Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Po wielu perypetiach związanych z odchudzaniem ktoś rzucił w mojej obecności hasło: dieta przyspieszająca metabolizm. Zaczęłam czytać i z dnia na dzień padła decyzja. Jak się okazało: zbawienna. Na diecie jestem już jakiś czas, waga leci, a ja w końcu czuję, że mogę wyglądać tak, jak w wieku dwudziestu paru lat.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 49118
Komentarzy: 670
Założony: 20 września 2014
Ostatni wpis: 28 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aniab2205

kobieta, 41 lat, Tomaszów Mazowiecki

164 cm, 57.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 października 2016 , Komentarze (15)

Oj tak. Dieta przyspieszająca metabolizm nauczyła mnie, że aby waga nie rosła,a wręcz przeciwnie, żeby spadała zgodnie z naszymi oczekiwaniami, musimy pozbyć się z naszego życia stresu, złych emocji i nauczyć się relaksu i właściwego odpoczynku. Przyjemność mogą nam sprawić zdrowe desery, jak np. dyniowe brownie, orzechowe ciastko marchewkowe czy torcik z czerwonej fasoli. Relaksu możemy też szukać w cwiczeniach, masażach. To zaleca nam H. Pomroy. Ja chciałabym jednak wzbogacić te moje chwile relaksu również o przyjemne dla oka dekoracje domu. Pokazałam Wam ostatnio zakupione wrzośce. Dzisiaj szukałam inspiracji w necie. Zobaczcie co zwróciło moją uwagę. A może same wymyśliłyście coś ciekawego? Wrzucajcie do swoich wpisów fotki albo podzielcie się z nimi poza vitalią (aniab2205@gmail.com) 

Świece są u mnie zawsze na topie, tu byłaby kwestia zebrania ładnych szyszek albo wrzosów. Piękna dekoracja tanim kosztem wyprawy do lasu.

Tutaj nie potrzebna byłaby żadna wyprawa do lasu. Fasolka w świeczniku? A czemu nie? Mam gdzieś czerwoną i czarną. Taki sznurek też się znajdzie.

Latarenki uwielbiam. Mam ich kilka w domu. Z pomarańczowymi świecami i w otoczeniu dwóch- trzech dyni nabrałyby zupełnie nowego charakteru.

Mech w wazonie-jeszcze jeden efekt wypadu do lasu. Też ciekawa propzycja. Te gałązki wyglądają tutaj ubogo, ale można przecież wybrać do tego zestawu coś zupełnie innego.

Skrzynka z jarzębiną spodobała mi się ze względu na kontrast z niedrogimi białymi świecami. 

W tamtym roku miałam takie ozdobne dynie u siebie na działce, ale biorąc pod uwagę ich różnorodność i dostępność w marketach, w tym roku zdecydowałabym się raczej na zakup niż hodowlę. W tamtym roku rozłożyłam je na jesiennych serwetkach w wiklinowym koszyku. Pięknie się prezentowały.

Inny pomysł na dynię to pomalowanie ją złotą farbą w areozolu. Szykownie wwyglądłaby nawet bez tych świeczników, tylko w towarzystwie szyszek, ewentualnie kasztanów lub żołędzi.

Na koniec coś z wyprawy do parku lub lasu. Bukiet z liści klonu. Prosto się je robi, są efektowne. Można je spryskać lakierem do włosów, brokatem albo złotą farbą. Z koralikami jarzębiny będą ciekawym wypełnieniem wazonu.

