Czytam mój poprzedni wpis z kwietnia i nie wierzę... Jaka ja
jestem durna! Wiecie jaką od tego czasu odwaliłam robotę? Z tych 67 kilo (
które mam nadal na pasku ) zrzuciłam pięć ! Powróciłam do moich ciuchów Medium,
jeździłam na rowerze, pokochałam siłownię na nowo, do września było wspaniale !
Oto dowód - ostatni dzień wakacji...
Tak, było wspaniale... Widocznie dla mnie za wspaniale. Trzeba zjebać coś, na
co się tak ciężko pracowało! Sama
sobie... Dzisiaj nie zmieniam paska, ponownie jest 67, baaa, było już 68,5, ale
zjechałam przez ostatnie dni, chociaż 1,5 kilo to i tak jakaś masakra, w porównaniu
jaką wkładam, pracę. Nastawiłam się
pozytywnie, ale każdego dnia chce mi się wyć do lustra , kiedy nic na mnie nie
pasuje z ciuchów z przed zimy. Łażę jak ochłap i szukam znowu jakiś namiotów,
żeby zakryć się cała. Dałam ciała po całości.
To nie będzie pozytywny wpis. Nie mam nadziei, że kiedyś osiągnę mój cel, jak i tak jestem słaba. Moje słabości mają dla mnie większe znaczenie, niż marzenia o tym, by czuć się dobrze w swoim ciele. „Od jutra” i „Ostatni raz” to moje motywy przewodnie, których nie potrafię wyplenić z głowy.