Zniknęłam na długo. Przepraszam wszystkich, którym nie odpowiedziałam na wiadomości i komentarze - uzupełnię to! Ostatni raz pisałam we wrześniu - wtedy zaginęła moja kitunia i zaczęła się seria niefajnych zdarzeń. Moja mama - kobieta lat 70+ złapała covid. Ma sporo dodatkowych chorób (cukrzyca, silna astma, niewydolność krążeniowa), generalnie covid to dla niej nic dobrego. Niestety zaszczepiona nie była. Bajerowała mnie i siostrę, że lekarz jej zabronił szczepienia z uwagi na zbyt duże ryzyko (nie wiem czego???). W każdym razie wierzyłyśmy (ja i siostra), że to prawda. Reszta rodziny zaszczepiona; ona jedyna nie. O ile covid zniosła „jako-tako” to powikłania ciągną się do dziś. I cały czas z wielkim przytupem. Wygląda to tak, że większość czasu przebywa w szpitalach. Istne tournee - odkąd skończyła leczenie w szpitalu covidowy to wraca do domu na 10 dni, potem zaczynają się jakieś masakryczne atrakcje, wzywamy karetkę, w szpitalu leży 2-3 tygodnie, wychodzi … mija 10 dni i powtarza się wszystko od nowa. Ma tak dużą niewydolność krążeniowo - oddechową, że nastąpiło wodobrzusze. LIPA!
😐 Pierwsze słowa mojej mamy po wyjściu ze szpitala covidowego „co ja najlepszego narobiłam !” I oczywiście chodziło o niezaszczepienie się. A na pytanie czemu tego nie zrobiła, tylko kłamała, że lekarz zabronił „bo ludzie różnie mówią o tych szczepionkach” KURTYNA! ręce opadają. Na serio nie miałam świadomości, że mojej rodziny też dotyczą stukostrachy szczepionkowe, tym bardziej, że mamie powieka nie pyknęła gdy szczepiły się jej wnuki/ dzieci/ zięciowie / a nawet prawnuczka …
Cały czas w turbogalopie, ale za to lachon ze mnie, że ho ho!!!