Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 144767
Komentarzy: 2427
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 28 lutego 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 lutego 2025 , Komentarze (4)

Może zacznę od tego, że wagę ciągle trzymam. Nie wprowadziłam jakiś nowych ciekawych przepisów, ani nie podjęłam żadnych drastycznych kroków, więc nie wspominam o tym co wpis. Ciągle trzymam się tych 1800 kcal (co któryś dzień dochodzi do tego ciasto 🤪) i wytrwale dążę do ogarnięcia innych aspektów (tych zaniedbywanych przez lata). Jestem przekonana, że po powrocie do równowagi i zwiększeniu aktywności zacznę tracić kilogramy na dotychczasowej diecie.

W tym miesiącu przeszłam tylko 65 km. Czyli o połowę mniej niż w poprzednim. Ale w niechodzone dni był kilka razy rotor, a kilka typowo klapen dupen, szczególnie w te co myślałam, że "znowu coś się dzieje". Maty nie wyciągnęłam ani razu.

I tak przechodzimy płynnie do kwintesencji mojego życia, czyli sprawy lekarzowe.

Oddechowe problemy nie rozwinęły się w nic poza dyskomfort. Obsatwiam, że leki zażywane na inne sprawy mają w tym udział. Ale jeśli jeszcze kiedyś zdarzy się jakiś ostry epizod to chyba zostaje psychiatra? Na razie nie będę o tym myślała...

Przejdźmy do wizyty u endokrynologa. Pani bardzo zdziwiła się na wiadomość, że na torbiele w piersiach powinna zalecić hormony i że dobrze zrobiłam nie idąc na kolejną wizytę do lekarza, który wykonywał badanie. Co dalej z torbielami - nie wiem. Poruszę temat u ginekologa (chociaż jest to daleko na liście do załatwienia). Zamiast tego skupiłam się na nowej diagnozie, czyli niedoczynności tarczycy nieokreślonej - cokolwiek to znaczy. Dostałam receptę na niską dawkę, pochwaliłam się koleżankom licząc na wsparcie i... się zaczęło.

Pierwsza jest na tym leku od kilkunastu lat i mi się produkuje, żebym poszukała innych alternatyw, bo ona drugi raz by się na to nie zdecydowała. To kurcze dlaczego nie zrezygnuje? Czemu sama nie szuka innych rozwiązań i tkwi w leczeniu, które jej nie odpowiada?

Druga stwierdziła, że miała przeciwciała znacznie wyższe ode mnie i nic nie zażywa. Powinnam poszukać innej konsultacji. A najlepiej podejść do sprawy holistycznie...

Trzecia też była niezła. Zapytała po co mi to w ogóle skoro nie planuję ciąży? Powinnam pójść w dietę, bo to tabletki na całe życie i po co zaczynać. Ona je zażywa i zauważyła, że jak trzyma czystą michę to wyniki ma dobre, a jak coś popłynie to mimo leków jest nieciekawie. No to może powinna sama skupić się na odżywianiu i leki odstawić? 🥴

Przeorały mnie te rozmowy okrutnie. Dodając do tego wątpliwości własne miałam totalnie niespaną noc (tym razem chociaż miałam powód do nie spania🤣).

Ostatecznie zdecydowałam się na leczenie. Ten mój organizm niby już żywotny, ale ciągle potrzebuje dużego wsparcia i dobroci dla siebie. Liczę, że euthyrox poprawi nieco sytuację.

23 lutego 2025 , Komentarze (7)

