Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Clarks

kobieta, 48 lat, Warszawa

170 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 czerwca 2011 , Komentarze (2)

Wakacje, znowu są wakacje, na pewno mam rację, wakacje znowu są Ale się cieszę!!! Lubię urlopowe klimaty, kiedy nic nie trzeba, kiedy można spać dłużej niż zwykle, jeździć na wycieczki lub po prostu leżeć plackiem w ogrodzie. Lubię zapachy i smaki lata. Lubię 40 stopniowe upały, nie przeszkadzają mi komary ani inne niedogodności. W sumie - źle się stało, że nie urodziłam się na Seszelach albo Majorce. Mogłabym tam robić jako tester plaży, albo strażnik łodzi multimilionera ... albo pełnić funkcję żony właściciela w/w łodzi Ech! rozmarzyłam się  
Dietowo bardzo ok. Ruchowo też - pomimo, że nie miałam czasu na bieganie, to codziennie wygenerowałam chwilę by poskakać na trampolinie w ogrodzie. Teraz czekam na upały by móc pływać w basenie, bo w chwili obecnej woda jest tak zimna, że ścina mnie z nóg Chociaż .... tak myślę .... może więcej kcal stracę próbując się ogrzać niż aktywnie pływając ???


19 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Wczoraj najnormalniej w świecie zapomniałam się zważyć. Yyyyyy ..... no dobra przyznam się - nie zważyłam się, bo się bałam wskazu wagi. Tydzień pod względem dietkowym był bardzo udany, ale jedyny ruch jaki zaliczyłam to był poniedziałkowy aerobik, a potem to już jedynie siedziałam na tyłku obrabiając papiery do pracy. Dziś wstałam bladym świtem by dokończyć ostatni raporcik i od jutra będę regularnie bez żadnych obsuw prowadzić pamiętnik i przede wszystkim : BIEGAĆ!!!
Na koniec zostawiłam najfajniejszą informację - moja waga dziś 59,4 kg Suuuuuuper!!!!  Ale jak to? Bez ruchu????  Bomba!!!!

15 czerwca 2011 , Komentarze (2)

Niby wszystko ok, niby trzymam dietę, niby nie podjadam niczego, niby realizuję założone dzienne plany żywieniowe, ale ... właśnie! ALE jest jedno takie wielkie, kobylaste ALE - nie mam czasu na marszobiegi. Czerwiec to dla mnie gigantycznie gorący okres. Siedzę w papierach po uszy i dzień w dzień... tfu! ... noc w noc siedzę i piszę, piszę, piszę. Na pewno ten stan nie zmieni się przed poniedziałkiem. Do poniedziałku spłaszczam na krześle mój tyłek I oczywiście jak zawsze - wyobrażam sobie, że tyję w tempie światła. Słyszę trzeszczące krzesło, trzaskające w pasie spodnie i pyknięcia rozstępującej się skóry na biodrach Przesadzam? Chyba mam fobię. A może to kryzys wieku średniego?

13 czerwca 2011 , Komentarze (1)

Roboty po pachy, papierkologii na tony do przerobienia. Dietowo bosko. Dzień przebrnęłam bez najmniejszej wpadki.
śniadanko - owsianka
II śniadanie - mały soczek marchwiowy (80 kcal plus trochę świeżego ananasa)
obiad - kurczę nie pamiętam, ale wiem, że byłam super zadowolona.
kolacja - jogurt z musli w mini ilości.
A teraz to .... rosną mi kły, bo moje dziecko, które powinno dawno spać łazi po chałupie i molędzi nie wiadomo po co ani w jakiej sprawie. Aaaaaa!!!

12 czerwca 2011 , Komentarze (2)

Czuję, że chudnę. Norrrmalnie słyszę syczenie wytapianego tłuszczu. Wczoraj jedzenie bardzo ok. Super się trzymałam do samego wieczora, a potem pojechaliśmy do przyjaciół na grilla i tam - NIE zjadłam kiełbaski, NIE zjadłam kaszanki, NIE zjadłam nic. Za to wypiłam 3 lufy krupniku cytrynowego (może nikt nie zauważy skoro zapisałam mini drukiem). Ale wspaniałomyślnie wybaczyłam to sobie, bo do domu wracaliśmy pieszo (3 km szybkiego marszu polna drogą).
Dziś też źle nie było. Rzekłabym wręcz - że bardzo dobrze. Nie będę rozpisywać diety na czynniki pierwsze, ale wiem, że nie przekroczyłam 1000 kcal. Ruchu miałam bardzo dużo. Wyprowadziłam męża do lasu by się wybiegał ;) Sama poganiałam za nim ( a co! niech się cieszy!). Nic nie podjadałam, nic nie chrupałam. Super.

