Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Moim ulubionym zajęciem jest czytanie, co raczej nie sprzyja utrzymaniu właściwej sylwetki, a że lubię też patrzeć na ładne rzeczy i ludzi ostatnio nie bardzo mogę patrzeć na siebie i to mnie właśnie skłoniło do odchudzania.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9542
Komentarzy: 267
Założony: 2 sierpnia 2016
Ostatni wpis: 20 czerwca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Malrad

kobieta, 45 lat, Toruń

164 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 grudnia 2016 , Komentarze (7)

   W końcu doczekałam urlopu. Ostatnich dwóch tygodni przeprowadzki nie pamiętam. Przerzuciłam około sześćdziesięciu tysięcy akt i po powrocie do domu padałam na łóżko i zasypiałam.

Nie ćwiczyłam w ogóle.

Nie przestrzegałam diety.

  Właściwie nic nie robiłam - tylko pracowałam i spałam. To, że schudłam zawdzięczam niespotykanej zwykle w moim życiu zawodowym ilości pracy fizycznej :(.

Nie było to przyjemne, chodziłam w dresach i bez makijażu (odkąd skończyłam trzydzieści trzy lata nie wychodzę nieupiększona). Oby nigdy więcej takiego czasu. Urlop został przesunięty oczywiście ze względu na przeprowadzkę. 

  Ale mam już ten czas za sobą i teraz trzeba wrócić do diety. I do ćwiczeń też. Oby mi się udało - bo cały czas jestem wypompowana i paskudnie boli mnie kręgosłup. Ratowało mnie tylko ukochane krzesło z masażerem. Ale chyba umówię się na masaż całego ciała - na pewno mi się przyda i poprawi mi ogólny nastrój i samopoczucie. 

  Zapisałam wszystkie swoje wpadki. To pokazuje, że jestem mniej odporna na stres i zmęczenie niż się wcześniej wydawało. Trochę się zmęczę i odpuszczam sobie wszystkie dodatkowe obowiązki i aktywności. Jestem taka słaba. No cóż Trza spiąć poślady i wrócić na ścieżkę prawdy.

27 listopada 2016 , Komentarze (9)

   Siedemdziesiąt plus dziewięć i siedem dziesiątych kilograma - ale jednak. W końcu udało się przekroczyć magiczną barierę osiemdziesięciu kilogramów. Teraz jest ciężej - na początku mojej przygody z dietą waga spadała szybciej i bardziej drastycznie. W pierwszym tygodniu pięć kilogramów praktycznie od samych ćwiczeń, a potem około kilograma tygodniowo. Teraz zrzucam po dwieście - trzysta gram a czasami w ogóle. Trochę mniej jest to motywujące ale się nie poddam. Bo efekty jednak są.

   Tym spadkiem osiągnęłam następny etap odchudzania - czwarty. Teraz będę dążyła do siedemdziesięciu siedmiu kilogramów, chociaż - pewnie ze względu na przeładowany imprezami grudzień będę miała z tym większy problem. Uwielbiam grudzień ale zawsze  kiedy w styczniu zdecyduję się wejść na wagę ona robi "eeekh" i tak dziwnie jęczy. Muszę się zmobilizować, żeby w przyszłym roku to jednak trochę inaczej wyglądało.

  Czyli dążę do następnego etapu - ale jestem zadowolona, że już tyle udało mi się osiągnąć. Z aktywnością fizyczną coraz lepiej u mnie. Nadal przestrzegam zasad wyzwania - żadnych słodkości w listopadzie. Na razie życie jest różowe. Zobaczymy kiedy zacznę jęczeć?? ;)

   Czyli pozdrawiam Wszystkich i życzę podobnie miłych wrażeń - jakie ja osiągnęłam przy wczorajszym ważeniu. Oby tak dalej :)

23 listopada 2016 , Komentarze (14)

   Waga spada mi jakby chciała a nie mogła, ale jednak spada :) Co cieszy mnie niezmiernie. Przy ostatnim ważeniu przeszłam z przerażającej czerwonej części o brutalnej nazwie "otyłość" do zdecydowanie bardziej przyjaźnie brzmiącej "nadwagi". Jest to przyjazne zjawisko bo w końcu widać jakiś progres.

