Jeździłam na moim ukochanym rowerze cały tydzień. Wstawałam pełna siły i energii - do pracy dojeżdżałam jak naspidowawana i pracowałam jak mały (acz gruby) robocik - było super. Aż do soboty, kiedy to obudziłam się o jedenastej jak to zwykle bywa u mnie w sobotę i kicha - zatoki moje złośliwe powiedziały basta. Całą sobotę i niedzielę przeleżałam na teraflu - ale nie pomogło i musiałam iść do mojego doktora. A tam kicha.
Zwolnienie, antybiotyki leżenie plackiem w łóżku - totalna kaszana. Tydzień spędziłam w nieprzytomności - leżałam -brałam antybiotyki i żarłam. Bo ja z niewiadomych przyczyn jak jestem chora to się strasznie głodna robię, nie wiem czemu, słyszałam, że inni ludzie wprost przeciwnie. Przynajmniej w krótkich chwilach przytomności odkryłam nowego dla mnie blogera gotowalnianego ;). The Food Emperor - specyficzna konwencja, która nie do końca mi odpowiada - w końcu już jestem kobietą w średnim wieku - większość z nas została tak wychowania, że jednak do pewnych zasad jesteśmy przywiązani - dzisiejsi młodzi ludzie są zdaje się wolni od tego typu obciążeń. Ale apropos gostka - przeklina straszliwie - aż uszy więdną - ale robi świetne żarcie. Pokazuje jak przygotować posiłek od a do z, włącznie z sosami, lodami a nawet pieczywem. Oczywiście nie jest to dietetyczne ale jakie dobre.
To w sumie była jedyna korzyść z mojego zwolnienia - ja nieźle gotuję ale on super.
Teraz już wróciłam do pracy, ale jestem słaba i bez kondycji, muszę chodzić w czapce nawet po kanapki bo mój doktor mnie kiedyś przyłapał bez czapki i potem pół roku mi gadał, że z moimi zatokami i ogólnym brakiem odporności to muszę w czapce chodzić cały czas z wyjątkiem lata. Teraz mnie co dwa dni ogląda i sprawdza jak tam przebiega proces leczenia. I mówię mu - muszę zostać szybko wyleczona bo mój rower na mnie czeka - to się oburzył straszliwie i powiedział, że rowerem absolutnie nie jeszcze przynajmniej miesiąc albo i dłużej jeśli pogodą będzie kiepska.
I tyle - pewnie go posłucham - bo źle się czuję na antybiotykach a to leżenie też mi nie posłużyło - bardzo szybko się męczę i nie mam za grosz kondycji - a zawsze bardzo o nią dbałam. Ostatnio weszłam na piąte piętro - nie korzystam z windy, żeby się jednak trochę oderwać od tego biurka i omal nie wyplułam sobie płuc zanim doszłam na miejsce a zwykle sobie wbiegam tak raz dwa trzy.
Kończę, bo piszę jak potłuczona - na umysł też mi trochę padło jak widać.
p.s.1: Cały czas mimo obżarstwa nie jadłam słodkości.
p.s.2: Mam nadzieję, że to ogromne brzuszysko, które mi strasznie przeszkadza ostatnimi dniami związane jest ze zbliżającą się @ a nie z całotygodniowym żarciem :(.