Rano dłuższą rowerową trasa - 33 km.
Po śniadaniu czyli tak o 14 😉, pakowanie kajaków na auto (na górę wstawia S., ja wspinam się po kole, błotniku i masce i zapinam taśmy) sprzętu do środka i w drogę.
Niedaleko, po drugiej stronie Narwi jest mała rzeczka, prowadząca do miejscowych "jezior" - pozostałości po kopalni piasku. Potem rzeczka dopływa z powrotem do Narwi, kilka km powyżej.
Trzeba uważać z poziomem wody, jak za mało, rzeczki nie ma. Teraz był średni = piękne, szerokie odcinki, czaple, żurowie, wielki drzewa + zupełnie zarośniętą bagienne odcinki. Tam trzeba było jakoś wysiąść, wciągnąć kajaki pilnując jednocześnie, żeby crocksy nie zostały w mule. Ciągnąć je po jakiś chaszczach, pokrzywach, czy moczarach, uważać na druty kolczaste. Nie dac się za bardzo pokrzywom (tu klęskę poniosłam, wywalilam sie w na nie gołymi plecami). Gdzie się dało, zwodować kajaki i spokojnie podziwiać jak pięknie dookoła. Tak dobre kilka razy, ponad dwie godziny. Wielkie czyste stawy z białym piaskiem na brzegach - jaka to radość była dopłynać do nich!!! Była kąpiel (ja, S. temperatura wody nie zachęciła), było coś na ząb, banany i bananowiec. I spokojne km Narwi o zachodzie słońca. Na koniec powtórka procesu pakowania kajaków na auto.
Świetny dzień !!😜