11 czerwca 2011 , Komentarze (5)

Zerwałam się bladym świtem by sprawdzić wskaz wagi. I co? Dla mnie bomba! Tak, tak , wiem, wiem - co to jest to nędzne pół kg? Wiem, że to żaden osiąg, ale obiecuję sobie, że za tydzień o tej samej porze będzie poniżej 60. BĘDZIE koniec kropka. Dwa lata temu założyłam sobie, że nie będę ważyła więcej niż sześć dych. Dotychczas słowa dotrzymywałam i nadal tego chcę.
Przyznaję bez bicia, że bardzo odpowiada mi moja waga, jestem zadowolona ze swojej sylwetki - mam fajne długie nogi, w miarę płaski brzuch (w miarę!) i generalnie nie mam żadnych zastrzeżeń. Wiem jednak, że jak teraz nie wyznaczę granicy i nie wrócę na właściwe tory, to następny rok szkolny będę zaczynała z wagą 65 - a tego baaaaaardzo nie chcę.
Zachęcona spadkiem ciężaru ciała mam następujący plan żywieniowy na dziś:
śniadanie - owsianka (już zjedzona)
II śniadanie - jogurt naturalny niskotłuszczowy (a co!)
obiad - gotowana pierś z kurczaka plus fura sałaty
podwieczorek - c.d. wczorajszych brzoskwiń
kolacja - biały ser z łyżką dżemu.
Uważam, że to super dietetyczne menu.

Wieczorkiem pobiegam więc na pewno spalę więcej kalorii niż zjem.
Miłego weekendu!

10 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Od rana mam ostry popas. A żyłam w przeświadczeniu, że mam mega silną wolę. Okazało się jednak, że moja silna wola pojechała na wakacje, zostało natomiast nędzne, popiskujące bógwico, które myśli wyłącznie o żarciu
Dziś miałam fajną imprezkę w pracy. Założyłam sobie, że nie będę nic jadła, wypiję tylko pyszną kawkę i ewentualnie zjem kilka truskaweczek. Jak powiedziałam, tak zrobiłam - wypiłam kawkę, zjadłam kilka truskaweczek ...  a oprócz tego kawałek piernika, kawałek ptasiego mleczka, wielki kawał ciasta 3 bit [zgrzytam zębami]. Całe to obżarstwo miało miejsce o godzinie 15.
Po powrocie do domu w ramach kolacji (18:00) zjadłam pyszną sałatkę z fetą i pół puszki brzoskwiń. Natomiast 5 minut temu wtrąbiłam pół paki chipsów. Osssstro. I co teraz? Czuję jak moje pośladki trzeszczą rozrastając się na boki. Jejciu!!!! Co robić?? Co robić???  Chyba sobie poleżę z gazetką to przynajmniej zapewnię spokój mojemu ciężko pracującemu żołądkowi.
Moje dzisiejsze menu:
śniadanie - owsianka (200 kcal)
II śniadanie - jogurt musli bakoma (200 kcal)
obiad - bułka pszenna z plastrem schabiku, sałatą i musztardą (250 kcal)
TU ZACZYNA SIĘ HARDCORE
poobiednia przekąska - kawałek piernika, kawałek ptasiego mleczka, wielki kawał ciasta 3bit (stawiam, że z 500 kcal)
kolacja - sałatka (sałata, papryka, oliwki, troszkę fety, ogórek) (200 kcal)
pokolacyjna bzdura - chipsy [łeeee!!! ryczy!!! beczy!!! szlocha!!!] (400 kcal)
Razem : 1750 kcal
I co Wy na to? Porażka, dno i metr mułu czy porażka, dno i głębia bezdenna mułu?


