"Święta, święta i po świętach.."
Rzeczywiście jakoś szybko mi to przeleciało.
W Wielkim Tygodniu byłam bardzo zapracowana i kompletnie nie miałam czasu na siedzenie przed komputerem.
Nie miałam też czasu szykować jakiś konkretnych posiłków i to moje odżywianie było bardzo średnie.
Jedynie śniadania jakoś wyglądały, a tak to jadłam jakieś jabłko złapane w biegu czy orzechy podgryzione podczas przygotowywania świątecznych wypieków.
Obiady też były mało interesujące, ale wszystkie były bezmięsne, czyli tak jak chciałam (w zasadzie przez cały tydzień nie było w moim menu mięsą).
Moje
wielkopostne postanowienia dotyczące odżywiania się zostały
zrealizowane.
A jak w święta?
No i tutaj niestety muszę się przyznać do porażki, to znaczy generalnie było dobrze, a może nawet bardzo dobrze.
Ale wczoraj przecholowałam z ilością jedzenia i było mi strasznie niedobrze! :(
Nigdy nie bolał mnie tak żołądek jak wczoraj.
Totalnie zawiodłam się na sobie, bo popołudniu dopadło mnie jedzenie z nudów.
Przez te wszystkie miesiące ani razu nie przytrafiło mi się tak idiotyczne zachowanie jak wczoraj.
I nawet nie zjadłam tak dużo pod względem ilości, ale jednak mój organizm przyzwyczaił się do nieco lepszego traktowania i nie był zadowolony z tego co mu zaserwowałam.
A co to było?
Postanowiłam skosztować swoich wypieków, które mnie totalnie zmuliły i zasłodziły.
W niecałą godzinę po tym uznałam, że może zjem sobie trochę sałatki jarzynowej i ta mnie już całkowicie dobiła.
No cóż, niech to będzie dla mnie nauczka i lekcja na przyszłość.
O 21 pojawiły się myśli, że skoro i tak zawaliłam, to mogę zjeść sobie czekoladę, którą dostałam od kolegi z USA i jajka czekoladowe z nadzieniem, które tak zawsze lubiłam. Przypomnę Wam tylko, że nie jem W OGÓLE sklepowych słodyczy od listopada.
Na szczęście wytknęłam sama sobie, że jestem głupia i dałam temu wszystkiemu spokój.
Pewnie napiszecie, że każdy ma prawo do chwil słabości.
A ja pewnie się z tym zgodzę.
Nie płaczę z powodu, że może przez to wszystko ważę dzisiaj ciut więcej, bo to dla mnie akurat jest najmniej ważne.
Bardziej dołuje mnie fakt, że dałam się ponieść obżarstwu.
Bo chyba tak należy moje zachowanie sklasyfikować.
Zawiodłam się na sobie.
***
Spróbuję się z Wami podzielić kilkoma "reakcjami" otoczenia na temat mojego obecnego wyglądu:
* Mama R. jest przekonana, że jem same "dietetyczne" posiłki i ostatnio chciała specjalnie dla mnie kupić płatki muesli, których ja nie jadam
w ogóle. No, ale Ona jest przekonana, że osoby, które się odchudzają jedzą właśnie płatki muesli. Było mi strasznie głupio, gdy tłumaczyłam Jej, że nie musi kupować niczego specjalnie dla mnie, bo ja naprawdę jem normalnie.. W końcu jem u nich nawet kotlety w panierce, których przecież nie znoszę..
* Mój 83-letni Dziadek, gdy dowiedział się od Babci, że się odchudzam bardzo się zdenerwował i skrytykował moje zachowanie, mocno zmartwiło go to, że przez to mogę zachorować na anoreksję.
* Moja Mama uznała, że już mogę skończyć swoje odchudzanie po tym, gdy wypytała mnie ile obecnie ważę i ile kilogramów straciłam przez zimę.
* Rodzina w święta (ok. 15 osób) rozpoczęła dyskusję na temat tego, że mamy z kuzynką "nogi jak patyki" i licytowali się między sobą, która z nas jest szczuplejsza..
Ciocia (jej mama) uznała, że ja. Obyło się bez stawiania nas obok siebie i porównywania.
* Mój R. ma już dość tego, że moje piersi są coraz mniejsze.
Ale podoba Mu się moja obecna sylwetka.
Już nawet nie próbuję nikomu tłumaczyć tego, że ja się NIE ODCHUDZAM.