11 października 2016 , Komentarze (10)

    Witam wszystkie vitalijki. Sporadycznie ostatnio piszę, ale wierzcie mi, że regularnie do Was zaglądam i sprawdzam jakie macie pomysły na jesienną siebie. Inspiruję się Waszymi jadłospisami, fotkami, zakupami. U mnie ostatnio totalnie niedietetycznie, co nie znaczy, że niezdrowo. Dbam o różnorodność posiłków, o to, by duża ich część była zdrowo przyrządzonymi warzywami. Od momentu osiągnięcia zamierzonego celu wagowego minęło już sporo czasu. Czy utrzymałam te swoje upragnione 59kg? Nie, ale nie dlatego, że wróciły złe nawyki. To dlatego, że za kilka miesięcy powiększy nam się rodzinka. Siłą rzeczy powoli przybieram na wadze. Ponieważ to przybieranie jeszcze trochę potrwa, nie będę narazie zmieniać paska. Chcę mieć tu taką przypominajkę tego, że o zdrową siebie warto walczyć. Kiedy ta walka rozpocznie się na nowo, zrobię sobie rzetelny restart. Póki co, relacji z dietowania nie znajdziecie w moich wpisach, ale żebyście tak całkiem o mnie nie zapomniały, nadal będę pisać o tym, co zdrowego pojawiło się na moim talerzu, ewentualnie o tym, co ciekawego zdarzyło się w mojej codzienności. Potem liczę na Wasze wsparcie w powrocie do 59kg i pracy nad wymarzoną sylwetką.

Poniżej surówka, którą bardzo gorąco polecam: tarty surowy kalafior, odrobina marchewki, ogórek w kosteczkę i koperek. Do smaku sól, pieprz i minimalna ilość majonezu lub jogurtu naturalnego.

 

Sałatka brokułowa z fetą i jajkiem polana jogurtowym sosem z czosnkiem. Na wierzchu prażony słonecznik.

Mój obiadek: pieczony batat i kalafior z kotletem mielonym i wspomnianą wyżej surówką.

I jeszcze jeden:fasolka, razowy makaron i duszone warzywa z mięsem.

Zupę dyniową z pewnością znacie. Jeśli się nie mylę, jesienią to hit wielu polskich stołów.

Aby ocieplić trochę wizerunek mojego salonu, kupiłam 2 wrzośce i umieściłam je w ozdobnych doniczkach. Przyjemnie je się posiłki przy takim widoku.

Sezon grzybowy w tym roku niby trwa, niby nie. Jeśli noce są ciepłe, to jest sucho, jeśli pada deszcz, noce są zimne i grzybków brak. Mimo wszystko coś tam udało się nazbierać. Nasze zdobycze już się suszą. Nie zabraknie ich potem w pierogach i zupie grzybowej na Święta, a i na jakiś żurek też się kilka po drodze załapie:)

Miało być cieplutko, więc na koniec chciałabym się Wam pochwalić swoim ostatnim zakupem. Zrobił się ze mnie okropny zmarzluch, stąd zakup długiego swetra z grubej włóczki. Mój wygląd w nim nie robi szału, bo jestem przeciętnego wzrostu, a tego typu swetry, moim zdaniem, dobrze wygładają na wysokich dziewczynach, no ale czuję się w nim przytulnie, cieplutko i w pełni gotowa na przyjście jesienno- zimowych chłodów. Nie żal więc wydanej kasy. Ps. Fotka nie oddaje w pełni koloru- to coś pomiędzy popielatym różem a kawą z mlekiem. 

21 września 2016 , Komentarze (4)

 Oj mam, mam w sobie lenia. Od kilku dni nie chce mi się nic. Najchętniej zakopałabym się pod kołdrą i przeczekała te dni bez słońca. Dzisiaj trochę odżyłam, bo gdzieś się to światełko przez chmury przebija. Wzięłam się za porządkowanie papierów z pracy, tych do wyrzucenia uzbierało się już na spory worek na śmieci. Teraz próbuję się zmusić do wymyślenia sobie kolejnego zajęcia, w myślach powtarzam: Anka, kanapa to twój wróg ;) Tyle dobrego, że przy szykowaniu obiadu nie było wielkiej pracy, bo wykorzystałam wczorajsze mięsko. Wczoraj był makaron żytni z mięsem jak do spagetti, dziś do mięska dorzuciłam makaron konjac i kiszone ogórki. Lubię gotować, ale chwilowo zwyczajnie mi się nie chcę, idę na łatwiznę i czekam aż mi to minie. Obym długo nie czekała.