    W pracy teraz organizuję przeprowadzkę swojego gabinetu, tak że czeka mnie więcej niezwykłej dla mnie na co dzień pracy fizycznej - wysiłek dobra rzecz ;). Przy okazji tych czynności, które już wykonałam okazało się, że jestem we wcale dobrej formie - ani się nie męczę, ani nie dyszę i nie jęczę tylko sobie śmigam ha ha, co jest super.

  W ogóle zauważam, że praca działa na dietę motywująco - już po szkoleniu, które prowadziłam w zeszłym miesiącu wiele dziewczyn podchodziło i pytało jak ja to robię i co one mają zrobić, żeby też mieć takie efekty. Nie powiem mile mnie to połechtało i poczułam się zmotywowana jeszcze bardziej.

    Jeśli chodzi o dietę, to ogarniam w miarę - oczywiście nadal realizuję wyzwanie i nie jem słodkości, ale ćwiczeń mało. Ale może to ze względu na @ [ogólnie używany na portalu eufemizm ;) ], albo może ze zwykłego lenistwa.Jest lepiej niż było, ale jeszcze nie jestem zadowolona.

    Na razie muszę się za siebie wziąć i przekroczyć magiczną siódemkę z przodu, bo czytając pamiętniki to kurczę już chyba tylko ja zostałam w klubie osiemdziesiątek. Ale cóż widocznie za mało jeszcze pracuję i muszę się postarać bardziej. 

To co? Trzymajcie kciuki i wszystkiego dobrego na dietowej drodze życia ;).

16 listopada 2016 , Komentarze (6)

   Jakoś dziwnie chce mi się kopytek - nie wiem skąd to się bierze. Znalazłam kilka "zdrowszych" wersji ale ta, które najbardziej mi pasuje to przepis na sześćdziesiąt parę sztuk, tak że tego, chyba zaczekam do weekendu i pomrożę sobie porcje po kilka sztuk. Oczywiście pod warunkiem, że mi do soboty nie minie ;). 

   Dziwna taka zachcianka, zwłaszcza, że z realizacją wyzwania - zero słodkości w listopadzie nie mam większych problemów. Cóż...

  Ruchowo trochę lepiej, ale jeszcze bez rewelacji, zobaczymy, czy przyniesie to jakieś efekty wagowe, chociaż po zrzuceniu trzynastu kilogramów waga zaczęła raczej być stała :( No ale nic to, nadal jestem pełna nadziei i nadal przestrzegam diety. Więc może, może - zobaczymy.

Tyle u mnie, żegnam kopytkowo i życzę powodzenia.

12 listopada 2016 , Komentarze (5)

   Ostatnio cały czas narzekałam,a to zimno, a to nic mi się nie chce, a to coś tam jeszcze. A tak naprawdę wystarczył jeden dzień wolnego, żebym się jakoś ogarnęła. Wyspałam się - obudziłam się zgodnie z zapotrzebowaniem organizmu a nie przy przenikliwych dźwiękach budzika (moje muszą być baaardzo przenikliwe, bo nie jestem rannym ptaszkiem).

   I od razu humor lepszy, więcej energii, coś mi się chciało, dieta była przestrzegana bez żadnych wyjątków, ćwiczenia odćwiczone ha ha. Tak by mogło już zostać, ale wiadomo w poniedziałek budzik zadzwoni znów i znów nie będzie mi się chciało.

    Ale nie jest tak najgorzej - mam na co czekać - w grudniu zawsze biorę sobie drugą połowę urlopu, tak dwa razy do roku muszę sobie odpocząć fizycznie i psychicznie. Zawsze potem z nową energią wracam do codziennych zajęć.

  Tak że teraz na razie jest weekend, siła i moc jest ze mną ;). Wolno bo wolno ale jakoś chudnę co poprawia mi nastrój. A od poniedziałku będę myślała o grudniu kiedy to mam urlop i urodziny i Gwiazdkę i w ogóle same super rzeczy - to jest zawsze mój ulubiony miesiąc.

PS 1. Wyzwanie nadal jest realizowane bezproblemowo - super.

PS 2. Nie wiem dlaczego ale miałam dziś rano problemy z serwisem Vitalii - już przeszło, ale nie mogłam się w ogóle zalogować do swojego konta - normalnie zgroza. Ciekawe czy to cały serwis czy tylko u mnie??

