, nie wiem po co to piszę, ale muszę się wyżalić. Jest beznadziejnie a ja mam wrażenie że zachowuję się jak jakaś durna nastolatka...:(