Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W sierpniu zdiagnozowano u mnie nowotrów. Wylosowałam nieźle, bo taki przewlekły (mieloproliferacyjny), a nie złośliwe i zabijające ustrojstwo. Po pierwszym szoku postanowiłam, że to właściwie jest niezły pretekst do tego, żeby zacząć żyć tak jak zawsze chciałam. Bez wymówek. Nie marnując czasu. Z pasją i radością. Odzyskanie sprawności i sylwetki jest częścią tego planu;). To ustrojstwo w mojej krwi trochę mnie ogranicza - przekonałam się już, że bardzo lubi suplementy, więc sobie nie pomogę w ten sposób;), ale postaram się podejść do sprawy mądrze i z cierpliwością.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3365
Komentarzy: 393
Założony: 2 stycznia 2025
Ostatni wpis: 3 marca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Sophia1729

kobieta, 42 lat, Złotów

165 cm, 77.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 marca 2025 , Komentarze (8)

Fatalnie się wczoraj czułam. Dzień masakra. Zmęczona, wściekła a pod wieczór zbierało mnie cały czas na mdłości. Do tego stopnia, że nie zjadłam obiadu. Za to zjadłam makaronika od córki. Potwornie słodki mi się wydawał. Chyba się odzwyczaiłam od takich rzeczy. Jedzenie w ciągu dnia oprócz tego makaronika:

Śniadanie: Jajko sadzone, kiełbaski, ser koryciński, warzywka, orzechy. 

II śniadanie: Bułka wysokobiałkowa - pół z pasztetem, pół z salcesonem.

Podwieczorek: Pianka skyrowa, banan, orzeszki, tarta gorzka czekolada

Nawet nie policzyłam tego, bo wczoraj nie miałam siły a dziś nie działa fitatu. Jakiś błąd wyskakuje jak próbuję dodać produkty. Z rzeczy, które się udały, to kroki, bo na jogę nie miałam siły. Wreszcie też udało mi się zrobić analizę połowy weekendowego grania. Udało mi się też pokłócić wściekle z mężem, bo krzywo na mnie spojrzał :D. I pójść na ryneczek i kupić 2 książki za 5 zł i piękny, ręcznie malowany holenderski talerz za jakieś grosze. Bardziej paterę, raczej dekoracyjną niż do używania na co dzień, ale zrobiłam sobie wczoraj na nim śniadanie, żeby wam pokazać. Nie widać łódki, bo zasłania kiełbasa, ani wiatraka, bo zasłania jajko. Na obiad miał być dorsz, to będzie dziś (mężowi zrobiłam, bo to taki spory kawałek był to wystarczyło dla niego na wczoraj i dla nas dwojga na dziś). Dziś chyba już czuję się lepiej na szczęście. To bardzo dobrze, bo mam mega dużo pracy. Drugi taki dzień by trochę bałaganu narobił w moich bieżących sprawach. Miłego dnia dziewczynki. 

1 marca 2025 , Komentarze (8)

Nie miałam dziś kiedy jeść 🤦‍♀️. Od rana do 13:00 zajęcia, dopiero wtedy śniadanie, a po śniadaniu położyłam się na drzemkę małą... mąż obudził mnie telefonem o 16:00 🤦‍♀️. Chyba potrzebowałam wreszcie odpocząć. W związku z tym tylko 3 posiłki i brakuje i kcal i białka. Trudno. Może nie umrę z głodu 🤣. 

Śniadanie (późne): Omlet, taki klasyczny. W środku tuńczyk w sosie własnym, majonez truflowy, czarne oliwki. Do tego warzywka, pesto, orzechy. 

Podwieczorek?: Bułka wysokobiałkowa z lidla, serek kozi do smarowania, szynka dojrzewająca z z ziołami, warzywka.

Obiadokolacja: To nie jest pad thai:). Ale w podobnym stylu. Mniej słodkie, bo bez tamaryndowca. Lekko pikantne. 

Idę na spacer. Potem joga na dobranoc i spać. Miłej nocki.

28 lutego 2025 , Komentarze (15)

Ostatni dzień lutego. Jutro spróbuję zrobić podsumowanie. Zmęczona jestem potwornie. Kroków 8280. Poszłam co prawda na dłuższy spacer, ale mniej dłuższy niż zwykle. Jakieś 40 minut miałam samozaparcia, żeby moknąć, a potem już byłam cała mokra i miałam dość. Czy wiecie, że uczucie zmoknięcia rośnie w tempie logarytmicznym? 🤣 A to znaczy, że od któregoś momentu powinnam być już tak mokra, że jest mi wszystko jedno czy dalej pada 😏. Jogę zaraz zrobię na dobranoc. A jedzonko dziś bez podjadania, kalorie zgodnie z założeniami, białka tylko trochę za mało. Dzień jakiś taki kanapkowy. I sobie przypomniałam, że bardzo lubię matchę. 

