Tekst pisałam na warsztaty na portalu. Podane były krótkie fragmenty, które miały być wplecione w tekst. Fragmenty te zmieniłam i mam nadzieję, że nie będe miała nieprzyjemności z tego powodu, bo choć w tej chwili to zupełnie inny tekst, ktoś może mi zarzucić, że jest podobny....
Miłość w deszczu.
O Annie i Januszu, przyjaciele i znajomi mówią, że poznali się na dworcu, a pokochali w autobusie relacji Katowice Lublin.
Dziwnym trafem, oboje zaspali tego dnia i spóźnili się na pociąg.
Lato było deszczowe tego roku, a gwałtowne burze nadchodziłi i odchodziły, prawie codzienie.
Niech pani wchodzi pod wiatę i nie moknie! Z resztą, to szalone i niebezpiecznie tak w czasie burzy! - powiedział.
- Czyżby nie tańczył pan nigdy w deszczu? Rozłożyła ręce, jakby wiatr miał ją za chwilę unieść i zawirowała.
Była już cała mokra, uśmiechała się, a elegancka garsonka spływała wodą, uwydatniając kształy jej ciała.
- Nie wygląda pani na szaloną romantyczkę. Już raczej na poważną inelektualiskę - rzucił studiując z uwagą jej nienaganny strój, włosy związane w surowy koczek na karku i okulary w rogowej oprawie.
- A czy intelekualiska nie może nigdy tańczyć w deszczu? - odparła, rozwiązując włosy. Nie może czuć się szczęśliwa? Nie może zapomnieć się choć na chwilę? Nie może zaszaleć?
- No cóż pewnie może, skoro Pani tak mówi, ale pewnie nie zdarza jej się to zbyt często - dodał uśmiechając się ciepło.
- To zależy - dorzuciła z figlarnym błyskiem w oczach.
- Przepraszam nie przedstawiłem się. Jestem Janusz - rzucił miłym, ciepłym głosem.
- Miło mi, Anna.
Było im dobrze razem. Z pewnością oboje chcieli, by oczekiwanie na autobus się przedłużyło. Zapach ziemi po deszczu, kałuże, ludzie na dworcu i oni, zapatrzeni w siebie. Nie zwracali uwagi na innych.
Ukradkiem przyglądała się jego szerokim ramionom. Tak o takich marzyła. Ostatnio jakby ze zmożoną siłą, odkąd jej mąż Marek zaczął ją coraz bardziej zaniedbywać.
- Przystojny - wymamrotała pod nosem, kiedy puścił ją przodem, wchodząc do kawiarni.
Interesująca, bardzo ineresująca pomyślał - wdychając słodki zapach perfum, gdy zwinnie i z wdziękiem minęła go w drzwiach. Nie piękna jak modelki z kolorowych czasopism, ale właśnie interesująca. Zachwycająco pociągające połączenie stonowanej urody i błyskoliwego inelektu czyli to coś co właśnie w kobietach najbardziej cenił. To coś co go intrygowało i przyciągało. To co go potrafiło zadziwić i zająć na dłużej niż na chwilę. Chętnie poznał by ją bliżej.
Ciepły, opiekuńczy i inteligentny czyli przeciwieńswo Marka - zauważyła Anna.
Podróż przebiegała szybko. Zbyt szybko. Zatopieni w interesującej rozmowie prawie nie zauważali uciekającego czasu. Rozmawiali szczerze i doskonale czuli się w swoim towarzyswie. To wystarczyło, by wymienić się telefonami z zamiarem kontynuowania znajomości. Anna wysiadła wcześniej. Janusz oworzył okno i uśmiechnął się na pożegnanie. Stała chwilę na dworcu zamyślona i oczarowana.
Po powrocie powitał ją pusty dom i zlew pełen brudnych naczyń. Marka nie było, choć doskonale wiedział, że dziś wraca.
Janusz zadzwonił po dwóch dniach i Anna z przyjemnością przyjęła zaproszenie na kawę do pobliskiej kawiarni. Dobrze wybrał. Lokal był przytulny, klimatyczny, a podawanej w nim kawie też niczego nie brakowało.
Tego dnia strój wybierała wyjątkowo starannie. Dłużej niż zwykle czesała bujne, ciemne włosy. Zrobiła też makijaż - delikanie podkreśliła lekko skośne piwne oczy. Nie zapomniała o ustach. Skropiła się perfumami. Marek zajęty sobą, nawet nie zauważył, że wyszła. Jak zwykle.
Janusz czekał przed wejściem do kawiarni z herbacianą różą. Już całe wieki minęły odkąd ostanio dostała kwiaty.
- Witaj - powiedział zaglądając jej w oczy.
- A więc jesteś - mruknęła.
- Jestem - odpowiedział, przepuszczając ją przodem.