O mnie

Mam różne zainteresowania, aktualne i potencjalne, sprzeczne z moją wagą - ot co! Dlatego zamierzam walczyć. :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 17812
Komentarzy: 366
Założony: 20 marca 2010
Ostatni wpis: 6 września 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
nicky13

kobieta, 35 lat, Warszawa

168 cm, 70.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 maja 2014 , Komentarze (4)

Poranek zaczął się świetnie, słonko pięknie przygrzewało, czułam się pełna energii, wyspana, na dobrej drodze do wszystkiego, do czego dążę.

Wtem - trach! Zła wiadomość. Nerwy, adrenalina skoczyła, serce kołacze, chce się płakać. Z trudem opanowuję to wszystko i próbuję zrelaksować się przy rumianku i serialu. Trochę odpuszcza, ale powoli czuję ssanie w żołądku po owsiance, nadchodzi czas na drugie śniadanie, a ćwiczeń wciąż nie było.... Grrr! Najchętniej kupiłabym pół litra lodów, albo zrobiła naleśniki z nutellą, albo cokolwiek... Ale wiem, że nie poczuję się lepiej!

Powiedzmy, że zareagowałam właściwie na tę "złą wiadomość"... "Rozwiążę sprawę" we czwartek, choć wiedziałam, że w końcu sytuacja nadejdzie i czeka mnie w związku z tym kilka ciężkich rozmów, odkładanych od dłuższego czasu... Niektóre odbędę dopiero w czerwcu...

Czuję się, jakbym właśnie położyła sobie niektóre z tych niepotrzebnych kamieni z powrotem na głowie... Zamiast zrobić z nimi to co trzeba, czyli załatwić swoje sprawy i wyrzucić je precz, układałam je obok siebie... Nie dziw, że wróciły, miały blisko...

Odnalazłam w lodówce kabanoski. Zjadłam 2 = 100kcal w mięsku... Teraz chcę - bardzo chcę - zabrać się za ćwiczenia, żeby z samozadowoleniem z powodu silnej woli i czystym sumieniem pójść kupić rzeczy na obiad i zrobić go sobie wcześniej...

Jej, jeśli wytrzymam do końca dnia bez czegoś MEGAKALORYCZNEGO w żołądku, to będzie MEGASUKCES...

Trzymajcie kciuki...

18 maja 2014 , Komentarze (10)

Kolejne dwa dni owsianka na śniadanie (3 łyżki płatków, pół szklanki mleka, pół łyżeczki bananowego bebiko do smaku), dziś po raz pierwszy z cynamonem - mniam! :D Nie wiem, czy to coś da, ale mi smakuje, więc na razie może zostać jako drobna tradycja i codzienne poranne przypomnienie, że jestem na diecie.

Żywieniowo jestem grzeczna, wczoraj np. po owsiance była tortilka (chyba jedyne źródło cukrów prostych) z dużą ilością warzyw i chudego mięska oraz sosem jogurtowo-czosnkowym; potem 200 kcal w cieniutkich kabanoskach z orzechami włoskimi (pychotka, w promocji w Carefour), a na koniec kawałek pieczonego mięska z niewielkim ziemniaczkiem i brokułami. Przedwczoraj też było dobrze, np. na obiad jadłam chili con carne z szynki bez ryżu (czyli szynka, fasole, pomidory, ciut kukurydzy i marchewki - samo zdrowie).

Przedwczoraj i wczoraj ćwiczenia były tylko symboliczne (20x nogi do góry, po kilkanaście razy kilka ćwiczeń na nogi i pośladki) plus kilka krótkich spacerów przebytych szybkim tempem. Jednak dziś nadeszła niespodzianka... Współlokator wybył z domu na kilka godzin, więc zaraz wskoczę w dresy i trochę poćwiczę - a podejrzewałam, że weekend będzie leniwy. ;)Tymczasem na drugie śniadanie czekają na mnie pyszne, gotowane buraczki i serek wiejski.