Śniadanie: Szakszuka, haloumi, warzywka, orzechy

II śniadanie: Bułeczka z pieczonym kurczakiem, odrobiną majonezu truflowego i warzywkami

W przerwie na oddech: Matcha na mleku owsianym

Przekąska: Chleb żytni z jakąś dziwną niby włoską pieczenią i warzywkami

Późny obiad: Ziemniaczki, groszek, surówka z sałaty lodowej i ogórków kiszonych, fenomenalne polędwiczki duszone z odrobiną portera, czerwoną cebulką i grzybami. Przyznam się, że tego portera wlewałam bez przekonania, ale idealnie się komponuje ze suszonymi grzybami. 

28 lutego 2025 , Komentarze (18)

Prawie się udało 😂. Chciałam zobaczyć 6 na pozycji jedności. Jeszcze cokolwiek mniej i by było poniżej 77 😄. Nie wiem czy to zaliczyć jako sukces, czy jako porażkę tak szczerze. Niby cały czas w dół, ale poniżej zakładanego kilograma na dwa tygodnie. Rachunek sumienia podpowiada, że to nie z winy złego planu, tylko tych drobnych odstępstw. Tej niepitej wody (no próbuję), pitego wina (a tam parę razy ☺️), niewyłażonych kroków... Ale tych odstępstw znowu nie było tak dużo. Choć może jednak? Chyba najuczciwiej będzie założyć, że trochę jedno i trochę drugie. Bo z jednej strony mój plan jest tak na stykuś. Nie daje przestrzeni na odstępstwa. A z drugiej jednak było kilka momentów, że nie trzymałam się go ściśle. Mam więc dwa wyjścia: albo trochę zacisnąć pasa bardziej w założeniach i dać sobie prawo do niedoskonałości, albo trzymać się jednak ściśle tego co zaplanowałam. Jeszcze trochę do zrzucenia mam, parę razy trzeba będzie naprawdę zweryfikować założenia, bo waga się zatrzyma a organizm zbuntuje. To żebym miała wtedy z czego ciąć... Przemyślę to na spokojnie. Dziś jest jeszcze ostatni dzień lutego, więc zrobię sobie wieczorem albo jutro podsumowanie całego miesiąca. Na razie cieszę się i idę robić szakszukę. 

27 lutego 2025 , Komentarze (6)

Kroki zrobione. Joga zrobiona. Pączek zjedzony:D. Zważyłam go i zrezygnowałam z koktajlu na kolację 😇. 

Śniadanie: Jajko sadzone, haloumi, warzywka, szparagi marynowane, parmezan, orzechy, pesto


II śniadanie: pączek z kremem pistacjowym

Obiado-kolacja: krupnik na żołądkach (moje comfort food )

Dobrze, że dziś było dużo pracy i nie miałam kiedy być głodna :D. Miłej nocki. 

27 lutego 2025 , Komentarze (18)

U mnie takie:

Dla mnie ten z przodu po lewej:D. Smacznego.

27 lutego 2025 , Komentarze (8)

Wczoraj byłam grzeczna. Kroki zrobione (prawie biegłam wkoło bloku przed północą żeby zdążyć 🤣). Jedzonko:

Śniadanie: Takie jak wczoraj, bardzo mi zasmakowało.

Obiad: Rustykalnie upieczony kurczak z warzywami a'la Nigella

Kolacja: jogurt z owocami, orzechami, odżywką białkową, kremem pistacjowym.

Ciekawa jestem, czy uda się jutro zanotować jakikolwiek spadek - ten weekend z graniem i świętowaniem nie nastraja optymistycznie. Trzymajcie kciuki. 

25 lutego 2025 , Komentarze (13)

Gubię się trochę w liczeniu tych dni. Za każdym razem muszę sprawdzać:D. Bardzo bym chciała, żeby przy setnym dniu zobaczyć te - 7 kg - po pół na tydzień raptem. Niby nie jestem przywiązana do tych cyferek, ale jednak 😁. Dziś czuję się o krok bliżej. Choć jakoś tak zmęczona. Dietka pyszna i w założonych ramach (tylko odrobinę za mało białka, ale tak mini mini). Kroki prawie - zaraz idę wyrzucić śmieci, to będą zrobione:D. Joga dziś też na dobranoc.

Śniadanie białkowo-tłuszczowe: plasterek haloumi, jajko sadzone, parówki wiedeńskie, warzywka z pesto i patisony konserwowe

II Śniadanie: bułka proteinowa z lidla, pasta z jajka i awokado, ogórek kiszony i cebulka czerwona.

Przekąska: Koktajl wiśniowo-bananowy bez odżywki białkowej, bo zapomniałam:D, ale za to z chia i skyrem

Obiado-kolacja: Ryż i curry z warzywami i kurczakiem i wakame (baaaaardzo ostre). 

Ten ostatni kryzys to z pewnością była kwestia zmęczenia. Dziś już wypoczęta, po powrocie do codziennego, dobrego i niestresującego, rytmu, w ogóle nie mam żadnych złych myśli na swój temat.  

