Jeszcze wczoraj prawie ryczałam ze złości. Bo daję z siebie naprawdę dużo. Zaparłam się i ćwiczę od 3-5 razy w tygodniu. Nie długo, bo po pół godziny, ale jestem potem mokra jak szczur, więc intensywnie. Gdzie mogę, chodzę pieszo. Jem dużo mniej. Ustaliłam sobie stałe pory posiłków i nie podjadam między nimi. Nie biorę dokładek. To mnie kosztuje chyba najwięcej. Od 4 miesięcy nie słodzę herbaty i kawy. A waga poszła w górę. To się można załamać.
Na szczęście dzisiaj miara była łaskawa. Spodnie nadal przyciasnawe, ale z pomiaru wynika, że ubyło mi 5 cm w talii i 7 w brzuchu. Tak czułam, że brzuch jest jakiś inny, ale nadal jest wielki, więc się nie łudziłam. A tu taka niespodzianka :)
Walczę więc dalej. Zaraz się biorę za ćwiczenia. Dzisiaj spróbuję czegoś innego. Od trzech tygodni męczę sprawdzone 8 min- ćwiczę w zestawie 3 ćwiczeń- po 8 minut na brzuch, nogi i ręce. Lubię te ćwiczenia, ale czas podnieść poprzeczkę.