Bo skoro ktoś postanowił odżywiać się zdrowo i nie jeść w ogóle słodyczy, smażonego i śmieciowego żarcia to od razu jest na diecie.
No cóż, niech tak więc będzie.
***
W przyszłym tygodniu podzielę się z Wami fotkami swojej sylwetki w bieliźnie.
Ostatni raz robiłam takie foto 3 miesiące temu, nie czuję, żeby zaszły jakieś wielkie zmiany, ale niektóre z Was prosiły mnie o podanie wymiarów, ilości kg i takie tam, więc to uczynię.
Tym bardziej, że wypadałoby w końcu ten pasek wagi przesunąć w dół, bo od stycznia mam "5" z przodu, a jakoś nie kwapię się do zrobienia pomiarów.
Nie mam obsesji na punkcie swojej wagi, bo wchodzę na nią tak rzadko i tak nieregularnie, że sama się zastanawiam co robię na portalu o takim właśnie profilu.
***
Postanowienia na XX tydzień mojego zdrowszego życia.
2-8.04.2013r.
* 0 słodyczy
* więcej warzyw
* mniej bakalii*
powalczyć na poważnie z podjadaniem
* jeść bardziej świadomie
ruch:
30 min. hula hop
300 brzuszków
250 ćw. na nogi
50 ćw. na pupę
100 ćw. na ręce
30 przysiadów
20 pompek
* 2 razy w tygodniu jakieś dywanówki na brzuch (mel B albo 8 min. abs)
Teraz kilka fotek moich niektórych posiłków z ostatniego tygodnia.
śniadania:
grzanki z serkiem wiejskim, pomidorem i szczypiorkiem
z serkiem wiejskim i dżemem porzeczkowym
z masłem orzechowym i dżemem porzeczkowym
śliwki suszone
płatki owsiane, otręby pszenne, mleko, figa suszona, banan, fistaszki, żurawina suszona
grzanki z serkiem wiejskim, zielonym ogórkiem i rzeżuchą
z kremem kakaowym z awokado
śliwki suszone
kasza jaglana, mleko, śliwki suszone, słonecznik, migdały, dżem porzeczkowy
płatki owsiane, otręby pszenne, mleko, banan, słonecznik, migdały, orzechy laskowe, żurawina suszona
II śniadania:sok marchewkowy (kocham moją sokowirówkę!) i bakalie (żurawina suszona, rodzynki, słonecznik, morele suszone, daktyle suszone, migdały, pestki dyni)
grzanka z kremem czekoladowym z awokado i plasterkami banana
babka cytrynowa
babka cytrynowa, sernik
obiady:brązowy ryż, kotlety z kaszy gryczanej, mieszanka warzywna (cukinia, cebula, papryka, koncentrat pomidorowy i nie wiem co jeszcze)
Mieszankę zrobiła moja Mama latem do słoika w ramach przetworów, miało służyć za sałatkę. Ja jem ją w wersji na ciepło w połączeniu z koncentratem pomidorowym.
ziemniaki, buraczki, roladki z kurczaka nadziewane suszonymi śliwkami i morelami
ziemniaki, duszone mięso wieprzowe, sałatka (sałata lodowa, pomidorki koktajlowe, papryka marynowana, oliwki czarne, cebula, czosnek, przyprawy, olej lniany, sok z cytryny)
podwieczorki:serek wiejski z jogurtem naturalnym i cynamonem
jabłko
sok z marchewki, jabłka, pomarańczy, cytryny, buraka i banana
nerkowce, migdały, orzechy włoskie, pestki dyni, fistaszki
Zdjęć kolacji nie posiadam.
Poniżej prezentuję foto swojej skromnej osoby w za dużym płaszczyku, tylko dzięki temu, że dość dobrze zaciskam pasek jakoś to wygląda.
Robiłam niedawno przegląd szafy i muszę zainwestować w jakieś t-shirty i szorty na lato, bo z zeszłego lata żadne się nie nadają.
***
Mamy kwiecień, nowy miesiąc, który zamierzam poświęcić konkretnej walce z podjadaniem i nauce świadomego odżywiania.
***
Wybaczcie mi ten chaotyczny wpis.
Z góry dziękuję Wszystkim, którzy się wysilili i go przeczytali.
P.S.
Dzisiaj na moim talerzu znalazła się mega apetyczna, pełna białka, mikro i makroelementów... ugotowana larwa., która zapewne była gratisem do kaszy gryczanej.
Ciekawe ile razy w swoim życiu nieświadomie skonsumowałam takie "niespodzianki".