7 tygodni i 4 dni :)
Jak w temacie :) Tyle czasu minęło od porodu :) Mój synek rośnie jak na drożdżach a ja zaczynam pracę nad sobą. W ciąży przytyłam około 18 kg. Dość dużo ale na pewno uda mi się to zrzucić. Pozostałości po ciąży? Trochę rozstępów na brzuchu, udach i na boczkach. Rozstępy na szczęście nie są jakieś ogromne :) Obecnie karmię piersią, więc moje ćwiczenia nie mogą być zbyt intensywne. Poza tym mój Kotek jest bardzo wymagającym dzieckiem i w ciągu dnia ucina sobie tylko półgodzinne drzemki między karmieniami, więc czasu dla siebie nie mam zbyt wiele. Mój trening muszę więc jakoś wkomponować w plan dnia :) Codziennie chodzimy na spacery około 1 do 1,5 godziny. Muszę znaleźć odpowiedni dla siebie trening, myślę o ćwiczeniach, które proponuje Ewa Chodakowska ale nie wiem czy nie są one zbyt wyczerpujące. Jeżeli chodzi o dietę, to w związku z karmieniem piersią nie jem nic smażonego ani wysoko przetworzonego. Odpada także kilka warzyw i ogólnie potraw. Można śmiało stwierdzić, że jestem na diecie lekkostrawnej. Nie jem margaryny, zamiast tego niewielką ilość masła. Jeżeli chodzi o słodycze, to ostatnio sobie pofolgowałam ale z tym już koniec dla mnie i dla Kotka :) Nie jadam także chipsów ani innych chipsopodobnych :) Mam w planach zacząć jutro od lekkiego treningu rozciągającego, plus brzuszki i podstawowe ćwiczenia. :)
Nowy początek :)
Powiedziałam dość. Tym razem na serio. Wczoraj się zorientowałam, że nie mieszczę się już w żadne moje stare spodnie... Spod koszulek wychodzą wałeczki... Bleee Dlatego koniec. Będę pilnowałam zdrowego, odżywczego i niskokalorycznego jedzenia... Słowem racjonalne odżywianie :) I zaczynam ćwiczonka :) Dzisiaj już pierwsza seria za mną. Bardzo się cieszę, gdyż w końcu czuję, że podołam :) Poza tym innego wyjścia nie mam jak chcę mieć co założyć :D
W tabeli miar brakuje mi jednak paru propozycji. Dlatego będę je pisała w pamiętniku :)
BRZUCH - 87 CM
PRZEDRAMIĘ - 25 CM
Pomiary wykonane po zjedzeniu śniadania, po porannej wizycie w toalecie, przed ćwiczeniami. Co ważne wykonywane w 21 dniu cyklu, co wiąże się z powiększonymi piersiami oraz większą ilością wody w organizmie :)
Wieczorem wpiszę to, co zjadłam =)
Byc czy nie być?
Oto jest pytanie... A o co chodzi? Oczywiście o wagę :) Wczoraj przyszedł do nas przyjaciel naszej rodziny i stwierdził, że wreszcie wyglądam jak człowiek. Zapytałam go o co chodzi a on odparł, że wreszcie odżyłam po tej pracy w Krakowie, że przytyłam i w końcu jakoś wyglądam, że mam troszkę ciałka ale w sumie to jeszcze za mało... Haha i komu ja mam teraz wierzyć? Sobie i swojemu odbiciu w lustrze czy też z opinia innych? W sumie i tak wiem, że schudnę, nawet bez mojej interwencji :) Bo te 5 kg wzięło się stąd, że nagle, po ponad rocznym bardzo intensywnym eksploatowaniu swojego organizmu (od pon do piątku wstawanie o 5 rano powrót do domu przed 18, w soboty pobudka o 5 rano powrót o 21 :( ) nagle przestałam pracować i całe dnie spędzałam w domu... Gdzieś to się przecież musiało odłożyć :) Szkoda, że nie... hehe a zresztą ostatnio wujek wysłal mi dobry kawał:
O co modli się kobieta przed każdym posiłkiem?
