Weekendzik jak ta lala :)
Czuję, że chudnę. Norrrmalnie słyszę syczenie wytapianego tłuszczu. Wczoraj jedzenie bardzo ok. Super się trzymałam do samego wieczora, a potem pojechaliśmy do przyjaciół na grilla i tam - NIE zjadłam kiełbaski, NIE zjadłam kaszanki, NIE zjadłam nic. Za to wypiłam 3 lufy krupniku cytrynowego (może nikt nie zauważy skoro zapisałam mini drukiem). Ale wspaniałomyślnie wybaczyłam to sobie, bo do domu wracaliśmy pieszo (3 km szybkiego marszu polna drogą).
Dziś też źle nie było. Rzekłabym wręcz - że bardzo dobrze. Nie będę rozpisywać diety na czynniki pierwsze, ale wiem, że nie przekroczyłam 1000 kcal. Ruchu miałam bardzo dużo. Wyprowadziłam męża do lasu by się wybiegał ;) Sama poganiałam za nim ( a co! niech się cieszy!). Nic nie podjadałam, nic nie chrupałam. Super.
Moja waga to fajna dziewczyna
Zerwałam się bladym świtem by sprawdzić wskaz wagi. I co? Dla mnie bomba! Tak, tak , wiem, wiem - co to jest to nędzne pół kg? Wiem, że to żaden osiąg, ale obiecuję sobie, że za tydzień o tej samej porze będzie poniżej 60. BĘDZIE koniec kropka. Dwa lata temu założyłam sobie, że nie będę ważyła więcej niż sześć dych. Dotychczas słowa dotrzymywałam i nadal tego chcę.
Przyznaję bez bicia, że bardzo odpowiada mi moja waga, jestem zadowolona ze swojej sylwetki - mam fajne długie nogi, w miarę płaski brzuch (w miarę!) i generalnie nie mam żadnych zastrzeżeń. Wiem jednak, że jak teraz nie wyznaczę granicy i nie wrócę na właściwe tory, to następny rok szkolny będę zaczynała z wagą 65 - a tego baaaaaardzo nie chcę.
Zachęcona spadkiem ciężaru ciała mam następujący plan żywieniowy na dziś:
śniadanie - owsianka (już zjedzona)
II śniadanie - jogurt naturalny niskotłuszczowy (a co!)
obiad - gotowana pierś z kurczaka plus fura sałaty
podwieczorek - c.d. wczorajszych brzoskwiń
kolacja - biały ser z łyżką dżemu.
Uważam, że to super dietetyczne menu.
Wieczorkiem pobiegam więc na pewno spalę więcej kalorii niż zjem.
Miłego weekendu!
Ha ha ha - dobra jestem :D
Od rana mam ostry popas. A żyłam w przeświadczeniu, że mam mega silną wolę. Okazało się jednak, że moja silna wola pojechała na wakacje, zostało natomiast nędzne, popiskujące bógwico, które myśli wyłącznie o żarciu
Dziś miałam fajną imprezkę w pracy. Założyłam sobie, że nie będę nic jadła, wypiję tylko pyszną kawkę i ewentualnie zjem kilka truskaweczek. Jak powiedziałam, tak zrobiłam - wypiłam kawkę, zjadłam kilka truskaweczek ... a oprócz tego kawałek piernika, kawałek ptasiego mleczka, wielki kawał ciasta 3 bit [zgrzytam zębami]. Całe to obżarstwo miało miejsce o godzinie 15.
Po powrocie do domu w ramach kolacji (18:00) zjadłam pyszną sałatkę z fetą i pół puszki brzoskwiń. Natomiast 5 minut temu wtrąbiłam pół paki chipsów. Osssstro. I co teraz? Czuję jak moje pośladki trzeszczą rozrastając się na boki. Jejciu!!!! Co robić?? Co robić??? Chyba sobie poleżę z gazetką to przynajmniej zapewnię spokój mojemu ciężko pracującemu żołądkowi.
Moje dzisiejsze menu:
śniadanie - owsianka (200 kcal)
II śniadanie - jogurt musli bakoma (200 kcal)
obiad - bułka pszenna z plastrem schabiku, sałatą i musztardą (250 kcal)
TU ZACZYNA SIĘ HARDCORE
poobiednia przekąska - kawałek piernika, kawałek ptasiego mleczka, wielki kawał ciasta 3bit (stawiam, że z 500 kcal)
kolacja - sałatka (sałata, papryka, oliwki, troszkę fety, ogórek) (200 kcal)
pokolacyjna bzdura - chipsy [łeeee!!! ryczy!!! beczy!!! szlocha!!!] (400 kcal)
Razem : 1750 kcal
I co Wy na to? Porażka, dno i metr mułu czy porażka, dno i głębia bezdenna mułu?
odchudzania dalszy ciąg ...
