witajcie
nie bylo mnie tu kilka tygodni co nie znaczy, ze nie zagladalam na Vitalie . Robie to codziennie, to taki moj maly rytual poranny gdy z kubkiem kawy siadam przy stawie i zagladam najpierw do porannych wiadmosci z Polski a pozniej buszuje w Waszych pamietnikach. U mnie w wielkim skrocie-zycie wrocilo wreszcie do normy, ogromne problemy ktore pietrzyly sie nade mna od pazdziernika wreszcie znalazly szczesliwe zakonczenie i od jakis 2 tygodni zyje spokojnie...ciesze sie kazdym dniem, kazda chwila.Glowa zrobila sie taka pusta, to co zle odeszlo a ja czuje sie szczesliwa i spokojna. Potrzebowalam tego spokoju jak niczego innego na swiecie. Dlugo by pisac o tym co bylo, o tym ze zycie stalo sie udreka, ze wyladowalam u psychiatry, nawet nie chce teraz do tego wracac, chce zapomniec-zreszta juz zapomnialam. Czuje sie tarez tak, jakby ktos sciagnal ze mnie 100 kg glaz-ulaga i spokoj!!! Chce Wam tylko powiedziec, ze w zyciu nie zawsze jest fajnie i przyjemnie, sa naprawde i ciezkie momenty,ale juz teraz z wlasnego doswiadczenia wiem,ze zawsze jakos sie musi ulozyc i nie zawsze te nasze najczarniejsze scenariusze musza sie sprawdzic. Czesto wyolbrzymiamy problemy, sami sie nakrecamy a okazuje sie pozniej, ze wcale nie jest az tak zle. Mierzenie sie z klopotami nie jest latwe ,wiem, wymaga masy cierpliwosci co czasem jest niezmiernie trudne, ale wykonalne.To tyle monologu i "madrosci" w sprawie problemow.
Teraz mam chec zyc-zajmuje sie drobiastkami, ktore naprawde sprawiaja mi radosc- urzadzilam kolo stawu kacik do relaksu-z lampionami, kwiatami, bibelotami-teraz, gdy tylko pogoda dopisuje przesiaduje tam namietnie...Radykalnie zajelam sie tez swoim zdrowiem- mam zaliczonych wszystkich lekarzy, zrobione badania. Wyniki wyszly ok, teraz walcze ze zmiana miski, duzo sie ostatnio zmienilo na niekorzysc, jadlam byle jak i byle co, do tego tarczyca i 5 kg w gore. Juz mam tydzien za soba odkad podjelam walke o lepsza siebie, teraz jem grzecznie, ze sportami na razie bywa roznie ale staram sie no i pierwsze efekty juz sa a to cieszy i motywuje do dalszej walki. Wiem jedno-teraz sie nie poddam dopoki nie osiagne wynikow ktore mialam jeszcze rok temu. Momentem przelomowym byl zeszly poniedzialek, gdy po kilku-miesiecznym unikaniu wagi stanelam wreszcie na nia i przezylam szok-59,6-to moj rekord-nigdy w zyciu jeszcze tyle nie mialam.Czasem fajny taki kubel zimnej wody na leb, bo sie opamietalam wreszcie.
Znow zaczelismy chodzic na saune, zamierzamy tez wrocic do tanca bo ostatnie miesiace zylismy jak w hibernacji-rezygnacja ze wszystkiego, ale powoli znow wracamy do zycia. Mamy w planach wyjechac na urlop, ale my wyjezdzamy jesienia lub wiosna wiec jeszcze musze poczekac. Wybieramy sie ponownie do NY, do miasta ktore pokochalam calym sercem. Tym razem chcemy zrobic objazdowke po Stanach a z NY zabierzemy ze soba siostre mojego K.Takie sa plany a co wyjdzie-zobaczymy...
Trzymajcie sie cieplo odezwe sie wkrotce
A