Zalogowałam się i jakoś rzuciło mi się w oczy kalendarium pamiętnika. Zobaczyłam, że moj pamiętnik obejmuje wpisy z 2014, 2015, 2016, 2017, 2018. To znaczy że ja już 5 lat zmagam się z problemem typu : jak schudnąć i jak wagę utrzymać. Chudnę - spoczywam na laurach, potem znowu tyję 5 kg, więc znowu chudnę. Jak już trochę schudnę - wchodzę w rozmiar S, to spoczywam na laurach. Pora przyznać się do błędów:
1. Zbyt rygorystyczne diety. Będąc młodą dziewczyną wiedzę czerpalam z internetu i od kolezanek. Potrafiłam popadać w przesadę - jeść bardzo bardzo mało kalorii (długo myślałam, że to najskuteczniejsza dieta, wszak taką rozpisal mojej mamie dietetyk z Natur House - a przecież dietetyk się zna (ok1100 - 1300 kcal). Albo wykluczalam większość węgli - chleb, ziemniaki, slodycze. Kończyło się tym, że potem rzucałam się na coś i tyłam.
2. Wmawianie sobie, że na diecie NIE WOLNO mi nic niedozwolonego typu chleb, ciasto, co po pewnym czasie było dla mnie istną torturą. Bądź popadanie w druga skrajność - "raz nie zawsze" "maly grzeszek nie zaszkodzi" i bach po diecie.
3. Mało ruchu. Są osoby, które nie mają predyspozycji do sportu, które były kiepskie w sportach drużynowych i wybierane na wfie jako ostatnie do drużyny. To ja i cała moja rodzina. U nas wszyscy od pokoleń to były nogi do sportu i ostatnie fajtłapy. Podobno predyspozycje do sportu i atletycznej budowy ciała, łatwości budowania mięśni dziedziczy się w genach. Nawet jak byłam małą chudą dziewczynką spędzającą dużo czasu na podwórku czy rowerze - gdy były biegi na ocenę na wf w szkole nie mogłam zrozumieć dlaczego ja wymiotuję i wszyscy mnie przeganiają, podczas gdy inne koleżanki swobodnie biegną. Nawet jak się starałam dostawałam słabe oceny. Tym samym wf stał się dla mnie wręcz przeżyciem traumatycznym i wzdrygam na samo wspomnienie. Uważam do dziś, że to przedmiot, który powinien być na zaliczenie za samą obecność, żeby nie wpedzac takie beztalencia jak ja w poczucie winy za złe stopnie. Moje przypuszczenia potwierdzili trenerzy personalni, których później spotkałam na swojej drodze. Mam bardzo kobiecą budowę ciala, duży biust (70 g/h), tluszczyk na brzuchu, biodrach, udach, cellulit.. Mięśni baaaardzo malo. Mówili mi, że takie kobiety jak ja muszą włożyć dużo więcej pracy, żeby zbudować masę mięśniową. I wierzcie mi dla mnie sport to katorga i walka ze samą sobą. Czasem jest lepiej, czasem gorzej, ale moim marzeniem jest kiedyś nabrać tej masy mięśniowej - to by nakręciło mi w końcu metabolizm i poprawiło samopoczucie. Chciałabym biegając czuć tą wolność i euforię, o której wszyscy mówią, zamiast palplitacji serca, zadyszki i mdłości ;)))
Pokazuję zdjęcia mojej sylwetki obecnie - czyli 64 kg przy 158 cm.