Wiem, powinnam się wstydzić, który to już raz obiecję sobie, że tym razem zacznę i skończę ;(
Teraz to już dwa tygodnie sobie powtarzam, że to ostatni raz.
Ratunku jak przerwać pierwsze oznaki, że się schudło i nie osiąść na laurach?? ;(
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (9)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 2693 |
Komentarzy: | 24 |
Założony: | 1 lipca 2013 |
Ostatni wpis: | 29 lipca 2014 |
kobieta, 34 lat, kielce
160 cm, 53.30 kg więcej o mnie
Wiem, powinnam się wstydzić, który to już raz obiecję sobie, że tym razem zacznę i skończę ;(
Teraz to już dwa tygodnie sobie powtarzam, że to ostatni raz.
Ratunku jak przerwać pierwsze oznaki, że się schudło i nie osiąść na laurach?? ;(
No i trwam, melduję, że nie obżeram się słodyczami jak popadnie, nie zjadam masę dużych kalorii, które puste są jak cholera, zamiast czekoladki kupiłam zdrapkę i i tak mam nic, ale przynajmniej się nie odłoży :P
Podobno przysiady są dobre na tyłek. Mój wymaga poprawy, podniesienie, odtłuszczenia i wymodelowania. Robię przysiady. Jeden, drugi... i tak dalej. Codziennie bez marudzenia, bez gadania, tylko potem boli, kondycji zero. Dodatkowo robię pompki na skrzydełka, na cycki na wytrzymałość. Rekord osiągnęłam przy siódmym i padłam na twarz, dosłownie na twarz. Brzuszki też robiłam, po mimo tego, że się naczytałam, że są do dupy. Ale robiłam i się modliłam, niech się kończy. Robiłam też deskę, ta podobno działa. Do niej nie mam się co przyczepić, męczy strasznie, ale wierzę w nią, bardziej niż w Ewę. I tak już od dwóch dni ... Czy ja wiem, czy to mało
Mam ochotę na kebsa.
Znów witam, ale nie obiecuję !
W zasadzie nie miałam wracać, nie mam się czym chwalić, nie zmieniłam radykalnie diety, wróciłam do starych nawyków, zapomniałam o ćwiczeniach, tłumacząc się, że przecież nie mam na to czasu...
I znów zaczynam od nowa, taka moja syzyfowa praca.
Zazdroszczę WAM, bo potraficie się zmotywować na długo. Zazdroszczę WAM, bo z czasem dieta i ćwiczenia stają się dla was codziennością. Zazdroszczę WAM wyników i tych kilogramów mniej. Zazdroszczę WAM zdjęć przed i po.
Chyba coś we mnie pękło... nie mówię, że to wielka zmiana. Ale dziś w sklepie pierwszy raz od dawna z zamiarem pójścia po coś słodkiego nic takiego nie kupiłam. Patrzyłam tylko na te kalorie i przeliczałam, przeliczałam, przeliczałam... Jak w jednej paczce ciastek można upchać 800 kcal!? I dlatego odkładałam, odkładałam, odkładałam. Kupiłam za to warzywa, które zjem z ryżem. I tak licząc kalorie doszłam do wniosku, że ile ja bym musiała zjeść tego ryżu z tymi warzywami, żeby zrównać to ze słodyczami, które miałam zamiar kupić i zjeść.
Nie mówię, że tym razem mi się uda, tak jak zawsze sobie powtarzam. Nie obiecuję, że będę wytrwale jeść marchewkę popijając wodą, nie mówię, że się stanę wyznawczynią Ewy Ch, nie mówię, że przebiegnę maraton, nie mówię, że będę traktować siłownię jak drugi dom, nie mówię, że się stanę dietetykiem dla wszystkich wokół, nie mówię, że będę jeść tylko to co sama wyhoduję, nie mówię, że nie będę jeść po 18, nie mówię, że w trzy miesiące zrzucę 100 kg, nie obiecuję sobie nic, zupełnie nic.
Po prostu w końcu chcę się czuć dobrze w swoim ciele i w końcu nie wkładać brzucha do spodni ;)