Tak ostatnio sobie o tym myślałam. Podstawy hasełka zacne, jak zawsze przy tego typu okazjach. Ale jak to faktycznie na nas wpływa? Trzeba być dla siebie dobrym, bez dwóch zdań, ale czasem jesteśmy dla siebie zbyt pobłażliwi. Jest na to czas i miejsce, ale zazwyczaj traktujemy takie "motywacyjne zwroty" jako wymówki. Bo czasem jednak trzeba. Tak zwyczajnie i po ludzku powinno się za coś zabrać i konsekwentnie kontynuować.
I znowu, dla każdego z nas będzie to oznaczało coś innego. Dla jednych dane postanowienie będzie żenujące, nic nie warte, dla innego będzie to mała cegiełka dokładana do większego sukcesu. I odwrotnie, są tacy którzy na dany cel stawiają wszystko albo nic.
Ale to przecież miało być o mnie, a ja... przechodziłam chyba większość scenariuszy. Długo jechałam na tym "nic nie musisz, wszystko możesz ". I była to klasyczna wymówka, u podłoża której był pretekst, żeby rozciągnąć wszystko w czasie, by ostatecznie i tak się za coś nie barć, bo w gruncie rzeczy przecież nie musze (ale przecież powinnam 😄).
W ostatnim roku był czas, że faktycznie powinnam była odpuścić i raczej mi się udało. Przyszedł też czas, żeby docisnąć i...chyba jestem w fazie rozpędu? 😂 Długo to trwa, ale przynosi pomniejsze efekty. Realizuję ten roczny pomysł na siebie, na zmiany, niedługo pyknie połowa tego czasu 😆 Mam w sobie takie poczucie, że to podejście bez zrywów, kombinowania, przesadnych restrykcji przyniesie również trwałe efekty. Ale ja już wiem co powinnam robić i czasem nie ma miejsca na zastanawianie się co mogę, bo wiem, że są rzeczy, które zwyczajnie muszę ogarnąć.