9 czerwca 2011 , Komentarze (2)

Ciekawa jestem jak będzie przedstawiała się moja waga (Nie, nie - nie mam na myśli przedstawiania w sensie : "Dzień dobry - Waga jestem" albo"Witam - Wagosława z tej strony"
liczę na jej wskaz. Kurczę!!! Dla dobrego samopoczucia potrzebuje tylko minus 0,5 kg. Więcej do szczęścia mi nie trzeba.
Pożyjemy - zobaczymy.
Dziś od rana leje jak z cebra (na dworze- rzecz jasna, a nie ja). Moje menu traktuje z umiarkowanym entuzjazmem. Niby wszystko ok, ale przez to, że nie czuję głodu to nie czuję również, że chudnę.
Co dziś jadłam? Oto moja strawa :
śniadanie - owsianka (220 kcal)
II śniadanie-  jogurt musli bakoma (200 kcal)
obiad - kanapka (2 kromki razowego chleba, 2 plastry pieczonego schabu, 1 plaster żółtego sera, 1 papryka, fura sałaty) ... na moje oko ma to ... yyyy .... 400 kcal
podwieczorek - 2 ziemniaki pieczone 9co ja z tymi ziemniakami??? (200 kcal)
kolacja - 2 pomidory z solą (60 kcal)
razem - 1100 kcal (w przybliżeniu)

Zaraz biegnę na aerobik spalić te durne ziemniaki.

6 czerwca 2011 , Komentarze (4)

Jest bosko! Uwielbiam takie tropikalne klimaty. Mam wrażenie, że skwar wytapia ze mnie tłuszcz który spława strugami po plecach
Dieta oczywiście mega szalona i bardzo niepospolita.
śniadanie - owsianka (standard od trzech lat) (220 kcal)
II sniadanie - jogurt musli bakomy (200 kcal)
obiad - fura sałaty z papryką + kromka chleba razowego + jajecznica z dwóch jajek smażona na suchej patelni (tzn. bez tłuszczu). Wg moich obliczeń było to 400 kcal (? dobrze?)
podwieczorek - [uwaga!!!] LODY - 2 gałki śmietankowych ZDURNIAŁAM  - 300 kcal
kolacja - micha truskawek plus jogurt naturalny (300 kcal)
Czyli zjadłam 1420 kcal????  Szoooook!!!!

Za chwilę biegnę na aerobik, potem przebiegnę swoją codzienną trasę. Mam nadzieję, że spalę te ohydnie smaczne lody.

5 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Sama nie wiem czy się cieszyć czy nie. Z jednej strony dietowo super ... a może niekoniecznie??? Nie wiem, nie znam się
Wyglądało to następująco:
śniadanie - owsianka
obiad - fura (jak dla konia) sałaty z ananasem i koprem (mniam!!!) plus druga fura (jak dla źrebaka) pieczonych ziemniaków
podwieczorek - kawa ze śmietanka plus arbuz
kolacja - arbuz (w skandalicznie wielkiej ilości), 3 pieczone ziemniaki (zostały z obiadu, a były haniebnie pyszne) plus 5 wielkich pomidorów z solą

Co myślicie o takim menu? Dodam, że nie mam najmniejszej potrzeby jedzenia mięsa (zawsze tak było). Dziś na obiad szykowałam mojej familii schaboszczaki, ale sama nie miałam sumienia włożyć ich do ust. W ogóle nie jadam rzeczy smażonych, na samą myśl o takich produktach zaczyna boleć mnie wątroba
Właściwie latem mogłabym się żywić tylko owsianką (kocham jej smak) owocami i warzywami, przy czym zaznaczę, że nie jest to wcale fajne, bo pochłaniam to wiadrami.
Skiepściłam za to dzisiaj kwestię ruchu Nie biegałam, bo do 21 miałam gości, potem zaś musiałam przygotować się do pracy więc nie było opcji bym pozostawiła obowiązki i pobiegła palić kcal. Przez ten brak ruchu mam wrażenie, że zrobiłam się grubsza o 35 kg. Jutro odbiję sobie - pójdę wieczorem na aerobik, a po aerobiku pobiegam.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.