Dokładnie jak w tytule- jest masakra. Taka gruba jak teraz, jeszcze nigdy nie byłam. Wagę mam wyższą niż przed pierwszym porodem! Nie mogę na siebie patrzeć. W czerwcu postanowiłam wziąć się za siebie bardziej i odstawiłam cukier. To była dla mnie prawdziwa męczarnia, bo od zawsze słodziłam 2 łyżeczki do herbaty i 3 do kawy. 3.czerwca po prostu z dnia na dzień odstawiłam słodzenie zupełnie. Przy okazji przestałam też jeść większość słodyczy, bo nagle zrobiły się dla mnie zbyt słodkie. W komplecie poszło ograniczenie soli. Zaczęłam znowu ćwiczyć. Początek był dobry, ale potem szło coraz gorzej, bo waga wcale nie spadała. Wręcz przeciwnie. Samą wagę by jeszcze olała, ale centymetrów też mi przybywało. Byłam ciągle senna i nie miałam na nic siły.
Zaczynałam tę dietę w czerwcu z wagą 68. Dzisiaj mam 75,5 kg. I żeby nie było- do cukru nie wróciłam. Niestety, ćwiczenia przestałam robić ze 2 miesiące temu (brak postępów mnie dobił). Jestem totalnie załamana. Nie cierpię samej siebie. I pewnie trwałabym w tej auto-nienawiści dłużej, ale rozwalił mnie wpis w mediach społecznościowych jakiejś rosyjskiej celebrytki, która napisała, że gardzi grubymi ludźmi. Że przecież mogą przestać jeść. I to mnie najpierw bardzo dotknęło. A potem przyznałam jej rację. To przecież zależy tylko ode mnie. Bez względu na choroby, mogę jeść mniej.
Moja tarczyca ostatnio szaleje i to na spowodowała spadek energii i senność (tak złych wyników tsh i atpo jeszcze nie miałam). Ale czy w Oświęcimiu były osoby grube przez choroby? Przykład okropny, wiem, ale ktoś z moich znajomych go kiedyś przytoczył (w czasach, kiedy mnie to jeszcze nie dotyczyło) i bardzo mi utkwił w pamięci. Gdybym jadła mniej, nie byłabym gruba.
Moja tarczyca jest na razie w miarę unormowana. Kolejne badania dopiero w czerwcu. Na tej linii na razie nic więcej nie mogę zrobić. Za to skorzystałam wczoraj z porady dietetyczki. Zupełnie przypadkiem, bo były darmowe konsultacje w galerii handlowej. Miałam dziwne szczęście, bo odwiedzam tę galerię ze 2 razy w roku :) Z porady skorzystałam i zdecydowałam się wykupić dietę na tydzień. 130 zł razem z suplementami. Kolejna wizyta za tydzień i znowu 130 zł. Nie wiem, czy pójdę, bo te koszty mnie przerażają. Bez suplementów można się przecież obejść, a rozpiskę dozwolonych i zakazanych produktów dostałam na pierwszej wizycie. Najwyżej będę się trzymać tej samej rozpiski cały czas. Zobaczymy.
Wśród zaleceń kluczowe jest 5 posiłków o stałych godzinach (to robiłam przez jakiś czas i efekty były) plus ta rozpiska nakazów i zakazów. Do przeżycia. Dzisiaj zaczęłam i na razie czuję się pełna. Kolejny posiłek za 1,5 godziny.
Dodatkowo, jutro idę do psychologa. Temat tycia też poruszę i poproszę o pomoc. Działanie na kilku frontach na pewno nie zaszkodzi. A podjadanie siedzi głównie w mojej głowie. To moje trzecie w życiu podejście do psychologa, więc trzymajcie kciuki, żeby ta pani okazała się wreszcie strzałem w dziesiątkę. Nie mam siły szukać dalej. Poprzednia skwitowała złośliwym uśmieszkiem moje problemy (które ktoś inny "zdiagnozował" jako nerwicę).
Rozpisałam się dzisiaj. Ale jestem załamana i musiałam to wszystko z siebie wyrzucić. Nie chcę dłużej wyglądać jak spasiona świnia. Wszędzie mi się wylewa tłuszcz. Mam potrójne cycki. Nie mogę nosić ładnych ubrań, wstyd mi iść z dziećmi na basen. Boję się lata..... Na szczęście, jeszcze jest trochę czasu, żeby te wakacje były mniej krępujące niż te poprzednie. Muszę coś zmienić.