Człowiek w wiecznym biegu traci motywację i chęć do realizacji celów.... tak w biegu wrzucam zdjęcie które motywuje na max.... pozdrawiam
https://vitalia.pl/4534434/Przypomnij-sobie-to-zdjecie
Ostatnio dodane zdjęcia
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 1286 |
Komentarzy: | 20 |
Założony: | 20 stycznia 2016 |
Ostatni wpis: | 13 lutego 2016 |
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Człowiek w wiecznym biegu traci motywację i chęć do realizacji celów.... tak w biegu wrzucam zdjęcie które motywuje na max.... pozdrawiam
https://vitalia.pl/4534434/Przypomnij-sobie-to-zdjecie
19 dzień - rozchwiana hormonalnie, emocjonalnie
Dziś rozpoczynam 19 dzień ku lepszemu ja.... Widoczne wyniki dodają mi siły i motywacji.... lustro przypomina, ze jeszcze długa droga.
Dzisiejsze pomiary zaskoczyły mnie bardzo gdyż waga delikatnie skoczyła do góry (na dniach kobiece dni).... wolałam się dzisiaj zważyć niż zastanawiać się czy w trakcie miesiączki organizm przybrał wody? a to już jutro :-(
W piątek odebrałam z laboratorium wyniki synka - czuje niepokój gdyż nie sa one dobre.... Monocyty podwyższone o ponad 100%.... :-( W poniedziałek wybieram się na kolejne pobranie krwi - wolę wyeliminować błąd laboratoryjny.... wyrzucić strachy z głowy....
i stąd wczorajszy płacz, dzisiejszy smutek....
wracając do pomiarów - w cm ubyło mi ich wiele.... światełko w tunelu
tak się Cieszyłam, ze mogłam ściągnąć sobie krokomierz, kalkulator kalorii na komórkę.... zawsze pod ręką.... a tym bardziej gdy naprawdę czas to najgorsza zmora w moim życiu.... wiecznie mam jakieś zaległości... hmmm...? a może sama szukam zajęć nie potrafiąc nic zrobić dla siebie?
jak robocik...
Nie broń Boże nie użalam się nad sobą - jestem kobietą, matką, gospodynią domową i to jest normalne ze kobieta zawsze ma co robić.... właśnie i ten pospiech aby wszystko było na czas, aby wszystko było dopięte spowodował,z e samą siebie odstawiłam na ostatni tor.... wieczny pośpiech, wieczny bieg i irytacja gdy kolejna rzecz robiła się za ciasne....
a tu krokomierz, łatwy w obsłudze ale wbrew pozorom irytujący w nadal zabieganym życiu.... wychodząc z dziećmi na spacer staram się aby to nie była gonitwa jak przez cały dzień tylko przyjemność - idziemy ekipą - ja i dzieci.... śpiewamy kundel bury a ludzie patrzą na nas troszkę dziwnie, synek trzyma mnie za rękę i skacze jak piłeczka - on to dopiero tryska energią. Zakładam stabilne wysokie buty bo to powoduje, ze szybciej się męczę przebierając nóżkami....wybieram cięższe trasy i mniej ruchliwe gdzie możemy troszkę pobiegać, umęczyć się na schodach czy pod górkę.... jest naprawdę miło i przede wszystkim łączę przyjemność z pożytecznym.... ale to się wiąże z postojami - czasami mniejszymi, a czasami większymi.... i tak to wygląda - pauzując krokomierz - gdy mi się przypomni podczas rozmowy ze znajomym - wpis jest taki a nie inny....
Kto nie jest matką, która pracuje a później w biegu ogarnia cały dzień i szuka ... wreszcie szuka rozwiązania na to aby był ruch nie zrozumie.... :-(
Broń Boże nie użalam się nad sobą - działam... dlatego tu jestem.... aby zmienić siebie, swój styl życiowy a jednocześnie nie poświęcać dzieci.... a tym bardziej gdy wszystko przez co przeszliśmy, przechodzimy nie jest łatwe....
Eh łapie się za porządki sobotnie i gotowanie 'gałek drobiowych" na cały tydzień, bo już bardzie zdołować się nie można....
i tak się NIE PODDAM - a ten krokomierz wykasuje, bo on miał mnie mobilizować - pokazywać osiągnięcia..... a tylko mnie dołuje....
a OSIĄGNIĘCIA SĄ !!! Czuję się lżejsza, taka jakaś ponaciągana skóra na obojczykach..... znalazłam sposób na zabawę w naukę podczas spacerów z dziećmi - co na etapie tabliczki mnożenia (kl II) dni tygodnia, miesiąca.... (kl o) czy matematycznych działań musi być codziennie szlifowane....
dieta też jest - fitatu cudowna aplikacja - polecam... :)
NO!!! Troszku lepiej - zawijam się za porządki, bo samo się nie zrobi :-)
W nocy nie mogłam spać... Lęk.... a co za tym idzie niesmak do jedzenia.... Jest już prawie południe a tu kolejna klapa posiłkowa.... Na szczęście kilka miesięcy spokoju....
Na codzień nie jest to dla mnie żaden problem - 5 zdrowych posiłków w ciągu dnia.... a dziś - ledwo zjadłam śniadanie....
Poczytałam kilka inspirujących wpisów w pamiętnikach. Dziewczyny jesteście wielkie. Czuć jak z serce podchodzicie do swoich celów. W grupie raźniej zmagać się ze swoimi słabościami... :-)
DZIĘKUJĘ ŻE JESTEŚCIE !!!
NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI :-)
Wczorajszy dzień był w wielkim biegu, pozałatwiałam mnóstwo spraw z czego jestem zadowolona.... ale jeśli pomyślę o diecie i ćwiczeniach....? trzymam się twardo w przemyślanych posiłkach, sprawia mi to przyjemność.... gorzej z ruchem - ćwiczeniami... wczoraj totalna klapa... nie znalazłam nawet chwili aby pomachać nogami i po wywijać na macie... :-( i tu oprócz wyrzutów sumienia jest taki jakiś dziwny smutek - tak jak przy niezrealizowanych planach życiowych....
PADŁAŚ!!!
POWSTAŃ!!!
dziś niedziela.... dziś idziemy pojeździć na łyżwach... hihihi więcej w tym będzie frajdy niż jazdy - gdyż dzieci dopiero się uczą a w takim przypadku najwięcej czasu spędzę przy barierkach.... :-)
Ps. Wiem, ze to nadal ubytek wody, ale dziś wskoczyłam na wagę i 1,1 kg ubytku.... wiec jest coś pozytywnego w tej gonitwie życia codziennego....
jadąc z dziećmi do dziadków oprócz prezentu kupiłam maleńki torcik.... wiedziałam, że u mamy będą na stole tez inne łakocie.... nigdy nie przepadałam za za czekoladą czy ciastkami, ale nie powiem strucel makowy mojej mamy to mega pyszność.... niemal czułam go w ustach....
Twardo podeszłam do sprawy - mogą być wpadki ale nie na początku gdy człowiek jest pełen motywacji, wiary we własne cele.... odstępstwa ...? gdy zauważę efekty, gdy będę czuła się fer w stosunku co do siebie i zmęczenie dietą - to tak ... człowiek jest tylko człowiekiem... słabą istotą...
a dziś? udało się z grzeszkiem.... strucel nie ruszony.... jednak straciłam swój instynkt i jak to przy pogaduszkach chwyciłam się za paluszki.... niewiele to kalorii ale... właśnie mała wpadka - bez świadoma....
KONIECZNA WIĘKSZA SAMODYSCYPLINA!!!
Przede mną ponad pół roku nauki - badania swojego ciała i możliwości....
Najbardziej motywują mnie Wasze wpisy, Wasze osiągnięcia, Wasze pomysły, Wasza lekkość w zmaganiu się z małym głodem hihihi
Dzisiejszy dzień rozpoczął się rewelacyjnie - czuję taką lekkość, swobodę i zadowolenie.... nie, nie efektów jeszcze nie ma ale jakoś samopoczucie mega dobre. Idąc do pracy uświadomiłam sobie,z ę po raz pierwszy nie nakręcam się faktem bycia na diecie. Po raz pierwszy czuje jakby była to zabawa, gra i fajnie jest wygrać.... nie myślę o jedzeniu, o ćwiczeniach - tak spokojnie na luzie przygotowuje sobie dzień wcześniej posiłki obiadowe na kolejny dzień.... jak to się mówi gotowanie na dwa gary hihihi.... hmmm...? Wiem śniadania u mnie to monotonia - jogurt i otręby lub musli.... ale tak szczerze, szczerze to ja uwielbiam nabiał i "śrut"...
ale witamin to tam żadnych nie ma - dlatego kombinuję na spokojnie obiady na kolejny dzień....
jeśli chodzi o ćwiczenia.... wczoraj miałam słabszy dzień - niska motywację.... odkładałam te je w nieskończoność szukając wymówek... a to pichcenie... doszukałam się prasowania.... kąpiel dzieci....
nie wiem, jakoś czułabym się raźniej biegając z kimś, ćwicząc razem.... sądzę, ze było byto bardziej motywujące niż uciekać sama przed sobą...
NIE PODDAŁAM SIĘ - PRZECIEŻ TO POCZĄTEK !!!
Nie jestem zbyt wymowną osobą... w sumie jestem skryta i ciężko mi opowiadać tak jak Wy o własnych przeżyciach związanych z odchudzaniem..... ale jest plus - przełamałam się z wmawianiem sobie, ze nie mam na tyle czasu aby zająć się sobą, gdyż ucierpią na tym dzieci.... Mam parkę zdrowych, żywych dzieci. Dopiero rozpoczęły szkołę wiec odrabianie lekcji to niekończąca się historia ;-).... w biegu rano do szkoły, pracy .... powrót wieczorem.... a do tego mój partner - wielki mieszczuch delektujący się chipsami i fast foodami i gazowanymi napojami.... cudny z niego mężczyzna.... niestety podczas wieczornych rozmów nie opierałam się i pakowałam kalorie.....
Po wielu prośbach w weekend może sobie pofolgować :-) a dla mnie to juz wielka siła ze nie ulegnę....
Po wielu łzach wylanych na kolejne ciuchy o większych rozmiarach czas na wielka wojnę.... walkę o uśmiech, zadowolenie, lepsze samopoczucie i zdrowie.....:-)
Przecież kiedyś biegałam na zawodach - dalekie dystanse, jeździłam rowerem po kilkadziesiąt km na wyprawach, spędzałam w wodzie godziny.... lubię to i muszę pokombinować z tym czasem.... tak aby nie zabrać siebie dzieciom i jednocześnie korzystać....
a wiec 1 POSTANOWIENIE - 30 MINUT ĆWICZEŃ WIECZORNYCH
2 POSTANOWIENIE - DIETA NISKOKALORYCZNA (uwielbiam jogurt z otrębami więc póki mi nie zbrzydnie będzie to dla mnie częsty posiłek)
3 POSTANOWIENIE - PIĆ 2-3 LITRY PŁYNÓW
Ważyłam się we wtorek 91, dziś 2 dzień diety i ćwiczeń....
Widoczny jest spadek wody - w samopoczuciu oraz na wadze... 3kg mniej :-)
i to się rozumie - mobilizacja wzrasta :-)