Marzę o nowym piecu z tym, że takim robionym przez zduna. Chciałabym by był duży i żeby ogrzewał dwa pokoje czyli dzienny i sypialnię jak ścianówka. W pokoju dziennym by było palenisko, koniecznie z szybą. Sypialnię by grzała ściana z kafli. Część w pokoju dziennym chciałabym mieć z cegły szamotowej. Taki piec to wydatek około 5 - 7 tysięcy złotych, a więc za dużo, żebym mogła sama bez udziału Krzyśka zebrać. On uważa to za fanaberię i raczej wspólnych pieniędzy nie da. Ja uważam za coś bardzo praktycznego. Znowu mamy inne zdania. Trudno. Marzę też o piecu chlebowym, bo chciałabym piec pieczywo w domu, większą ilość niż teraz. Teraz piekę raz w tygodniu i tyle razy jem o ile nie jestem na diecie, bo pieczywa kupionego raczej nie ruszam. Czasem zjem z ziarnami, ale rzadko. U mnie w sklepie pieczywo jest okropnie niesmaczne - bułki jak nadmuchane, a chleb kwaśny i zawsze nieświeży, suchy i twardy. Piec chlebowy no cóż... to już jest całkiem nierealne... A może jednak? Przecież marzenia się spełniają...
Dzisiejszy dzień będzie leniwy i spokojny. Może zrobię trochę ozdób i może upiekę pierniczki, bo czas najwyższy. Poza tym będę czytać i grzać się przy piecu jak to ja lubię. Na obiad będzie tarta z brukselką. Obym ylko jutro na wadze z pół kilo więcej nie zobaczyła, bo kawałek mam zamiar zjeść...