- Już dwudziesta pierwsza
trzydzieści. Zaraz zamykamy - powiedziała Aneta.
- Całe szczęście, bo już nóg nie
czuję – mruknęła Baśka. Co za licho mnie podkusiło wkładać do pracy nowe buty.
- No faktycznie nie za dobry
pomysł – odpowiedziała Aneta. Zrobisz dziś za mnie kasę i zamkniesz sklep –
spytała.
- A czemu? Znowu Jacek ma po
ciebie przyjechać? Nie może poczekać? – skrzywiła się Baśka.
- Wolałabym, żeby nie czekał.
Zawsze się wtedy denerwuje, a dziś mamy jeszcze wpaść na chwilę do jego kumpla.
Ma odebrać jakąś część do samochodu czy coś – usprawiedliwiła się Aneta.
- No dobrze. Niech ci będzie. Tym
razem się poświęcę – skapitulowała Baśka. W sumie mogę. Najwyżej pojadę
następnym autobusem. Dzieci mi w domu nie płaczą – dodała.
- Kochana jesteś – uśmiechnęła
się Aneta. Ta zołza co przed tobą tu pracowała, w życiu by się nie zgodziła. O
dwudziestej drugiej zmykała stąd, jakby ją sam diabeł gonił. O zamknięciu sklepu
nawet słuchać nie chciała – dorzuciła.
,,No i koniec na dziś. Co za
męczący dzień”- pomyślała Baśka wrzucając klucze od sklepu do torebki. ,,Teraz
tylko szybko na przystanek i do domu. Autobus zaraz powinien być. Jutro jeszcze
jedna dniówka i później dwa dni wolnego. Odpocznę wreszcie”.
Na przystanku zastała dwie
starsze kobiety, mężczyznę z psem i
młodego chłopaka w okularach z przyciemnianymi szkłami i w dresie.
Kobiet trajkotały jak najęte, a mężczyzna palił papierosa. Chłopak krył się w
cieniu drzewa i nerwowo rozglądając na boki. Było zimno i po południowym
deszczu gdzieniegdzie jeszcze stały kałuże. Po chwili podjechał jej autobus i
wsiadła. Chłopak wskoczył tuż za nią. Autobus był prawie pusty. Kierowca
podjeżdżał do przystanku, zwalniał i nie otwierając nawet drzwi, ruszał. Późno
było i nikt prawie nie wsiadał ani nie wysiadał. Na rondzie wysiadła młoda
dziewczyna i wsiadł mężczyzna koło czterdziestki. Chłopak drzemał dwa siedzenia
za nią, opierając głowę o szybę. Zapatrzyła się w okno. Autobus powoli zbliżał
się do celu jej podróży. Już byli poza miastem. ,,Za chwilę będę w domu” –
pomyślała. ,, Jeszcze dwa przystanki”. Nagle coś w podwoziu autobusu
zazgrzytało, autobusem zatrzęsło i zatrzymał się. Kierowca próbował ruszyć, ale
bezskutecznie.
- Niestety proszę państwa koniec
jazdy – powiedział. Za chwilę zadzwonię
do bazy i pewnie przyślą drugi wóz, ale to trochę potrwa – dodał.
- A ile? – spytała jakaś kobieta.
- No pewnie z pół godziny co
najmniej – odparł kierowca. Można poczekać w autobusie.
- A dziękuję – rzuciła Baśka. Za
ten czas to ja już będę w domu.
- No jak pani chce. Nie będę
zatrzymywał – podsumował kierowca, zasłaniając się gazetą.
Na dworze przywiał ją wiatr i
mżawka. Zapięła kurtkę, postawiła kołnierz i ruszyła szybko przed siebie. Za
moment była już przy zagajniku. Za nim jeszcze pół kilometra łąki tu i ówdzie
porośniętej krzakami i już jej przystanek. Od przystanku miała zaledwie 200
merów do domu. Była w połowie zagajnika, gdy instynkt kazał jej się odwrócić.
Mężczyzna był tuż za nią i z pewnością nie miał dobrych zamiarów. Zerwała się
do biegu, ale nie miała szans. Poczuła uderzenie w głowę i jego dłoń na ustach.
Zatopiła w niej zęby. Poczuła krew. Zaklął szpetnie, ale nie przestawał ciągnąć
jej w stronę krzaków. Próbowała walczyć – szarpała się i wymachiwała
rękami. Kopnęła go obcasem w stopę, podrapała
po dłoni. Wszystko nadaremnie. Był bardzo silny. ,,Zgwałci mnie, albo zabije” –
przemknęło jej przez myśl. Przewrócił ją na ziemię, upadła boleśnie uderzając
się w plecy. Przerażona zaczęła krzyczeć, a on zwalił się na nią całym
ciężarem. Nagle pod dłonią poczuła kamień - spory i kanciasty. Ujęła go i z
całej siły zdzieliła napastnika w głowę. Bandzior znieruchomiał na chwilę
zamroczony. Wyczołgała się spod niego z zamiarem ucieczki, gdy usłyszała:
- Niech się pani odsunie. Mamy
skurczybyka. Od jakiegoś czasu na niego polujemy. Nieźle go pani załatwiła –
wyrzucił z siebie chłopak z autobusu. Jestem z policji – dodał mierząc z broni
do bandziora.
- Nie ruszaj się skurwielu – krzyknął.
Po dziesięciu minutach siedziała
już w radiowozie. Była wystraszona, poturbowana, ale cała.
- Teraz odwieziemy panią do domu,
a jutro złoży pani zeznania - powiedział
policjant. Trafi za kratki na co najmniej kilka lat. Dwie kobiety solidnie
poturbował – dodał.
- Dobrze – Baśka tylko pokiwała
głową. Nadal była w szoku. Blada patrzyła bezmyślnie w okno.
- Może pani potrzebuję psychologa
– spytał policjant.
- Nie wiem. Nic jeszcze nie wiem.
Jutro też jest dzień – odpowiedziała Baśka.