Początek miesiąca był cudny. Poprawiły mi się wyniki. Kardiolog zadowolona. Mówiła, że już się o mnie nie martwi, po zatorze nie ma śladu, wyniki po odstawieniu leków rozrzedzających krew wzorowe i możemy zluzować kontrole (czyli kolejna za pół roku dopiero 😅). Dotychczasowe niedobory ledwo w normie, ale przynajmniej nie leżą na łopatkach. U stomatologa też przerwa. Nie wiem, czy dentystka odpoczywa ode mnie, czy ja od niej 😂 Jakoś we wrześniu wymienię jeszcze 4 plomby i potem mam nadzieję z 10 lat spokoju zanim znowu się posypią, a u dentysty tylko czyszczonko i fluoryzacja. Za kilka dni pierwsza pozaszpitalna wizyta u reumatologa. Też jestem ciekawa jej przebiegu i narzuconej częstotliwości. Idę też do endokrynologa. Trochę przez te torbiele w piersiach i niejasny opis pod badaniem, ale też dla własnego spokoju, bo mi się wydaje, że jednak mogę być nieco tarczycowa. Jeśli się wykluczy to super, jeśli nie - może w końcu skończą się problemy z zasypianiem (chociaż odstawienie kawy dużo pomogło!). Ale nie do końca o tym wszystkim chciałam pisać. Czuję potrzebę pomarudzenia, bo chociaż zaliczyłam taka dużą ogólną poprawę i opiekuje się mną więcej specjalistów niż ustawa przewiduje, znowu mi dziwnie oddechowo 😥 nie tak źle jak potrafi. Właściwie to jeszcze bardzo daleko do paniki, ale...dobrze nie jest. Coś się znowu rozkręca. A ja nawet nie wiem do kogo miałabym z tym iść. Przeszłam tyle badań podczas epizodów duszności. Kordiologia mnie zrzuciła na pulmonologie, ta z kolei na reumatologie i wydawać by się mogło, że to koniec przygody diagnostycznej, ale im się też nie wpasowało to w żadne ramki. Sjogren może czepiać się płuc, ale nie w ten sposób. Myślałam nawet, że nawet jeśli im to tak bardzo się nie składa to nie znaczy, że nie jestem super wyjątkowa 🤣 a fakt, że już to leczę zapobiegnie kolejnym dusznościom... No to się pomyliłam 😩

Chyba, że!

Chyba, że właśnie mam trochę racji i dotychczasowe leczenie ma wpływ na przebieg takich epizodów. Dlatego teraz wydaje mi się, że jest tak jakoś dziwnie i "lekko". Cały czas mam wrażenie, że się rozkręca, a trwa już trochę.

Tak, tej myśli się trzymam 😊

Szkoda, że nie ma jednego uniwersalnego badania, które potrafi wszystko znaleźć i wyjaśnić... Po ponad rocznej przygodzie diagnostycznej mam bardziej, niż dosyć tego wszystkiego. Od szpitala do przychodni, słabe takie życie w ciągłej niewiedzy i wśród często sprzecznych informacji. Jeśli faktycznie uda się nawiązać współpracę z firmą narajoną przez Urząd Pracy to idę w to, jak dzik w żołędzie! Postaram się oderwać od tego (niezbyt) zdrowotnego kołowrotka. Skoro i tak nie bardzo co z tego wynika...

A teraz trzymajmy kciuki, żeby faktycznie się nie rozkręciło. Bo serio nie wiem co zrobię.

1 lutego 2025 , Komentarze (3)

Słuchajcie, chwalę się! Policzyłam ile przedreptałam w styczniu i sama jestem zaskoczona - 120 km!! WOW 😁 szkoda tylko, że waga nie jest pod wrażeniem 🤣 

Nie chodziłam w każdy dzień. Czasem wyciągałam rotor. Było też przesiedzianych kilka dni. 

Jestem dumna z tego, że wypuszczałem się na długie dystanse. Chociaż nie było to trudne. Pogoda i pora roku bardzo mi sprzyja. No i mam na to czas. Trasę wybierałam w oparciu o porę, w której wychodziłam. Starałam się wrócić do domu przed 21, żeby jeszcze odtajać przed pójściem spać.

A zasypianie? Bajka! Już dawno nie miałam przez tak długi okres czasu bezproblemowego spanka (tak, wiem, że mówimy o miesiącu 🫣).

Zobaczymy, czy w lutym utrzymam ten wynik 😉 później już może nie być tak łatwo. W tym miesiącu chciałabym też wrócić do ćwiczeń na macie tak ze dwa razy w tygodniu. I do sprzątania jednego pomieszczenia na dzień. Tylko tyle i aż tyle.

30 stycznia 2025 , Komentarze (12)

Tak ostatnio sobie o tym myślałam. Podstawy hasełka zacne, jak zawsze przy tego typu okazjach. Ale jak to faktycznie na nas wpływa? Trzeba być dla siebie dobrym, bez dwóch zdań, ale czasem jesteśmy dla siebie zbyt pobłażliwi. Jest na to czas i miejsce, ale zazwyczaj traktujemy takie "motywacyjne zwroty" jako wymówki. Bo czasem jednak trzeba. Tak zwyczajnie i po ludzku powinno się za coś zabrać i konsekwentnie kontynuować. 

