Nie u mnie, nawet jeszcze nie myślę o świętach...no myślę, ale raczej w kategoriach czego nie zdążę zrobić, posprzątać, przygotować...
Nie wiem co się dzieje ale z roku na rok wygląda to u nas tak samo...brak kasy, kredyty, ciągłe odmawianie sobie przyjemności- żeby było na szkołę dla dziecka, dodatkowe języki obce, itd.... życie przecieka przez palce, wegetujemy, jak bardzo finanse ograniczają nasze życie! Gdyby człowiek mógł sobie wyjechać, odprężyć się - zupełnie inaczej postrzegałby tę rzeczywistość w której egzystuje...ciągle tylko odkładanie na później- w przyszłym roku, za miesiąc...Dlaczego tak trudno jest nam obniżyć poprzeczkę tego materializmu? nie chcemy się przed sobą przyznać, że nie jesteśmy w stanie pewnych rzeczy dosięgnąć i zamiast odpuścić ciągle gonimy, obiecujemy sobie wciąż i na nowo, zatracamy siebie w tym biegu...Jak wyjść z tej matni? Życie ucieka, lata biegną, nikt ich nam nie wróci, życie nie poczeka. Ba, obawiam się, że nigdy nie nadejdzie ten moment kiedy sobie powiemy "dość"...Na to stać tych, którzy nie musza się martwić o jutro, których stać na zagraniczne wycieczki kilka razy do roku, wyjście do restauracji, wypady na weekend...A najbardziej w tym wszystkim jest dobijające to- że przyszłość nie wróży nam żadnych mega zmian więc jeśli sami czegoś świadomie nie zmienimy- to zwariujemy!
Mamy 2 drogi:
1. zmienić nasze oczekiwania i potrzeby i wtedy ich zaspokojenie może da satysfakcję- albo będziemy przeżywać ciągłą frustrację wynikającą z tkwiących w umyśle rozbieżności między prawdziwymi potrzebami, a tym co staramy się sobie wmówić
2. nic nie zmieniać w kwestii potrzeb i oczekiwać ale zaryzykować zmiany, poszukać nowych dróg ich realizacji / zmiana pracy, nowe pomysły na życie, wyjazd/ - ale do tego jest potrzebna odwaga a najlepiej dobry zbieg okoliczności, który wepcha się w nasze życie popychając do podjęcia działań
Męczą mnie te mysli...to tak w kontekście i świąt, na które znowu nie przeznaczę tyle środków ile bym chciała, jak i rodzinnego wyjazdu na narty, którego nie mogę zrealizować np na tydzień / może uda się na 1-2 dni/ a bardzo bym chciała....
Męczę się z tym wszystkim - a mąż pociesza- że będzie lepiej. Lepiej...kiedy?? jak będziemy na emeryturze? jak nam się już nie będzie chciało się korzystac z życia???
Przeraża mnie życie w tym kraju i tak niskie zarobki w porównaniu do konsumpcji większości gospodarstw domowych...
Jak mam to sobie poukładać w głowie?????
Dzisiaj pewnie poszłabym na inne studia, może nie wróciłabym z wyjazdu zagranicznego, itd....może szukałabym i poznałabym bogatego męża :-)
Chcę żyć świadomie, cieszyć się świadomie, planować jutro świadomie na realnych podstawach, czekać na przyjemności świadomie...