Poniżej dzisiejsza zupa- brokułowa z pieczarkami. To na przekąski. Lubię jak mnie tak zupa rozgrzewa w takie pochmurne dni:)

Pisałam Wam ostatnio o dżemiku z dyni piżmowej i pomarańczy. Jeju, jaki on ma kolor, słońce w słoiku. Szkoda, że mój aparat nie oddał tego koloru w pełni.

A tu chciałam Wam się pochwalić nabytkiem mojej mamy. Może ten sprzęt, a konkretnie jego możliwości zmobilizuje mnie, żeby wyczarować w kuchni coś więcej niż prosty obiad. Ma ciekawe noże do robienia surówek i sałatek, jest tam też blender i końcówka do ubijania piany. Reszty jeszcze nie rozpracowałam. 

No to tyle u mnie, taki szybki news. Jak widzicie, z regularnym pisaniem też u mnie oststnio na bakier, za to regularnie podczytuje Wasze pamiętniki. Z jednym tylko się pożegnałam, Starfly, bardzo mnie inspirowała, chętnie do niej zaglądałam, ale od kilku miesięcy ma zablokowane konto i nie odpowiedziała na moje wiadomości, więc dałam spokój. Nic na siłę. Przy okazji pojawiła się myśl, by na początku kolejnego roku przemyśleć sprawę i być może zdobyć się na pożegnanie z kolejnymi, nie uzupełnianymi od miesięcy pamiętnikami i ich właścicielami....

9 września 2016 , Komentarze (3)

   Z samego rana wystartowałam na zakupy warzywno- owocowe. Gdzie? Oczywiście na pobliski bazarek. Że też nie można się tym bogactwem nacieszyć przez okrągły rok... Już od wejścia moje oczy "jedzą" i kończy się to wypełnionym bagażnikiem. Tu uśmiechają się do mnie śliwki, tu jabłka (kosztele, które coraz trudniej znaleźć i delikatesowe- soczyste, chrupiące, idealne do owsianki), tam znów gruszki i maliny. Potem jeszcze warzywka: pomidorki na przegrychę (polne, pachną slońcem), kalafior... Mmmm, w głowie zapala się kilka lampek: zupka, kotleciki, pizza, kalafior z cebulką i jajkiem,... Dalej wypatrzyłam jeszcze zieloną fasolkę. Ranny, jak ona nęci. Nie to, co mrożonka, choć wiadomo: jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Jeszcze sałata, ziemniaczki, a jak ziemniaczki, to i pęk koperku od babuliny, która wiąże go chyba w największe wiąchy na całym rynku. No i już miał być koniec zakupów, ale przypomniało mi się, że mam w domu dynię i chciałam z niej zrobić dżem, najlepiej z jakimś owocem. W oko wpadają piękne brzoskwinie,  obok nich nektarynki, myślę jeszcze o dodatku pomarańczy, ale to już do przemyślenia. Podliczanko, ile też mnie wyniosło to szaleństwo zakupów? 37 zł, bez kilku groszy. 

No i tak to ze mną jest na tym bazarku. Wchodzę i naraz rodzi się we mnie ochota na jakieś witaminki, konkretne dania. Potem kursuję kilka razy do samochodu z tymi siatami. Uchachana, bo już myślę o wyżerce. 

Zmiana tematu, pochwalę się Wam osiągnięciem mojej mamy. Kiedyś wspominałam Wam, że zmotywował ją mój spadek. Ograniczyła nieco porcje, nie je na noc, więcej pije wody, herbaty. Schudła już 12 kg. Jestem z niej dumna. Cyknęłam jej fotę i obiecałam porównanie jak zrzuci jeszcze 5. Zmotywowała się. Oby tak dalej jej szło.

Na koniec coś słodkiego. Strasznie miałam ochotę. Naleśniki kokosowe na mące owsianej z owocami.