I znowu, dla każdego z nas będzie to oznaczało coś innego. Dla jednych dane postanowienie będzie żenujące, nic nie warte, dla innego będzie to mała cegiełka dokładana do większego sukcesu. I odwrotnie, są tacy którzy na dany cel stawiają wszystko albo nic. 

Ale to przecież miało być o mnie, a ja... przechodziłam chyba większość scenariuszy. Długo jechałam na tym "nic nie musisz, wszystko możesz ". I była to klasyczna wymówka, u podłoża której był pretekst, żeby rozciągnąć wszystko w czasie, by ostatecznie i tak się za coś nie barć, bo w gruncie rzeczy przecież nie musze (ale przecież powinnam 😄).

W ostatnim roku był czas, że faktycznie powinnam była odpuścić i raczej mi się udało. Przyszedł też czas, żeby docisnąć i...chyba jestem w fazie rozpędu? 😂 Długo to trwa, ale przynosi pomniejsze efekty. Realizuję ten roczny pomysł na siebie, na zmiany, niedługo pyknie połowa tego czasu 😆 Mam w sobie takie poczucie, że to podejście bez zrywów, kombinowania, przesadnych restrykcji przyniesie również trwałe efekty. Ale ja już wiem co powinnam robić i czasem nie ma miejsca na zastanawianie się co mogę, bo wiem, że są rzeczy, które zwyczajnie muszę ogarnąć.

24 stycznia 2025 , Komentarze (15)

Ostatnio wszystko układa się dziwnie.

Pracę niby dostałam, ale jeszcze nic nie podpisywałam. Ba, nie podpiszę jeszcze co najmniej przez miesiąc. Gdyby to nie szło przez Urząd Pracy byłabym pełna wątpliwości. A tak tylko zastanawiam się, czy szef okaże się być słownym człowiekiem i czy nie łapie kilku srok za ogon 😅 no dziwnie.

Przedwczoraj wyrwałam ósemkę i jestem zaskoczona, że mnie to praktycznie nie obeszło. Gładko poszło. Nawet nie trzeba było szyć. Aż to lekko niepokojące 🫣 no dziwne. Swoją drogą grzebanie w kości boli mniej, niż czyste chirurgiczne cięcie (takie jak po biopsji ślinianki), ciekawe prawda?

W związku z powyższym jako kolejne dziwadło odbieram fakt, że nie zarzuciłam wieczornej, spacerowej rutyny. Normalnie przez fakt bycia poszkodowaną zakopałabym się pod kocem na dłuższy czas. A jednak trzaskam kilometry, aż miło.

Lepiej sypiam. Może przez te spacery przed snem, może przez odstawieniem kofeiny/teiny, a może to przypadek i jestem teraz w takim momencie, że i bez szczególnych starań zasnęłabym bez problemu.

No i to taki dziwny czas ostatnio. Dziwny nawet jak na mnie. Czekamy na rozwój wydarzeń 😂

17 stycznia 2025 , Komentarze (11)

Urząd Pracy nagrał mi rozmowę. Jestem szczerze zaskoczona, nie sądziłam, że będzie tak aktywnie pośredniczył 😅 osobiście się nie napalam, chociaż oczywiście zamierzam dobrze się zaprezentować. Jest to praca biurowa w odległości 3 km od miejsca zamieszkania, ale w branży totalnie mi obcej. Zobaczymy jak zareagują na potrzebne mi dni wolne w lutym... W ogóle zobaczymy jak to się poukłada. Sama zamierzałam podjąć pracę w jakimś magazynie dopiero w marcu. Zależy mi na elastycznym grafiku ze względu na sprawy lekarzowe, ale mam też nadzieję, że już wkrótce będę miała większą kontrolę nad częstotliwością i terminami wizyt.