"Panie Boże spraw, żeby to wszystko poszło w cycki"
Hihihi
Analiza
Powiedziałam dość... Już tak dłużej nie mogę! Nie mogę, bo zadręczę siebie i innych! Muszę się za siebie porządnie wziąć! Nie dam się już robić w balona! Nie mam na to czasu, siły ani ochoty! Postanowiłam, że zrzucę te cholerne 5 kg! I stanę się super laską! Zacznę ćwiczyć, pozbędę się tłuszczyku, wstydu i niepewności siebie! Poza tym muszę koniecznie coś zrobić z włosami! Koniec z gadaniem, pora zacząć działać! Właśnie się zmierzyłam i zważyłam... Nic się nie zmieniło... Dobrze, że chociaż nie przytyłam :) Hihi a tak w ogóle to szukam jakiegoś dobrego fryzjera z Tarnowa lub okolic! Z tym, że taniego.... Ciekawe czy da się pogodzić te 2 rzeczy :) A na razie idę się kąpciać :)
Dołek :(
No tak... Niby zima minęła, coraz ładniej na polu, ludzie się zakochują itd... Bzdura!!!! Ja siedzę cały dzień w domu... zamknięta w 4 ścianach czasami czuję, że tracę kontakt z rzeczywistością... Coraz częściej wyobrażam sobie mnie w roli głównej w innym, lepszym życiu... U mnie jest to oznaka tego, że jest mi źle... Ale dlaczego? To wszystko jest związane z pracą a raczej jej brakiem... Jakie to wszystko jest głupie. Jak jest praca to jest źle, jak jej nie ma to jeszcze gorzej... Co ja mam myśleć? Jak mam funkcjonować? Czasami nie widzę nawet sensu by wstawać rano z łóżka. Nie widzę sensu by jeść, ubierać się, robić makijaż... Ostatnio usłyszałam od mojej siostry, że chodzę ubrana jak łachudra! A ja byłam przecież w domu... Dla kogo ja mam się stroić? Dla telewizora, laptopa czy może dla listonosza? Najchętniej to zamknęłabym się gdzieś, nie wstawała, nie jadła, nie wyglądała... W ogóle nic nie robiła... Jestem kompletnie rozbita... Nie widzę sensu w niczym co robię. Czuję się źle... Widzę, że moja rodzina ma mnie już dość! Ale co ja do jasnej cholery poradzę na to, że nie ma uczciwej pracy? A jak już coś się znajdzie to jest na to miejsce 100 innych ludzi? Dobrze, że mam przy sobie mojego Lubego... To on mnie wspiera i czasami na siłę wyciąga z domu! Nie mówi "rusz się, zrób coś ze sobą" Ale wysłucha, otrze łzy, zaproponuje spacer, mówi, że jest taka piękna pogoda, że musimy z niej skorzystać :) Bardzo Go kocham! Wiem, że nigdy mnie nie opuści... ale cholernie się boję, że któregoś dnia nie będzie miał już ochoty wysłuchiwać moich narzekań i ocierać łez... Dlatego chcę czy też nie ale muszę coś z sobą zrobić! Muszę bo oszaleję!
