Na początku mojej diety motywacją było odpowiednie BMI. Odpowiednie do czego? Do zajścia w upragnioną ciążę. No ok., w ciążę zachodzą przecież i otyłe wręcz dziewczyny, ale niestety nie zmienia to faktu, że jest to jedna z przyczyn niepowodzeń w temacie. No ale do sedna. Wtedy się udało. I z dietą, i z celem dla mnie osobiście ważniejszym. Teraz motywacja nieco się zmieniła. Chcę fajnie wyglądać, być zgrabną mamą przy fajnym dziecku, seksowną żoną swego męża, no po prostu kobietką, na której możnaby zawiesić oko ;) Powoli, powoli, ale cel ten osiągam. Od pewnego czasu waga utrzymuje mi się na poziomie 60 kg i mimo wyskoków, kilka dni diety załatwia sprawę równowagi. To duży plus. Ostatni wyjazd standardowo przyniósł takie odchylenia, więc po powrocie dietka Pomroy. Po 4 dniach nie tylko zrzuciłam 2kg, które przybyły, ale i spadł dodatkowy kg, czyli w sumie zeszłam do 59. To dało mi kopa i rozbudziło apetyt na więcej, więc bez ściemy pilnuję posiłków, wody, ćwiczeń. Niedługo zdam relację jak tam na froncie. Teoretycznie motywacją powinien być zdrowy i stały styl życia i poniekąd tak faktycznie jest, ale nie czarujmy się. Jem warzywa, owoce, odpowienią ilość węgli i tłuszczy a szału nie ma. Trzeba jednak diety a nie tylko właściwego odżywiania się.
Ps. Z treningów narazie głównie rower stacjonarny, górski, kilka ćwiczeń na uda i pośladki, rzadziej na brzuch.
Nattiaa
18 maja 2018, 07:32brawo brawo!!!