to moja przerobiona wersja tytułu książki psychologicznej (w oryginale jest ŻYĆ)... No i tak to się stało w moim przypadku. Ciągle żyłam sobie w przekonaniu, że jeszcze nie jest tak źle, że w ciuchy się mieszczę, że mojemu mężowi przecież się podobam 🤪. Oszukiwanie siebie jest obrzydliwe a zderzenie z "namacalną" rzeczywistością było bardzo bolesne. Waga, na którą odważyłam się wreszcie wejść była bezlitosna, ale czego spodziewać się po urządzeniu, które ma metalową baterię zamiast serca 😉. Nie będę tego roztrząsać, wiem jedno - trzeba coś z tym zacząć robić bo bez ogarnięcia się będzie coraz gorzej. Wiedziałam, że powinnam wrócić na Vitalię, tylko im dłuższa przerwa tym trudniej się odezwać. Wracam na tarczy. Pokonał mnie ten cholerny rok, który upłynął pod znakiem morowego powietrza i innych plag obficie spadających. Ale mam świadomość, że muszę walczyć przede wszystkim o zdrowie, które daje odporność i o sprawność, która jest bardzo potrzebna w codziennym życiu.
Na jesieni wiele czytałam o IF, czyli jedzeniu w oknie żywieniowym. Postanowiłam to wypróbować i szło mi całkiem dobrze, ale święta oczywiście przerwały dobrą passę. Teraz wracam na ten post. Rano nigdy nie miałam apetytu ale śniadania jadłam "przez rozsądek", więc pierwszy posiłek około południa bardzo mi odpowiada. Jedzenie 2-3 posiłków jest bardzo wygodne. Staram się ograniczać jak najbardziej węglowodany i produkty o wysokim IG, do tego muszę jeszcze pamiętać o FODMAP 🤓. Ubiegły tydzień zakończył się małą imprezką i teraz przez najbliższy miesiąc nie będzie większych okazji do grzechu. W miarę dobra pogoda sprzyja mojemu dreptaniu, codziennie mam na liczniku minimum 5 km, czyli około 7 tyś. kroków. Na oficjalne ważenie daję sobie czas do soboty, wtedy patrzę prawdzie w oczy i aktualizuje pasek. Mam nadzieję, że będzie dobrze, że moja motywacja znowu nie opadnie i nie skończy się zakalcem 🙂.
Uff 😎 początek za mną!!! Od jutra nadrabiam lekturę moich znajomych pamiętników (tęskniłam!) i staram się pisać na bieżąco.👍