Ale gdyby się udało to co się nagrało, widzę w tym wielki potencjał dla całej reszty. Jestem osobą, która świetnie sobie radzi w rutynie, natomiast jak mam dużo czasu wolnego odkładam wiele rzeczy na później. Sztywny grafik narzuci mi planowanie posiłków, a fakt, że miałabym tak blisko nie sparaliżuje innych powinności przez poczucie braku czasu.

Chociaż i tak jest całkiem dobrze. Codziennie wychodzę na wieczorne spacery, realizuję większość założeń nawykowych w domu, z menu jestem zadowolona. Zaczęłam dobrze sypiać. Może to być zasługa podjętych wcześniej kroków plus rezygnacja z kawy/herbaty, albo tak mi się aktualnie układa. Moje problemy z zasypianiem trwają już długo, ale nie jest to stan ciągły. Potrafię przez miesiąc zasypiać bez problemu, a potem cykl kilku nocy i "witaj świecie, nie zamierzam dzisiaj spać". Nie chcę zapeszać, ale cieszę się chwilą.

11 stycznia 2025 , Komentarze (22)

Jestem ciekawa co ta fraza oznacza dla Was?

Zauważyłam, że jak łapie mnie ochota na słodycze staję przed półką i tak właściwie nic mnie pociąga, więc biorę kilka różnych rzeczy, jem wszystko i jestem rozczarowana, że to jednak nie to 😅 sytuacja się upraszcza, gdy ochota dotyczy konkretnego batonika, bo biorę tylko to w ilości jednej sztuki i ochota zaspokojona.

Postanowiłam, że przy takiej niesprecyzowanej ochocie będę sięgać po suszone daktyle lub morwę białą. Słodkie to w pierniki, więc jak mam polować w wafelki, draże, czy czekoladę, równie dobrze mogę się zasłodzić czymś rozsądniejszym. A jak przyjdzie ochota na chałwę, to cóż, będzie chałwa 😆

Ale właśnie jak to bywa u Was? Zawsze miewacie ochotę na coś konkretnego, czy raczej jak ja? Coś by się zjadło, ale nie wiem co, więc nawtykam się byle czym 😅 A może miewacie na tyle sprecyzowaną ochotę na kilka rzeczy, że nie umiecie wybrać tej jednej?

A jakby ktoś był ciekawy jak poszło odstawienie kawy to chyba już po wszystkim 😂 nie piję i obserwuję, czy było warto 😄

7 stycznia 2025 , Komentarze (23)

Powiem Wam jest strasznie. Już prawie tydzień, a jakoś nie zapowiada się, żeby było lepiej 😅 Alkohol rzuciłam z dnia na dzień bez większych emocji i przygód, a kawa funduje mi prawdziwy rollercoaster 🙈

Pomysł na odstawienie pobudzaczy kiełkował we mnie już od dawna. Kłopoty z zasypianiem dręczą mnie od dawna. Dużo czytam na ten temat i próbuje obrać prawidłowy kierunek. Najpierw miałam nadzieję, że wystarczy ograniczyć kawę, herbatę i cukier do pierwszej połowy dnia, żeby to wszystko z organizmu do nocy sobie zeszło. Doszłam do momentu, gdzie stwierdzam, że spać lubię bardziej, niż pić pyszną, cieplutką, aromatyczną kawkę...heh, smuteczek.

No, ale to co się dzieje to niezła komedia. Przeogromny ból głowy, rozdrażnienie, brak skupienia...to tak jakbym miała jakiekolwiek wątpliwości, że za tą przyjemnością zaczaiło się uzależnienie. Czuję się jakaś taka zdradzona przez tą kawę 😅

No dobra, trwam w tym dalej. Przecież w końcu to wszystko przejdzie, prawda?

4 stycznia 2025 , Komentarze (4)

Pytanie zasadnicze – czy udało mi się ugruntować jakieś nawyki w ciągu tych 100 dni? Gdy zorientowałam się, że zaraz stuknie setka po urodzinach w pierwszym odruchu pomyślałam „odliczanie dla odliczania”, ale, ale! Czy na pewno? Zaczęłam rozkładać wszystko na czynniki pierwsze i analizować. Co mi wyszło? Że jestem mistrzem małych kroków!

