Ostatni tydzień zaliczam na +4. Udało mi się mi się niemal wszystko, co sobie założyłam, oprócz jednej rzeczy - w czwartek jednak piłam alkohol. Pozostawię to bez komentarza, bo... głupio mi było odmówić, zostałam postawiona pod ścianą i nie chciałam nikogo urazić. Ale absolutnie nie zaliczam tego jako jakiejś mega porażki, bo chyba naprawdę sobie to wszystko w końcu poukładałam w głowie.
Wiem, dużo razy tak pisałam.. Tym razem wpływ na moje postrzeganie jedzenia i mojego odżywiania miało przeczytanie przeze mnie książki. I nie jest to żadna pełna mądrości książka o tym jak zdrowo i dietetycznie jeść. Jest to reportaż Barbary Demick opowiadający o życiu mieszkańców Korei Północnej w latach 90.
Kupiłam ją dokładnie rok temu na prezent pod choinkę dla mojego R. Książka wędrowała z rąk do rąk i dopiero teraz miałam okazję ją przeczytać. Polecam wszystkim! Różne uczucia mną targały, gdy ją czytałam..., a jedną z konsekwencji jest to, że o wiele bardziej szanuję.. jedzenie. Nie obżeram się, nie jem łapczywie. Nie mam napadów na lodówkę i domowe szafki. I śmiem twierdzić, że zawdzięczam to właśnie temu, że przeczytałam ten reportaż. Myślę sobie, że mało która z nas wie czym jest prawdziwy głód.
"Poprzez losy kilkorga uchodźców autorka opisuje dramat tysięcy mieszkańców Korei Północnej - głód, represje, narastający strach. Ci, którym udało się wydostać, opowiadają o trudach ucieczki, o wewnętrznej drodze do wolności, naznaczonej walką z poczuciem winy, o rozstaniu z rodzinami i nieumiejętności przystosowania się do życia w nowym świecie. Jedna z tych cennych lektur, które zmieniają nasze widzenie rzeczywistości."
Nie chcę przytaczać tutaj całej fabuły, ale mogę powiedzieć jedno: moje postrzeganie rzeczywistości zostało zmienione.
Założenia na przyszły tydzień:
0 słodyczy i słonych przekąsek
0 alkoholu
0 słodkich jogurtów i serków
0 rodzynek, suszonej żurawiny
0 kubusiów, leonów i pysiów (i tak je rzadko piję, ale zdarza się;))
ĆWICZENIA:
200 brzuszków
100 wymachów nogami
10 pompek (wiem! szalona ilość)
40 min. kręcenia hula hopem
To na razie wszystko. Wrzucam zdjęcia, których ostatnio nie udało mi się wgrać. Przypominam są to tylko niektóre posiłki z ostatnich tygodni. Mimo Waszych zapewnień, że tak nie jest, nadal towarzyszy mi wrażenie, że jem monotonnie.
śniadania:
budyniowo_malinowa owsianka z gruszką i suszoną żurawiną
orkiszowe grzanki z serkiem wiejskim, warzywami i domowej roboty dżemem niskosłodzonym porzeczkowym (rewelacja!)
obiady:
ryż na mleku z prażonymi jabłkami
ziemniaki, kalafior, buraczki marynowane, kotlety sojowe w panierce z otrębów
grillowany kurczak, czerwona kapusta, surówka z kapusty pekińskiej
grzybowe tortellini z kurczakiem i pesto (pycha!) - może nie jest to jakieś dietetyczne danie, ale uczucie sytości towarzyszyło mi baaaardzo długo, co mi się naprawdę bardzo rzadko zdarza ;)
podwieczorek:
omlet z serkiem wiejskim i sokiem malinowym
kolacje:
kanapki z jajkiem na twardo i warzywami
duszona cebula na śmietanie z jajkiem - to też musi być niezła bomba kaloryczna ;)
Więcej zdjęć na razie nie mam. Ale co jakiś czas na pewno będę Was nimi zanudzać :)
Zapraszam Wszystkich do zaglądania na mojego bloga, na pewno niedługo się tam coś nowego pojawi ;)
Miłej niedzieli! :)
Piosenka ostatnich dni. Właściwie to jej interpretacja, bo piosenkę znam już od dawna ;)