Udało się. Wczoraj wieczorem grzecznie zjadłam rybkę na kolację (tak koło 18.30) napiłam się ciepłej herbatki miętowej i ... to był koniec. Nie było wieczornego obżarstwa, z czego jestem ogromnie dumna. Teraz mam nadzieję utrzymać tę zasadę. W poniedziałek ważenie, mam nadzieję pożegnać tę 8 z przodu już za niedługi czas. Tak bardzo chciałabym już mieć 7 z przodu. Niech to będzie 79,9 ale żeby nie 80.
Dziś wstałam o 6.05 rano. Posprzątałam, uprałam, wywiesiłam pranie, ugotowałam obiad. A tu dopiero 13. Męża nie ma i strasznie mi się ten dzień dłuży. Po południu muszę jechać do teściowej, bo siostra męża jedzie do swojego (oni są razem z moim mężęm) no i muszę zawieźć ładowarkę, któej mój ślubny zapomniał jak wyjeżdżał. Nie mam ochoty widzieć się z teściową. Zadzwoniłam i uprzedziłam, że przyjadę, może pojedize do córusi dzieci pilnować, wtedy zostawię ładowarkę babci i nie będę musiała udawać, że wszystko jest w porządku. Bo nie jest.
jolaamor
5 września 2010, 06:19trzymam za ciebie kciuki bo ja o 7 marzę już od czerwca ,albo wcześniej a tu nic tylko 8 ..........ale zaraz sie ogarnę i znów zacznę walkę z tłuszczem............a teściowej też nie cierpię .......ona wie za co!!!