Ciekawa jestem jak będzie przedstawiała się moja waga (Nie, nie - nie mam na myśli przedstawiania w sensie : "Dzień dobry - Waga jestem" albo"Witam - Wagosława z tej strony"
liczę na jej wskaz. Kurczę!!! Dla dobrego samopoczucia potrzebuje tylko minus 0,5 kg. Więcej do szczęścia mi nie trzeba.
Pożyjemy - zobaczymy.
Dziś od rana leje jak z cebra (na dworze- rzecz jasna, a nie ja). Moje menu traktuje z umiarkowanym entuzjazmem. Niby wszystko ok, ale przez to, że nie czuję głodu to nie czuję również, że chudnę.
Co dziś jadłam? Oto moja strawa :
śniadanie - owsianka (220 kcal)
II śniadanie- jogurt musli bakoma (200 kcal)
obiad - kanapka (2 kromki razowego chleba, 2 plastry pieczonego schabu, 1 plaster żółtego sera, 1 papryka, fura sałaty) ... na moje oko ma to ... yyyy .... 400 kcal
podwieczorek - 2 ziemniaki pieczone 9co ja z tymi ziemniakami??? (200 kcal)
kolacja - 2 pomidory z solą (60 kcal)
razem - 1100 kcal (w przybliżeniu)
Zaraz biegnę na aerobik spalić te durne ziemniaki.
Kolejny fantastyczny dzień mojego życia
Jest bosko! Uwielbiam takie tropikalne klimaty. Mam wrażenie, że skwar wytapia ze mnie tłuszcz który spława strugami po plecach
Dieta oczywiście mega szalona i bardzo niepospolita.
śniadanie - owsianka (standard od trzech lat) (220 kcal)
II sniadanie - jogurt musli bakomy (200 kcal)
obiad - fura sałaty z papryką + kromka chleba razowego + jajecznica z dwóch jajek smażona na suchej patelni (tzn. bez tłuszczu). Wg moich obliczeń było to 400 kcal (? dobrze?)
podwieczorek - [uwaga!!!] LODY - 2 gałki śmietankowych ZDURNIAŁAM - 300 kcal
kolacja - micha truskawek plus jogurt naturalny (300 kcal)
Czyli zjadłam 1420 kcal???? Szoooook!!!!
Za chwilę biegnę na aerobik, potem przebiegnę swoją codzienną trasę. Mam nadzieję, że spalę te ohydnie smaczne lody.
Nie jest źle. Dobrze też nie jest
Sama nie wiem czy się cieszyć czy nie. Z jednej strony dietowo super ... a może niekoniecznie??? Nie wiem, nie znam się
Wyglądało to następująco:
śniadanie - owsianka
obiad - fura (jak dla konia) sałaty z ananasem i koprem (mniam!!!) plus druga fura (jak dla źrebaka) pieczonych ziemniaków
podwieczorek - kawa ze śmietanka plus arbuz
kolacja - arbuz (w skandalicznie wielkiej ilości), 3 pieczone ziemniaki (zostały z obiadu, a były haniebnie pyszne) plus 5 wielkich pomidorów z solą
Co myślicie o takim menu? Dodam, że nie mam najmniejszej potrzeby jedzenia mięsa (zawsze tak było). Dziś na obiad szykowałam mojej familii schaboszczaki, ale sama nie miałam sumienia włożyć ich do ust. W ogóle nie jadam rzeczy smażonych, na samą myśl o takich produktach zaczyna boleć mnie wątroba
Właściwie latem mogłabym się żywić tylko owsianką (kocham jej smak) owocami i warzywami, przy czym zaznaczę, że nie jest to wcale fajne, bo pochłaniam to wiadrami.
Skiepściłam za to dzisiaj kwestię ruchu Nie biegałam, bo do 21 miałam gości, potem zaś musiałam przygotować się do pracy więc nie było opcji bym pozostawiła obowiązki i pobiegła palić kcal. Przez ten brak ruchu mam wrażenie, że zrobiłam się grubsza o 35 kg. Jutro odbiję sobie - pójdę wieczorem na aerobik, a po aerobiku pobiegam.
Sobotni błogostan
Weekend - najcudowniejsze momenty życia. Pomijając wakacje, ferie, święta, urodziny, imieniny, walentynki i inne atrakcje - rzecz jasna Zważywszy jednak na to, że to pierwszy leniwy weekendzik po ciągu imprezowego szaleństwa cieszę się trzykrotnie bardziej.
Dietowo dziś jestem mega zadowolona i dumna bardzo. nie obżerałam się, nie podjadałam, nie popełniłam żadnej skuchy Vitalia działa!!! Mam motywację i powera na działanie ukierunkowane na zdobycie celu.
