no i stało się, niecały tydzień diety i już pierwsza wpadka
od razu piszę do Was, może jak się trochę pokajam to nie sięgnę po kolejny kawałek.
a więc było tak:
cały dzień pięknie trzymałam się diety
śniadanie kanapka bułka żytnia, kiełki lucerny, szynka, od wieczoru dnia poprzedniego miałam na nią (bułeczkę) ochotę więc byłam bardzo szczęśliwa, że nie zjadłam wieczorem tylko wytrwałam do rana
2 śniadanie jajecznica na szynce z dymką i pomidorami - przepycha
obiad pyszne lecho, jak wczoraj. Jeszcze się przegryzło, było bardzo smaczne i sycące.
przekąska jogurt naturalny z gruszką i orzechami włoskimi - też bardzo smaczna
zrobiłam nawet cały dzisiejszy trening jak dziecko spało..
no a potem zaczęły się schody:
- pokłóciłam się z mężem, który wieczorem na piwo, a popołudniu musi jeszcze popracować
- dzieciaki szalały od rana a ja już padałam
- w tym chaosie miałam do upieczenia ciasto na jutrzejsze pasowanie na przedszkolaka
- chyba wreszcie po 45 dniach cyklu dostanę @ i wszystko mnie wk...
Chciałam zrobić dla dumnych przedszkolaków coś zdrowego więc postawiłam na ciasto marchewkowe, mało mąki i cukru a za to ananas, marchewka i orzechy.
Nie miałam tylko odpowiedniej foremki, była znacznie za szeroka i.................
ciasto z którym taka pełna determinacji walczyłam z dwójką dzieci u nogi, pokłócona z mężem etc...wyszło cieniutkie, nie dość reprezentatywne na tak ważną uroczystość ;) Mąż poszedł się spotkać z kolegą na piwo, dzieciaki zasnęły wreszcie a ja właśnie dokonałam przyglądałam się ciastu dochodząc do wniosku, że MOJE SUPER CIASTO WYGLĄDA JAK NALEŚNIK!!!!! wiem, że to dla Was pewnie zabawne, że robię z tego taki dramat...ale dla mnie to było już tylko takie podsumowanie tego dnia i mojego parszywego nastroju.
Dziecku kupię coś na jutro, trudno. Ciasto wpakowałam do pojemniczka żeby nie zeschło się i żebym nie musiała go już "podziwiać" i nagle... sama nie wiem kiedy najpierw jeden (ale jak to się stało?!?!?!).... a potem drugi (o zgrozo?!) kawałek wylądował w mojej łakomej gębie....
No i taka to żałosna historia mojej diety - wytrwałam w niej uwaga 4 dni!!!! oklaski proszę.... eh, masakra, dół, deprecha.... i tylko Wy mnie powstrzymujecie przed pójściem do lodówki i wchłonięciem reszty tego ciasta.....