W zasadzie nie miałam wracać, nie mam się czym chwalić, nie zmieniłam radykalnie diety, wróciłam do starych nawyków, zapomniałam o ćwiczeniach, tłumacząc się, że przecież nie mam na to czasu...
I znów zaczynam od nowa, taka moja syzyfowa praca.
Zazdroszczę WAM, bo potraficie się zmotywować na długo. Zazdroszczę WAM, bo z czasem dieta i ćwiczenia stają się dla was codziennością. Zazdroszczę WAM wyników i tych kilogramów mniej. Zazdroszczę WAM zdjęć przed i po.
Chyba coś we mnie pękło... nie mówię, że to wielka zmiana. Ale dziś w sklepie pierwszy raz od dawna z zamiarem pójścia po coś słodkiego nic takiego nie kupiłam. Patrzyłam tylko na te kalorie i przeliczałam, przeliczałam, przeliczałam... Jak w jednej paczce ciastek można upchać 800 kcal!? I dlatego odkładałam, odkładałam, odkładałam. Kupiłam za to warzywa, które zjem z ryżem. I tak licząc kalorie doszłam do wniosku, że ile ja bym musiała zjeść tego ryżu z tymi warzywami, żeby zrównać to ze słodyczami, które miałam zamiar kupić i zjeść.
Nie mówię, że tym razem mi się uda, tak jak zawsze sobie powtarzam. Nie obiecuję, że będę wytrwale jeść marchewkę popijając wodą, nie mówię, że się stanę wyznawczynią Ewy Ch, nie mówię, że przebiegnę maraton, nie mówię, że będę traktować siłownię jak drugi dom, nie mówię, że się stanę dietetykiem dla wszystkich wokół, nie mówię, że będę jeść tylko to co sama wyhoduję, nie mówię, że nie będę jeść po 18, nie mówię, że w trzy miesiące zrzucę 100 kg, nie obiecuję sobie nic, zupełnie nic.
Po prostu w końcu chcę się czuć dobrze w swoim ciele i w końcu nie wkładać brzucha do spodni ;)
Vacaburra
26 maja 2014, 23:53Właśnie z takim podejściem moze Ci sie udac! trzymam kciuki:) a skalpel działa, jak większość ćwiczen, najwazniejsze tylko żeby Ci się podobał, bo jak nie to lepiej znaleźć coś innego:). Buziaki!