9 listopada 2016 , Komentarze (7)

   Pogoda nas nie rozpieszcza, ciśnienie się waha i ogólnie nic się nie chce. Mnie ewentualnie chce się spać :(. Zauważyłam, że nie jestem sama, u mnie w domu przychodzimy z pracy zjadamy obiad i hibernujemy - budząc się dopiero na wieczorną kąpiel. Z jednej strony nieźle - w sensie nie robię nic tylko się regeneruję to wolniej się starzeję (ha ha nic nie robię i się nie zużywam), ale z drugiej strony czuję, że przesypiam połowę życia, co w sumie  fajne nie jest.

   Bardzo mało ćwiczę, na pewno nie tyle ile w wakacje, że ćwiczyłam sześć razy w tygodniu i tylko w niedzielę sobie odpoczywałam dla "wypoczynku mięśni" a teraz mam wrażenie, że kolejność się odwróciła :( U mnie to kiepska informacja - ponieważ ja bez ćwiczeń nie gubię wagi - niestety - sama dieta nie wystarczy. 

    Po wizycie ukochanego mego Siostrzeńca [i nie ważne, że jedynego ;)] powoli moja dieta wraca do normy, tzn. znowu przygotowuje sobie posiłki z karteczki przysłanej przez dietetyka Vi talii.

  Pierwszy raz biorę udział w wyzwaniu zaproponowanym przez jedną z Vitalijek i cały listopad mam zamiar nie jeść słodyczy, na razie jest ok i wytrzymuję. Co nie znaczy, że w związku z otaczającym zimnem nie mam zwiększonych pragnień żywieniowych. Ale staram się nad tym zapanować.

  Kupiłam sobie kijki do nordic walkingu, żeby zastąpić sobie jeżdżenie rowerem, ale to nie jest to samo - kiedy wiatr rozwiewa mi włosy i pędzę ścieżką rowerową do pracy czuję się super. Kijki nie dają mi tego uczucia, a muszę nieco szybciej wyjść, żeby zdążyć.

  I na razie tyle u mnie, mam nadzieję, że będzie lepiej, a jutro idę polować na Świętomarcińską gęś i oby udało mi się ją zakupić bez żadnych problemów. 

To co - trzymajmy kciuki za zwiększenie motywacji, a ja postaram się trochę częściej popełniać wpisy, bo mi jednak przed Wami trochę wstyd się przyznać, jeśli nie przestrzegam zasad diety.

23 października 2016 , Komentarze (7)

   Mam kryzys - inaczej tego nie nazwę. Już wczoraj pominęłam pomiar, bo mi waga pokazała 83 kilogramy. Zawał serca jak nic. Jednak ta waga na pasku jakoś tak lepiej wyglądała więc ją zostawiłam, coby się bardziej zmotywować. Ale mam w domu gości i jakoś tak więcej jedzenia - trochę wytrzymałam ale potem... masakra. Makaron po bolońsku - całymi stertami - przynajmniej dla siebie pełnoziarnisty ugotowałam :( Ale to w sumie żadne pocieszenie jak go popiłam pepsi, piernikówką i zagryzłam pierniczkami z lukrem. 

   Jakoś tak mi się wydawało, że mam silnijszą wolę, a tutaj - jeść się chce - a ćwiczyć się nie chce. 

   Kiedy przestrzegam diety waga bardzo mi ładnie spada, ale jak sobie odpuszczę - to jak w tytule - równia pochyła. Muszę się wziąć za siebie, ale jakaś taka się zrobiłam rozlazła. Nic mi się nie chce, tylko spać.

  Poczytam sobie pamiętniki aby się bardziej zmotywować i postaram się przezwyciężyć tę ospałość i marazm. Co mnie martwi, to fakt, że mam taką siniusoidę - nie umiem utrzymać równego tempa - tylko jak jest ok - to fala radości - waga spada, a jak już zjem coś niewłaściego to sobie odpuszczam - a potem przy ważeniu płacz i zgrzytanie zębów, nie podoba mi się to :(

8 października 2016 , Komentarze (22)

   Aura ostatnio nas nie rozpieszcza, to że jest zimno jeszcze bym jakoś zniosła, ale pada deszcz i jest ślisko. W związku z powyższym musiałam schować moją starą gazelle do piwnicy, żeby tam czekała na mnie do wiosny :(. Nie lubię tej zmiany, zawsze mam problem z wyważeniem czasu przygotowania się do pracy, no i zamiast jechać siedem minut idę dwadzieścia pięć - a gdy światła po drodze są czerwone to i dłużej. Niefajnie. 