Wielki Tydzień :)
Ojj bardzo wielki i to nie tylko pod względem świątecznym :) Mianowicie obiecałam sobie, że do świąt, czyli do niedzieli nie tknę się słodyczy :) Jak na razie idzie mi całkiem nieźle ale mam szczerą ochotę wsunąć całe opakowanie chipsów, ciastek, ciasta i innych smakołyków :) W domku też mi nie pomagają, ciągle stawiając mi przed nosem pyszne wafelki kakaowe, kruche ciasteczka, delicje i ptasie mleczko! Ale co tam! Wytrzymam :) Do niedzieli dam rade :) To tylko kilka dni, a ja muszę sobie udowodnić, że dam radę, że mam na tyle siły by pokonać własne słabości :) W sumie fajnie jest miec jakiś cel :) Jedyne na co sobie pozwoliłam to lody waniliowe z zielonej budki! Pyszności!!!! Co z tego, że zjadłam prawie (o zgrozo) pół litra!!!!! Jak to według mojego lubego tylko i wyłącznie woda:D Hahaha Naiwniak :D Mniejsza z tym :) To wykroczenie puszczam sobie płazem, ponieważ miałam niezwykle podły nastrój!!! Ehhh święta, święta... Chyba w cale nie są dla mnie aż tak niezwykłe i radosne... Ale może w końcu będą bardzo szczęśliwe? Myślę, że tak :) Oby tylko udało mi się po świętach coś wykombinować w związku z kasą! A w zasadzie z pracą :) hihihih
Nie dla psa kiełbasa...
A nie dla mnie dieta :) Dlaczego słowa "jestem na diecie", "odchudzam się" lub po prostu "dieta" działa na mnie jak płachta na byka? Dlaczego właśnie wtedy mam największą ochotę na słodkości i inne "zakazane" rzeczy :) Przechodząc do sedna rzeczy wczoraj byłam oficjalnie pierwszy dzień na diecie:) Co zjadłam? Całe mnóstwo pyszności :) Śniadanko według SB, grzecznie zjadłam jajecznicę z 3 białek i jednego żółtka oraz 3 rzodkiewek :) Później zjadłam coś podobnego do obwarzanka, ale był słodszy, bez dodatków i mniejszy od zwykłego :) Jeszcze przegryzłam to serkiem homo danone waniliowym:) Potem nadszedł czas na obiad, i tu zaserwowałam sobie gotowaną pierś z kurczaka (połowę) z pokrojonym pomidorkiem, sałatą lodową pokropioną cytrynką:) Później zjadłam 3 ciasteczka, pół talerza(małego) kiszonej kapusty, wieczorem jeszcze cappuccino i kromka z masłem i miodkiem :) To wszystko... Szczerze mówiąc dużo tego było:) W dodatku wypiłam 3 kubki zielonej herbaty i około 3 szklanek wody:) Dzisiejszy dzień rozpoczęłam od 3 średnich kromek chleba z masłem i moim ukochanym miodkiem oraz zielonej herbaty z cytrynką :) Co będzie dalej? Zobaczymy :)
Tym razem się uda!
Miało być tak pięknie... od poniedziałku dieta, trzymanie się zasad, zrzucenie zbędnych kilogramów i cm... Miało być ale nie było! W poniedziałek zjadłam pyszne śniadanie, wg diety SB a później poległam! Zjadłam 2 rogaliki (albo 3) roboty mamy Krzysia i kolo 3 kawałków andruta z masą taką z mleka skondensowanego, słodzonego i w dodatku czekoladowego! Porażka! Później obiad wg SB a więcej to już nie pamiętam :) Wczoraj zupełnie sobie odpuściłam. Jadłam ciastka z czekoladą i galaretką, biały chleb z tłustym żółtym serem szynką i majonezem, obiad SB a o 22 zachciało mi się jeść biały chleb ze smalcem, takim domowej roboty z boczkiem i skwarkami! Aż później w nocy to miałam nieciekawie... Tak strasznie mnie mdliło, że obawiałam się, że spędzę pół nocy w toalecie. Jednak byłam tak zmęczona, że o 00:30 wysłałam ukochanego do domu a sama poszłam spać! Ale od dzisiaj już koniec! Powiedziałam nie... Tak dłużej być nie może! Przecież jak nie ja mam się trzymać diety to kto inny? Dam radę! Śniadanko było wg SB a w zasadzie była to reszta obiadu z wczoraj i w sumie z przedwczoraj :) Teraz muszę zrobić listę zakupów, bo niestety w mojej lodówce nie ma zbyt wielu produktów, które mogłabym jeść w I fazie:) O kurcze właśnie sobie przypomniałam, że obiecałam zrobić obiad! Paluszki albo inaczej kopytka, jak kto woli! Jedno z moich ulubionych dań... Jak ja to wytrzymam??!! Dzisiaj idę na basenik z moim Luby. Trochę się odprężę, poruszam... Siedzenie w domu i bezsensowne szukanie pracy w mieście, w którym jej nie ma, powoli mnie dobija... Wczoraj nawet stwierdziłam, że mam stan pod depresyjny! Ale później wszystko się polepszyło :) Ok czas na mnie :) Idę do kuchni albo na zakupy :D Nieważne :) Buziaki!body {
background: #FFF;
}
Porażka na całej linii!
