Dzisiaj wreszcie udało się 👍. Czas miałam, towarzystwo też (dwóch znajomych morsów z poprzedniego sezonu).
Ciepło było, kolory jeszcze pięknie jesienne (to miejsce to bardzo ładny park), wody dużo mniej niestety, oprócz na - nikogo, sauna nieprzywieziona, muzyki nie ma, cisza, kaczki i psy na spacerze.
Ja najpierw kółko 25 km po lasach wykręciłam,
do domu po sprzęt i na rowerze jeszcze 5 km nad jeziorko. Pełna zapału i wiedzy różnorakiej, bo naczytałam się teorii i różnych opowieści ze świata zimna.
Bez rękawiczek weszłam, moczyłam dłonie ile się dało, po 8 minutach popływałam tak ze dwie minuty może i wyszłam, ale tak z rozsądku, bo nawet zimna za bardzo nie czułam i nawet zęby prawie mi nie szczękały. Tylko ubieranie jakoś słabo mi szło, rękawy się plątały, noga przez nogawkę przejść nie chciała.. ale ubieranie się nigdy łatwe nie jest. Moi koledzy już gotowi, pobiegli, ja do roweru idę i czuję się dziwnie bardzo. Tak jakbym mogła ogarnąć ułamek tego co zwykle, kierunki i równowaga na poziomie prawie zerowym. Ale mogłam iść, trzymając się roweru, jak to pijaki często robią, tylko lepiej, bo szybko i prosto.
I nawet w tym stanie do głowy mi nie przyszło, żeby do S. zadzwonić, czy do syna, tylko szłam. Uczucie najbardziej zbliżone do takiego, czasami mam, jak wstanę za szybko. Tylko nie mijające.
Dopiero w domu, jak do S. pod ciepła kołdrę weszłam i gorącą herbatę wypiłam - powoli wróciłam do siebie.
Było to niebezpieczne, przerażające chyba najbardziej dlatego, że zupełnie nieoczekiwane.
A ponieważ ja na to pływanie zawsze jeżdżę sama, towarzystwo mam tylko w wodzie, morsowania już nie będzie 😭.
Chyba, że "na sucho" 😉. Jakąś inną rozrywkę na zimne miesiące muszę sobie wynaleźć 🤔.
Poniedziałek: 25 km rower
Wtorek: 20 km rower, 50 przysiadów + 3 minuty plank na prostych rękach
Środa: 34 km rower + 0,5h siłownia, 50 przysiady, 6 minut plank boczny (po pracy jechałam do stomatologa i jaka miła niespodzianka - na wysokości BlueCity, ścieżka była bardzo, naprawdę bardzo wąska, od samochodów oddzielona tylko łańcuchem + bardzo szeroki chodnik, prawie zawsze pusty. A teraz zamianka była. I można śmigać spokojnie🚴♀️.
Czwartek: 20 km rower + 0,5h siłownia, 60 przysiadów + 3 minuty plank na prostych rękach.
Piątek: 25 km rower, z tego kilka z dużym kartonem przywiązanym do bagażnika - moje popsute buty pojechały wreszcie do naprawy.
Sobota: 30 km rower, to nieudane morsowanie i 5 km marszu 🚶♀️➡️- szkoda, że garmin był nie na ręku, bo takie niezarejestrowane są mniej ważne.