Co dziś pochłonęłam? Oto moje menu:
śniadanie - owsianka
obiad - makrela wędzona plus dwa gigatyczne pomidory.
kolacja - kefir 400 gram z furą truskawek
II kolacja - kolejna fura truskawek.
Dziś zdecydowanie za późno wstałam by wygenerować czas na drugie śniadanie. Pierwsze śniadanie było w porze drugiego, obiad tak jak zawsze, kolacja też, ale żeby pierwszej kolacji nie było smutno - zjadłam jeszcze drugą. Nie obiecuję też, że nie zjem trzeciej - w postaci pomidorów lub ananasa. I na jedno i drugie mam wielką ochotę. A może postaram się stłumić w sobie tą ochotę i nie zjem nic? Zobaczymy.
Ruchu dzisiaj jeszcze nie było zbyt dużo. Poza zwykłą codzienną krzątaniną, która przecież się nie liczy - nie wydarzyło się nic. O 21 pójdę uskutecznić swój codzienny marszobieg, więc źle nie będzie.
Moje dzisiejsze menu
Co z tym tytułem???? Co robić, żeby tytuł być o jeden rozmiar czcionki większy niż wpis w pamiętniku? Kurczę!!! rozpracuję to oczywiście :D To oczywiście już ostatni wpis dzisiaj ... tzn. dzisiejszej nocy. Czasami mam tendencje do popadania w skrajność. Tak mi się spodobało blogowanie vitaljowe, ze za chwilę nastukam sobie 554 wpisy :D
Więc co dziś wszamłałam?
śniadanie - owsianka
II śniadanie - jogurt musli
obiad - micha sałaty plus makrela wędzona (nie chciało mi się gotować, a dzieciakom zamówiłam pizzę)
potem trochę popłynęłam (full truskawek, miska musli z kefirem)
kolacja - znów jogurt musli plus 5 wielkich pomidorów z solą (tak, wiem - mam spust)
To wszystko.
Super!!! Po prostu super!!!
Siedzę od pół godziny, tworzę wypasiony elaborat na pierwszy wpis do mojego vitaliowego pamiętnika i co? .... wszystko poszło się czesać chyba, bo nagle moje wypociny zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach. Ech życie!!! A chciałam być taka fajna, dowcipna i błyskotliwa :( Trudno! Nie wyszło. Vitalię podczytuję od baaaardzo dawna. Mam tu swoje faworyty, które stanowią dla mnie inspirację. Mam ulubienice, które czytam ze względu na ich osobowość, mam też ulubione pamiętniki, które czytam z wypiekami na twarzy, czekając na ciąg dalszy płomiennych romansów, które są w nich opisywane, tudzież na kontynuację powieści sensacyjnych, o których piszą autorki.
U mnie tego nie będzie. Sensacji w moim życiu nie ma. Nuda taka wieje, że czasami to aż się boję by porażenia nerwów twarzowych nie dostać od tych przeciągów. Romanse? Panie! Jakie romanse??? Dlatego też potrzeba mi zmian. Zamierzam zrobić się na heroinę płomiennych romansów, tylko nie wiem jak. Pomożecie?
Może aby przybliżyć troszkę swoją sylwetkę powiem coś osobie? Generalnie jestem zadowolona ze swojej sylwetki. Boję się tylko, że za chwilę moja figura będzie jedynie mglistym wspomnieniem. Gubi mnie podjadanie - a to plasterek ukochanej wędlinki, a to jogurcik, a to wielka micha truskawek itd, itp. I co najgorsze : PIWO!!! Uwielbiam!!! Niby nie kupuję sobie, ale z mężowej buteleczki chętnie sobie popiję. Piwo uważam za najlepszy i najwspanialszy wynalazek ludzkości ... koło oczywiście też!.... ale koło z czpisami to jdnak nie to.
Nie narzekam natomiast na brak ruchu. Bardzo lubię sport. chociaż ...hmmm .... nie wiem czy sport to właściwe słowo do tego co ja uprawiam. Nie, nie!!! Nie mam na myśli wcale ćwiczeń paluszkowych w typie "pstrykanie pilotem przed tv". Codziennie (prawie) uprawiam marszobiegi. Mam taką fajna trasę 3 km, którą trochę przebiegam kurcgalopem, trochę przemaszeruję, ale staram się robić to każdego wieczora. Zresztą - Cóż może być piękniejszego od spaceru na świeżym powietrzu w piękny pogodny dzień?
.... wiem, wiem wieczór w zadymionym barze nad butelką wódki :D ;)
Pomożecie mi osiągną wyznaczony cel? Prooooszę :) Potrzebuję wsparcia, rad i wskazówek.