24 lutego 2025 , Komentarze (13)

Powoli dochodzę do siebie. Dietka się trzyma. Nic nie podjadałam. Kroki zrobione. Joga zaraz będzie na dobranoc. Jakoś tak czuję się niepewnie dziś. Myśli które mam o sobie nie są zbyt miłe. I dotyczą głównie wagi i wyglądu. Nie zdarza mi się to chyba często, ale jakoś nie mogę się ich dziś pozbyć. To chyba ze zmęczenia. No nic. Tłumaczę sobie, że po pierwsze nie jestem obiektywna w tej ocenie, a po drugie, że to jest chwilowe. Powolutku pozbywam się tych kilogramów i już niedługo nawet nie będę o nich pamiętać. Tylko trochę konsekwencji. To tylko kwestia zaopiekowania się sobą. Odróżniania potrzeb od zachcianek. I zmiany perspektywy przy codziennych wyborach. Ech...

24 lutego 2025 , Komentarze (4)

Jakby co to nawet żyję po wczorajszym świętowaniu. Ale czuję się niesamowicie zmęczona. Tak się wydaje, że sport intelektualny to nie do końca sport, ale zmęczenie jest jak najbardziej fizyczne. Najchętniej zrobiłabym sobie dziś wolne, ale nie mogę. Przeciągam więc na maksa poranek i delektuję się zimną już kawką nadrabiając zaległości w czytaniu waszych pamiętników:). To strasznie fajnie, że jesteście i ile ciepła, wsparcia i zrozumienia od was płynie. Czuję, że z takim supportem zrzucenie kilogramów będzie jak pstryknięcie palcami:D. Może nie jakoś super szybko, ale na pewno łatwiej niż jak sobie coś tam sama próbuję. To dziwne jest, bo tak poza tym to ja nie jestem chyba jakąś bardzo społeczną istotą. Choć może tego nie widać, bo robię bardzo dużo rzeczy, które wymagają kontaktu z człowiekiem jednak. 

Trochę mi się chce płakać. Tak trochę z ulgi i wdzięczności. Ostatnie kilka lat to była prawdziwa rewolucja w moim życiu. Zmiana miejsca zamieszkania na zupełnie obce i prawie na drugim końcu polski, ciężka walka o swoje miejsce w nowej rzeczywistości, finalizacja spisanego na straty doktoratu, nowa praca, o którą też musiałam walczyć, bo zaczęłam od paru godzin na umowę zlecenie, tworzenie swojego świata od początku. A wszystko w takim stanie... jakbym poruszała się w smole. Coraz ciężej, coraz trudniej, jakby moje ciało i umysł w ogóle nie chciały współpracować. Potem ta choroba... przyznam się szczerze, że ta diagnoza mnie ucieszyła. Tzn nie to, że jestem chora, tylko to, że wreszcie wiem na co. Że może nie jestem głupia, stara, leniwa i nie robię po prostu źle i za mało, że to wszystko nie działa tak jak powinno, tylko są jakieś obiektywne przyczyny i mogę jednak o siebie zawalczyć. Że tak nie będzie już do końca życia. Co prawda teraz czeka mnie dużo pracy, jeszcze większa rewolucja w stylu życia i myśleniu o sobie, ale znowu coś zależy ode mnie. Teraz to się naprawdę popłakałam 😂. Trochę wydaje mi się, że i tak za dużo bym chciała robić już, teraz, zaraz. Że może powinnam sobie dać więcej luzu i czasu na odpoczynek. Ale trochę się boję, że się za bardzo przyzwyczaję do tego odpoczywania:D. Więc robię te wszystkie rzeczy, które bym chciała robić. Zupełnie nieidealnie, czasem coś zaniedbam, czasem czegoś nie dowiozę, czasem muszę prosić o więcej czasu. Ale robię. Mój organizm wraca do normalnego stanu, zaczyna współpracować, mogę coraz więcej i coraz lepiej. Bez płakania po kątach, myślenia o sobie źle i wyrzutów sumienia. Wiem, że jeszcze mega dużo pracy przede mną, ale już czuję taką ogromną wdzięczność. I za was też. Za wszystkie dobre rzeczy, cudownych ludzi, za to, że wszystko wraca powoli na swoje miejsce💓💓💓💓💓💓💓. Powrót teraz do pierwszej ligi jest dla mnie taki symptomatyczny. Pamiętam jak te 3 lata temu mówiłam, że nie ma opcji, żebym grała w drugiej. Ale dopiero jak przestałam się spinać, jak wyluzowałam, odzyskałam radość z gry, pomimo niedoskonałej formy... dopiero jak powiedzieliśmy sobie, że nie potrzebujemy żadnych wzmocnień, że zawalczymy bez spiny w takim składzie jaki mamy, kiedy znalazłam w sobie dystans i odwagę... Ja wiem, że to nie miejsce na takie rozkminy, bo to pamiętnik odchudzania:D, ale czuję, że mogę i chcę się z wami tym podzielić  💗. Miłego dnia. Walczcie o siebie. Naprawdę warto.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.