Znowu lekarzowy temat.
Przyzwyczaiłam się do zainteresowania i opieki nfztu. Dziś byłam na wizycie prywatnej i...nigdy wcześniej nie spotkało mnie nic takiego.
Obiektywnie wiem i rozumiem, że opłaciłam konkretną usługę, która oczywiście została wykonana. Jednak nigdy wcześniej nie trafiłam na lekarza, który z taką starannością unikał odpowiedzi na pytania, które teoretycznie wychodziły poza cel wizyty. Całe spotkanie można by sprowadzić do wniosku, że pytania jakie mam, mogę zadać umawiając się do niego na wizytę endokrynologiczną, bo w ramach wykupionej usługi ginekologicznej (usg piersi) wyczerpaliśmy temat. I on myśli, że do niego wrócę?!
Stwierdzone torbiele. Powiedział ile i gdzie. Cisza. Pytam, czy do obserwacji na co odpowiada, że gdyby to było 50 lat temu to tak. I znowu cisza.
Wypisuje zalecenia, więc pytam, czy potrzebę dalszej diagnostyki rozumie jako badania z krwi, czy mówimy o biopsji. To wtedy zarzucił tekstem, że przyjmuje tutaj również jako endokrynolog i możemy się umówić. Po tym zrozumiałam o co mu chodzi, wzięłam opis badania i się pożegnałam. I do tej pory nie mogę wyjść z szoku...
Poproszę rodzinną o skierowanie do endo. Spróbuję na fundusz, ale jeśli skończy się na wizytach prywatnych to na pewno nie u tego pana.