   Ale przynajmniej schudłam kilogram od zeszłego tygodnia - pomimo urodzin mojego Taty [przy urodzinach nas wszystkich mam wpisany grzeszny kawałek ciasta ;)]. Zobaczymy, czy ta tendencja się utrzyma przy chodzeniu zamiast jazdy rowerem. Chociaż w sumie spacer to też jakiś ruch jest przecież ;) Oprócz tego nadal będę ćwiczyła. Zobaczymy. 

  Odkąd lepiej się czuję znów jestem pełna wiary i nadziei ;).

  Teraz w poniedziałek prowadzę duże szkolenie dla pracowników więc muszę sobie znaleźć odpowiednie ubranie, co ze względu na utratę wagi (ha ha ha!) nie będzie takie proste, ale przecież to o takie właśnie utrudnienia codziennie walczę ;). W sumie nie mogę się doczekać aż będę mogła chodzić szabrować w szafie mojej najchudszej siostry.

  Tak że ten tydzień zaliczony pozytywnie - oby tak dalej ;)

1 października 2016 , Komentarze (4)

   Udało się jakoś przestrzegać diety i efekty są. Dotarłam do następnego stopnia odchudzania. Teraz będę goniła 80 kilogramów. Pomyśleć, że w zamierzchłej przeszłości załamałam się kiedy doszłam do 64 - a teraz cieszę się, że ważę 83 ;) Pokazuje to jak bardzo wszystko jest względne.

   Ten tydzień był niezły - jeszcze mam trochę kataru, ale zdecydowanie czuję się lepiej - co pozwoliło mi więcej ćwiczyć i bardziej pilnować jedzenia. Przestałam być "skrytym parówkożercą" jak określiły mnie moje sponsorki [i zarazem chudsze siostry ;)]. Wspierają mnie bardzo gorąco, to znaczy nie kupują dla mnie pączków i jagodzianek, ale za to biegną do Bartkowskich po moje ulubione pieczywo pur-pur, żeby mnie nie kusiło jakieś zwykłe i białe. 

  Przedłużyłam sobie abonament, bo jestem bardzo zadowolona z efektów tej diety - chyba nawet bardziej niż się spodziewałam. Zobaczymy na ile wystarczy mi tego zaangażowania, ale w sumie te posiłki które wykonuję na podstawie przepisów otrzymywanych od dietetyka w większości mi smakują. Przyzwyczaiłam się też do przygotowywania sobie jedzenia poprzedniego dnia i wyciągania pudełeczek z lodówki o odpowiedniej godzinie - oszczędza to dużo czasu. 

Zmieniłam sobie posiłek w południe na taki. który wymaga gotowania - mam w pracy mikrofalę więc będę mogła go sobie odgrzać, a przy takich temperaturach wolę mieć więcej posiłków na ciepło. Zobaczymy jak to się sprawdzi.

  To co - jest nieźle - i oby było jeszcze lepiej - może faktycznie uda mi się osiągnąć założoną wagę czyli 65 kilogramów i potem to utrzymać. Na razie jestem pełna optymizmu.

24 września 2016 , Komentarze (8)

   Sukcesy i porażki raczej :(. Ze względu na przeziębienie dieta trochę u mnie kulała. Wyjadłam z lodówki nawet pasztet i parówki czego zwykle nie tykam brr. Kiedy byłam chora zawsze więcej jadłam i teraz pierwszy raz odkąd rozpoczęłam dietę, waga mi nie spadła. Bałam się, że odbije się w drugą stronę i waga się powiększy ale szczęśliwie stała w miejscu. Widzę u koleżanek same sukcesy, ale w sumie demon obżarstwa opętał mnie całkowicie :( Teraz spędzę weekend w domu, tu mam ciepło więc może przeziębienie się wyleczy i będę mogła skupić się na przestrzeganiu zaleceń żywieniowych.

   Stwierdziłam, że trzeba złożyć samokrytykę, bo nie mogę tylko opisywać sukcesów, trzeba też opisać wyboje na drodze do perfekcyjnej sylwetki.

  Więc oficjalnie - przyznaję się jadłam za dużo niewłaściwych rzeczy i waga mnie ukarała :( Trochę demotywujące, ale postaram się ,żeby takich wpisów nie było zbyt wiele. Trzymajcie kciuki.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.