Miał być post, miała być dieta i zero słodyczy. A co jest? Objadam się do syta, choć nie powinnam, w dodatku brat ze swoim kolegą rozpieścili mnie kawałkiem ciasta z pysznym kremem oraz ziemniaczkiem! I co teraz? Nic. Po prostu od jutra zaczynam restrykcyjną dietę, tzn dla mnie ona będzie baardzo ciężka! O czym mowa? O diecie south beach! Muszę tylko znaleźć naprawdę rzetelną informację na jej temat! W internecie jest pełno informacji, ale są one ze sobą sprzeczne. Bez sensu. Nie wiem jak to zrobię ale muszę zacząć poważnie o tym wszystkim myśleć :) Ponad to byłam dzisiaj w Urzędzie Pracy... Kolejna porażka! Zero ciekawych ofert pracy ani nawet staży. Coraz częściej myślę o założeniu jakiegoś własnego biznesu. Niestety nie mam zbyt wiele kasy na "rozruch" ani nawet konkretnego pomysłu. To zanczy mam ich pełno ale skąd ja mam wiedzieć co wypali? Chyba z wykopalisk. Poza tym kto uzna 21 letnią dziewczynę, studiującą politologię za wiarygodną? Chyba tylko moj facet, bo i mama we mnie nie wierzy! Ok zaczynam stabilizować moje życie:) Zacznę od diety, jak to mi się uda to wszystko będzie wporządku :)
Jestem z siebie dumna :)
Choć nie do końca :)
Mogło być lepiej ale po co zaraz patrzeć na szklankę i widzieć ją w połowie pustą :) Cieszę się, bo chyba nareszcie zapanowałam nad chęcią sięgnięcia po słodkie! W sumie od piątku zjadłam tylko 2 delicje, chipsy (porażka), jednego faworka i trochę czekolady do sparowania pieczywa! To jest sukces! Normalnie zjadłabym tego 100000% więcej! Ja to mam apetyt... na słodkie! Ale teraz mam wielką motywację:) Raz, że od dzisiaj zaczyna się post, więc postanowiłam, że do świąt ZERO słodyczy! Poza tym moją ogromną motywacją jest mój ukochany:) Który ma ciałko jak marzenie :) Wiadomo, w końcu jest piłkarzem (po godzinach), więc chyba każdy zdaje sobie sprawę z tego, jak treningi wpływają na pewne części męskiego ciała :) Oczywiście on nie widzi we mnie nic do poprawy i oczywiście kocha mnie taka jaka jestem, bo jestem dla niego najpiękniejsza, najwspanialsza i ogólnie naj! Ojjj szczerze mówiąc to uwielbiam jak tak mówi :) Jest mi wtedy tak słodko na sercu, bo wiem, że to jest prawda, że tak mysli :) Na dzisiaj zaplanowałam parę rzeczy. Przede wszystkim muszę ułożyć sobie porządną dietę:) I zrobię to, przynajmniej na te pare dni, ktore zostaly do końca tygodnia :) Tym razem się uda!