Tęskniliście, bo ja bardzo :) W czasie urlopu obiecałam, że będę robić wpisy w miarę możliwości, a skończyło się tym, że odstawiłam Vitalię na trochę dłużej. Chciałam trochę odpocząć nie tyle od Was, ale ogólnie od internetu. Zauważyłam, że bardzo dużo czasu mu poświęcam, kosztem innych rzeczy. Średnio mi się udała ta separacja. Doszłam do wniosku, że kiedy prawie codziennie dzielę się z Wami swoimi sukcesami czy porażkami to łatwiej jest mi się zmotywować do działania. Nie mówię, że przez ostatni miesiąc kiedy nie dawałam znaku życia poległam jeśli chodzi o dietę, czy aktywność fizyczną, ale jak ma się takie nawet wirtualne wsparcie i wie się, że gdzieś tam po drugiej stronie kabla jest ktoś kto mnie zrozumie, pocieszy, czy ochrzani gdy będę tego potrzebować dodaje mi skrzydeł i jeszcze bardziej napędza mnie do dalszego działania. Dlatego też koniec tej rozłąki, wracam i będę Was zanudzać znowu ;D
A teraz małe podsumowanie października - jeśli chodzi o spadek wagi to jest minimalny, bo schudłam Uwaga! Uwaga! aż całe 30 dag. Świetny wynik, nieprawdaż :) Dieta prawie cały czas okej, aktywność też, a tu taka niespodzianka. Na szczęście w obwodach ubyło mi 9,5 cm, więc płakać nie będę, nawet gdyby ktoś by mnie o to bardzo ładnie poprosił. Nadal nie doszłam do wagi paskowej i jeśli waga będzie spadać tak wolno, to nawet do końca roku nie uda mi się tego zrobić. Myślałam, że jest to do osiągnięcia, ale doszłam do wniosku, że nic na siłę, potraktuję to jako stabilizację, bo nie chcę powtórki z zeszłego roku. Mam ostatnio fazę slow jeśli chodzi o odchudzanie i wydaje mi się, że jest to dobry kierunek.
Jeśli chodzi o dietę to nadal nie jem mięsa, przepraszam skłamałam raz zjadłam i skończyło się na biegunce, więc mięso, wędlinę i ryby odpuszczam na dłużej. Najbardziej z powodu tej mojej bezmięsnej diety cierpi moja mama, bo jak przyjeżdżam i mówię, że nadal nie jem mięsa to ona solidarnie też tego nie robi. A dlaczego cierpi, bo nie tyle, że nie może obyć się bez mięsa, ale dla siebie samej nie chce się jej robić innego jedzenia niż ja robię sobie. A teraz kilka zdjęć mojej jarskiej diety.
Wegańskie dyniowe burgery - ostatnio moje ulubione danie :)
Placki gryczane z serka wiejskiego w wytrawnej wersji.
Kluski ziemniaczane z pieczarkami, tofu i czerwoną cebulą w pomidorowym sosie.
Kluski śląskie z duszonymi pieczarkami, cukinią i ciecierzycą.
Wystarczy, bo jakbym miała wrzucić do wpisu wszystkie zdjęcia tego co zjadłam w ostatnim miesiącu to byłby to chyba najdłuższy wpis w historii Vitalii ;), więc wybrałam tylko te, które najbardziej mi przypadły do smaku.
Cały ten okres dość aktywny (od początku października do dziś) :
- rower - 416,08 km
- chodzenie - 78,6 km
- 4x trening siłowy
- 2x pilates
Jak widać rower rządzi, polubiłam też chodzenie, gorzej jest z treningami siłowymi nie mogę się przekonać do ich systematycznego robienia. Powinnam to zrobić, bo bez nich nie uda mi się wymodelować sylwetki i poprawić szkieletu mięśniowego, o obwisłej skórze nie wspominając. Trzeba będzie gdzieś głęboko ukryć niechęć do dywanówek i na poważnie wziąć się do roboty.
Tak też można ćwiczyć :D
A tu zrobiłam ponad 40 km, żeby dać buziaka przed odjazdem mojej mamie, która była z wizytacją u mojego brata ;)
Chodzenie jest super, szczególnie jak się widzi taki piękny wschód słońca :D
A to na razie mój najdłuższy jednorazowy dystans. Poprawiłam wtedy swój czas na 10 km o 4 minuty (1h 45 minut) :)
Obiecuję, że to już prawie koniec :D W zeszłym tygodniu w Biedronce znalazłam taką tabliczkę motywacyjną. Może komuś się przyda trochę motywacji tego mglistego, późnego popołudnia moje królowe, księżniczki, królowie czy książęta. Poprawcie swoje korony bez względu czy są złote czy papierowe i działajcie. Powoli, malutkimi kroczkami, ale działajcie :D
Zeżarło mi końcówkę zdjęcia ;) ma być - zasuwaj dalej.
A na koniec żegnam się z Wami, ale mam nadzieję nie na długo i życzę Wam miłego, długiego weekendu (mam nadzieję, że macie długi tak jak ja :)
P. S. W niedzielę biorę udział w Biegu Niepodległości w Warszawie, szkoda, że tylko w roli kibica, ale mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie taki moment, że ja też pobiegnę, a nie tylko będę grzecznie stać za barierką. A Wy jak uczcicie stulecie odzyskania niepodległości?