Po 3 dniach pełnych nauki do egzaminu, stresu z nim związanego a następnie "dnia odreagowania" wracam do Was :) (dostałam wyniki, zdałam na 4.5 :DDD)
W końcu ruszyłam tyłeczek na siłownię, głównie na bieżnię- ale przy okazji poprosiłam o zważenie. Miałam przeczucie, że swojej wadze łazienkowej nie powinnam ufać, ale tym razem przegięła. Dziś po dostaniu "rachunku" z profesjonalnej wagi, zapadła decyzja o jej losie :D...
a tak wyglądają wyniki z wagi, na które czekałam ^^
I w ten sposób dowiedziałam się, że zeszłam poniżej 60 kg ,ledwo bo ledwo, ale zawsze :D!
Co oznacza (o ile początkowe wskazania były prawidłowe, na jeszcze innej wadze), że straciłam od powrotu z wakacji <dum dum dum> 2,4 kg :D
Strasznie się cieszę, bo na przestrzeni 4-5 ostatnich lat widziałam mniej niż 60 kg na wadze może 3 razy.
Wiem, ze 29.1% tkanki tłuszczowej w ciele to żaden powód do radości, ale będę nad tym pracować. Co więcej na siłowni poznałam strasznie fajnego chłopaka z obsługi, który zaproponował, że pokaże mi następnym razem jak co działa i jak najlepiej ćwiczyć, żeby powalczyć z tą malutką, jak on to ujął (ale uprzejmy, nie da się takich nie lubić :D) nadwagą.
Spadł mi z nieba ,bo bywa że krępuję się tam trenować i wypróbowywać sprzętu "po omacku", nie wiedząc jak co działa, jak na to wejść i co pociągnąć co z kolei powoduje, że czuję się tak obserowowana...
Jestem naprawdę dobrej myśli :D!
Słodkich snów Piękne :)