27 sierpnia 2016 , Komentarze (14)

Witam, intensywnie ostatnio było, ale teraz nadszedł czas oddechu i relaksu. Tydzień temu udało nam się wyskoczyć na 2 dni w Polskę. Wybraliśmy się do Wieliczki i Krakowa, który o tej porze roku tętni życiem niemal przez całą dobę. Pozwiedzaliśmy trochę, odprężyli się przy dobrym jedzonku. W drodze powrotnej udało nam się zahaczyć o Pustynię Błędowską i zamek w Ogrodzieńcu. Naładowałam trochę baterie. Potrzebna nam była taka odskocznia.

Wagowo jest ok. Stoję sobie w miejscu. Eksprymentuję trochę z potrawami i realizuję spontaniczne zachcianki. Spokojnie, nie słodyczowe. Ostatnio naszło mnie na bułkę razową z twarożkiem i pomidorem. Nabiału nie jadłam od listopada, więc tak mi to teraz smakowało jak najlepsze ciacho. 

Kolejna moja zachcianka: krupnik. Nic specjalnego, ale tak mi ślinka ciekła na samą myśl... W planach coś słodkiego z ksylitolem, bo nadal mam rozbrat z tradycyjnymi słodkościami.

Co jeszcze? Pakuję w siebie witaminy. Głównie w postaci koktajlów, zup, przekąsek. Tutaj koktajl z pomarańczy i jarmużu (nie mam pojęcia czemu te foty się przekręcają).

Ps. Kciuki za sukces wszystkich dietujących:)

18 sierpnia 2016 , Komentarze (2)

  Wy też tak macie, że jak już wpadnie Wam trochę urlopu, to ogarniacie co się da? Nie popadam w pracocholizm, w najbliższych dniach będzie też jakiś wyjazd na łono natury, ale póki co, większość czasu spędzam w kuchni. Słoików ciąg dalszy. Tu jakieś sałatki z ogórkami, tutaj kechup z cukinii i tak mi czas leci. Zrobiłam też swoją vegetę do zupek. Już przetestowana. Wg mnie bije na głowę te kupną, ale ja już dawno odzwyczaiłam się od tych wszystkich wspomagaczy smaku. 

Jedzeniowo jest ok. Nadal nie jem słodyczy, trzymam się sierpniowego postanowienia i chyba przedłużę je sobie na kolejny miesiąc. Pomaga fakt, że w zasięgu wzroku nie mam żadnych imprez, a od ciach teściowej już nie muszę się wzbraniać. Wie, że i tak nie ruszę, więc nie wciska pod nos.

Bardzo dobrze idzie mi ostatnio nawadnianie. Wypijam 2,5-3 l wody. Nawet nie muszę się pilnować. Taka dobra passa.

Tradycyjnie wrzucam coś miłego dla oka, czyli fotki jedzenia i moich słoiczkowych miniarcydzieł :)

4 sierpnia 2016 , Komentarze (28)

A nie mówiłam, że sierpień będzie miesiącem do pokochania? Z racji tego, że byłam coraz bliżej upragnionego celu, to moja dieta od jakiegoś czasu dopuszczała drobne odstępstwa. Początkowo waga stanęła w miejscu, potem delikatnie zaczęła spadać, aż osiągnęła dzisiejszy pułap pozwalający na uaktualnienue pomiarów i paska wagi. To oznacza, że osiągnęłam to, co sobie założyłam 13 listopada ubiegłego roku:D(impreza) Zamierzałam zejść do wagi 59 kg. Waga z dziś to 58.90, więc udało się z nawiązką. Pod paskiem pojawił się napis: Sukces osiągnięty. Kto by pomyślał, że się uda, że będzie przyjemnie, bezstresowo i z takim finałem... 

Czy to koniec zrzucania kilogramów? Chwilowo tak. Chciałabym więcej, trzeba jeszcze nad wieloma rzeczami popracować, bo w głowie mam już wspaniały projekt lepszej siebie, ale to przyjdzie bez spiny, w odpowiednim czasie, bo czuję się szczęśliwa, a pozbycie się stresu wspomaga upiększanie, przekonałam się o tym na własnej skórze. Teraz to już nie odchudzanie, a zadbanie o siebie dla siebie i innych. Nie znikam z vitalii. Tu mi dobrze, lubię podczytywać co u Was. Trzymam kciuki za tych, co ciągle się starają. 