Okazuje się, że kluczem do sukcesu jest ustawienie absolutnego minimum. I to minimum jest lekko żenujące, chyba właśnie po to, żeby nie mieć solidnych wymówek, żeby wszystko rzucić w diabły, bo wiecznie „coś” i plany jak zwykle przerastają możliwości. Przy absolutnym minimum łatwo utrzymać względne zadowolenie z siebie. Nie ma wiecznego rozczarowania i samobiczowania się, bo znowu się dało ciała. No i rzecz chyba najfajniejsza – dosyć łatwo jest również zrobić coś ponad plan i ta duma z siebie jest mega podbudowująca. Takiego zadowolenia z siebie nie daje chyba nic!

Niedawno usłyszałam też, że robiąc dalekosiężne plany, mimo tego, że na ich realizację zazwyczaj dajemy sobie wiele miesięcy musimy pamiętać, że to już będzie robiła nasza przyszła wersja. Nie ta, która z optymizmem i motywacją siedzi wypoczęta nad kartką papieru, przy zapalonej świeczce i kubku pysznej herbaty… Tylko ta zmęczona codziennością, rozczarowana ludźmi, może nawet w nie najlepszym zdrowiu… I ja się pod tym podpisuję każdą kończyną! Te sto dni dało mi fajny pogląd, że małe coś może podbudować jak duży sukces. Mimo, że samo w sobie nim nie jest, to jest solidną cegiełką tworzącą jego podwaliny.

Kolejne sto dni będzie pod większą kontrolą. Tabelka, która stopniowo nabierała kształtu i przygotowałam ją sobie na grudzień leżała odłogiem, bo byłaby cała na czerwono… Najpierw pobyt w szpitalu. I chociaż najkrótszy z dotychczasowych to jakiś taki najbardziej deprymujący. No i skutki pewnych badań odczuwałam jeszcze na długo po powrocie do domu. Mimo tego trzymałam się diety przeciwzapalnej i nie podjadania między posiłkami. Kalorie wydaje mi się, że są spoko. Utwierdzam się w przekonaniu, że praca nad zwiększeniem aktywności opłaci mi się bardziej, niż zabawa z ważeniem produktów i niedojadaniem. W tabelce wyszczególnione mam „głupotki”, takie szczególiki dnia codziennego, które chciałabym, żeby w końcu weszły w nawyk. Na chwilę obecną śmiało mogę powiedzieć, że mimo „przesiedzianego” grudnia był to czas na plus, a do listy rzeczy do zrobienia mogę dodać nowe elementy, ponieważ poprzednie wpisały się już w rutynę.

14 grudnia 2024 , Komentarze (14)

Jaka to ulga po rozsupłaniu gęby 😀 jaka wolność! Obiektywnie miałam sporo szwów w jamie ustnej, ale te po wewnętrznej stronie wargi zdecydowanie plasuje się na pierwszym miejscu dyskomfortu...

Ten tydzień przyniósł ciekawą refleksję. Odnosząc się do bardzo popularnego zalecenia dotyczącego spożywania posiłków - w skupieniu, powoli, dokładnie przeżuwając - które ma na celu wyłapanie momentu sytości, a co za tym idzie nieprzejadania się. Cóż...nie od dziś wiadomo, że jestem inna 😂 zmuszona do brania drobnych kęsów i powolnego memlania stwierdzam, że jedząc w ten sposób mój żołądek zmienia się w worek bez dna 😅 mogę jeść i jeść, i jeść. Nie dla mnie ta droga. Tzn wiecie, nie neguję metody jako takiej, tylko zauważam, że jak wszystko, nie każdemu się sprawdzi 😉

Święta w tym roku raczej we dwoje. Poza oczywistymi minusami sytuacji plus jest taki, że od niedawna jemy w domu raczej low FODMAP (mąż w końcu dojrzał, żeby dowiedzieć się co mu szkodzi na jelita) i nie wybijemy się z rytmu. Ja bym mogła jeszcze zacząć liczyć, żeby wbić się w końcu w stały deficyt. I naprawdę zamierzam! 😆

Wiem, że wiele z Was w tym okresie najchętniej zapadłaby w sen zimowy, a ja w końcu żyję. Tzn jest mi upierdliwe zimno, ale cała reszta sprzyja wszystkiemu. Zatem działam i mam się coraz lepiej. Ale coś ciężko wbić się w świąteczny nastrój w tym roku. Też tak macie?

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.