Zapomniałam napisać o wczorajszej wizycie u teściowej. Ostatnio mamy troszeczkę na pieńku, bo nie przyjechała na urodziny do mojego starszego syna i się na nią obraziłam. Poza tym wkurzyłam się, że jak do niej przyjadę to ciągle bachory siostry mojego męża latają po chałupie i nawet nie ma jak usiąć i kawy wypić. No i wczoraj musiałam jechać, żeby zawięźć ładowarkę, którą jego siostra dostarczy mu, bo tam do nich na urlop jedzie. Zadzwoniłam wcześniej, żeby się zapowiedzieć. Myślałam, że może mamciosia wyjedzie bachorów pilnować, ale nie. Co więcej, zajeżdżam do nich a tu... niespodzianka. Na stole w kuchni stoi jeszcze cieplutkie ciasto (szarlotka). Skusiłam się na jeden kawałeczek (mikroskopijny) ale czuję się usprawiedliwiona, bo teściowa ciasto zrobiła dietetyczne - więcej tam było jabłek niż ciasta. No i po prostu byłam w szoku. Potem poprosiła, żebyśmy zostali na kolację i na koniec zaprosiła nas dziś na obiad podkreślając, że będzie kurczaczek (też dietetycznie). Obiecałam, że przyjadę. Tak naprawdę to robię to też dlatego, że nie chce mi się w niedzielę w garach mieszać.
No i proszę, czasem i z teściowej człowiek wyjdzie.
PS. Jestem uzależniona od Vitalii, ale może to dobrze, bo jak czytam wasze historie, to mnie to bardzo mobilizuje i odzyskuję wiarę, że mnie też się uda.