Na zewnątrz deszczowo, więc plan na dziś to nadrabianie zaległości w sprzątaniu, czytaniu, no i pisaniu na Vitalii. Po wstępnym ogarnięciu prania była lektura kryminału Remigiusza Mroza , a teraz chciałabym podzielić się z Wami przepisem na małą, witaminową bombę: pesto z pieruszki. Jadłyście może? Poniżej krótko o samej pietruszcze naciowej:
Nać pietruszki jest bogatym źródłem witaminy C, PP, A, witamin z grupy B oraz soli mineralnych. Pietruszka naciowa pobudza wydzielanie śliny i soków trawiennych oraz działa moczopędnie.
Dla mnie to roślina stworzona do tego, żeby dobrze wpływać na kobiecy organizm. Przytargałam od mamy całą wiąche tego zielonego cuda i powoli wykorzystuję. Dzisiaj zrobiłam wspomniane pesto (pęczek pietruszki, 5łyżek podprażonych nasion słonecznika, 1 ząbek czosnku, 5 łyżek oliwy z oliwek, 1 łyżeczka octu balsamicznego, 3 łyżeczki drobno startego parmezanu, 10 łyżek wody z gotującego się makaronu, sól, pieprz; wszystko oprócz parmezanu i wody blendujemy, potem dolewamy wody i parmezanu, mieszamy dokładnie i doprawiamy; pesto mieszamy z ugotowanym makaronem, ja dodałam jeszcze podduszoną pierś z kurczaka). Efekt końcowy wygląda tak jak niżej. U mnie makaron żytni.
Przy okazji dzisiejszego wpisu, jeśli wpadłaby Wam kiedyś do głowy taka chętka na inkę czekoladową, jak mnie ostatnio, to szczerze odradzam. Stracone pieniądze. Zawsze kupowałam karmelową z uwagi na najmniejszą ilość dodatków w składzie, dlatego nie wiem co mnie podkusiło, żeby czekoladowej spróbować. Odstraszający jest już widok inki po otwarciu paczki- mnóstwo cukru, jakby go było pół na pół z kawą.
Smaku możecie się domyślać. Nie dałam rady tego wypić.
Tyle na dziś. Nie będę się już rozpisywać. Buziole dla Was.