1 sierpnia 2016 , Komentarze (7)

 A jak! Dla mnie się cudnie zaczyna. Sezon urlopowy trwa. Zdrowotnie super- badania wyszły dobrze, dieta bardzo przyzwoicie i będzie bez słodyczowych skoków w bok- tylko zdrowe przekąski. Takie sierpniowe postanowienie. U Was też sezon ogórkowy w pełni? Ja zakisiłam 4 butle ogórów, zamarynowałam kurki "dostane" od szanownej teściowej, uzupełniłam zapasy kompotów i jestem w trakcie suszenia grzybów przytarganych z lasu przez małżonka. Pomroziłam jeszcze bób, wiśnie i fasolkę szparagową żeby mieć coś na biedne jesienno- zimowe czasy. Się dzieje. 

24 lipca 2016 , Komentarze (6)

Witam, zaglądnęłam tu tylko na chwilkę, żeby podrasować trochę moją systematyczność wpisową. Powolutku mija 3 i ostatni dzień trzeciej fazy. Jedzeniowo idzie ok. Pogoda ładna, więc spacerowo się zrobiło. Wczoraj zwiedzaliśmy trochę okolicę, dziś znajome tereny u rodziców. Nie ma to jak odpoczynek na świeżym powietrzu. Ładuję baterie przed powrotem do pracy. Im dłużej siedzę w domu, tym bardziej na ten powrót nie mam ochoty. Znacie to na pewno. Poniżej piątkowe śniadanko: jajecznica z kurkami i cebulką, czwartkowe- naleśniki kokosowe z wiśniami i do tego pomidorki.

no i coś, za co uwielbiam fazę 3.- pizza:) Robiłam jeszcze brownie czekoladowe z dynią, ale pochłonęłam, zanim zdąrzyłam cyknąć fotę.

21 lipca 2016 , Komentarze (16)

Dziś drugi dzień fazy 2. i całe szczęści w tym tygodniu idzie to jakoś bez spiny. Na wczoraj miałam przygotowane zapiekane klopski- mój mąż mówi o nich "kulki mocy" i do tego fasolka lub papryka z rzodkiewką. Cały dzień spędziłam poza domem, więc menu miałam maksymalnie uproszczone. 

Wody pochłonęłam ogromną ilość. Ta część diety była wczoraj zaliczona nie na 5, ale na 6. Zastanawiam się tylko czy to jeszcze dieta czy już styl jedzenia. Owszem, czasem nuży mnie jedzenie mięsa w 2 fazie, ale pozostałe dni to produkty, które bardzo polubiłam, lubię przyrządzać z nich posiłki i elementem diety jest tu już tylko pilnowanie się z odpowiednią ilością posiłków i wypijanej wody. Nie sądziłam, że tak to się może w głowie poprzestawiać. 

Ciekawostkę Wam powiem. Spotkałam wczoraj 2 znajomych. Nie poznali mnie.

Na koniec dorzucam jeszcze fotki jaglanego jabłecznika od Alunki. Pyszna alternatywa dla płatków i nie tylko. Ja przepis nieco zchrzaniłam, bo miałam jabłka, które mało się rozprażyły i nie oddały swego soku w taki sposób jak powinny, ale i tak wyszło smacznie, z kawunią ta suchość ciasta przestała być przeszkodą, a przy kolejnej konsumpcji dorobiłam sobie do tego sos pomarańczowo wiśniowy i to już była poezja smaku. Dzięki Alunko za podsunięcie przepisu, na pewno nie raz skorzystam, a dziś będę piec brownie z dynią. Zakupiłam wczoraj kawałek dyni olbrzymiej w carrefourze. Nie mogę się doczekać kiedy moja piżmowa urośnie i zaowocuje.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.