Swoją drogą, coś jednak jest z tym licznikiem do końca miesiąca, jakoś to 4/15 brzmi znacznie bardziej ostatecznie niż 19/80 dni... "Prawie 1/3 czasu za mną - i co zrobiłam, żeby wyglądać bosko?" - właśnie takie myśli przychodzą mi do głowy... Aż chce się zacząć trening już-teraz-natychmiast, bo czas leci. Po raz kolejny polecam cele krótkoterminowe. (gwiazdy)

Także działam! Nie tak:

TYLKO AKTYWNIE!

Bo czas i tak upłynie - pytanie, jak z niego skorzystam.

Jak tam u was z ćwiczeniami w ten weekend? Jak z dietą?
Wykorzystujecie swój czas ostatnio? Chwalcie się.
:)

16 maja 2014 , Komentarze (3)

Skoro ustanowiłam sobie 30 maja jako kolejny, pomniejszy deadline, to zaczynam do niego odliczanie - takie poczucie upływającego szybko czasu może dać mi nowego kopa w tyłek. ;) Co prawda zważę się dopiero dwa dni później, ale to tylko kolejna motywacja, by samego 30-tego nie zajeść stresu.

Przedwczoraj ćwiczyłam godzinkę z Jilian "Banish Fat Boost Metabolism Complete Workout" (naprawdę bardzo polecam - dodaje energii! ^^) i ramiona z MelB. Był drobny grzeszek kaloryczny, ale trudno się mówi. Wieczorem wyskoczyłam na koncert Raz Dwa Trzy i bite 2h stałam, kiwając się - to też się liczy, nie? 

Wczoraj po tym wszystkim bolały mnie łydki, więc im odpuściłam. Miała być MelB abs, ręce, plecy i pośladki. :D Nie dałam rady dokończyć tylko abs, bo zrobiło mi się niedobrze... Wydaje mi się, że to kwestia mojego błędnika - czasem źle znoszę nisko ułożoną głowę, to plus wysiłek może tak wychodzić... Następnym razem ćwiczę abs na łóżku z poduszką pod głową, trudno że będę lekko wyżej na start.

Dziś dopadła mnie od rana migrena, więc ćwiczenia chyba sobie daruję (zresztą łydki wciąż bolą mnie za bardzo, a ramiona też buntują się po wczorajszej dawce).

Od wczoraj wcinam owsiankę na śniadanie - o dziwo się najadam, a myślałam, że taką ilością się nie da (wczoraj dorzuciłam sobie do tego jeszcze owoce z kompotu: jabłko i rabarbar - właśnie z myślą o najedzeniu się). Jedna z dziewczyn pisała, że waga jej ruszyła przy takim regularnym śniadanku - nie zaszkodzi spróbować, szczególnie, że mi smakuje. :)

Wiedziałyście, że MelB też w swoim czasie musiała zrzucić kilkanaście kilo? (po trzeciej ciąży, ale i tak!)

14 maja 2014 , Komentarze (5)

Dziś będzie poprawa.

Wczoraj już były ćwiczenia - ok. 30 - 40 minut, ale zawsze.

Dieta przez ostatnie dwa dni: kalorii raczej nie przekroczyłam (no może wczoraj trochę...), ale składowo troszkę się popsuło. Postaram się to naprawić.

Mam wrażenie, że znów doganiają mnie moje demony. Takie myśli, które - gdy tylko przypomnę sobie, że gdzieś tam są z tyłu głowy - sprawiają w mgnieniu oka, że humor mi się psuje, motywacja idzie precz i nic nie ma sensu. Sytuacje, o które mam do siebie żal. Których się wstydzę. Które wciąż są żywe, nierozwiązane, a ja nie mam teraz siły ich rozsupłać.

Próbuję złapać swoje życie z powrotem za cugle i zawrócić na właściwy tor. Jednak przypomina mi się, jak się z niego stoczyłam. W jak brzydkim stylu. Przypominają mi się ciężkie do przełknięcia słowa, które w międzyczasie usłyszałam. Takie, które raniły, raniły do głębi, zasłyszane od osób mi drogich, kochających, chcących dobrze.

Zapuściłam się. Nie tyle fizycznie, tu od lat są niewielkie zmiany, ale mentalnie. Zesztywniałam. Wycofałam się. Teraz naprawdę ciężko jest ruszyć to wszystko z kopyta na nowo - szczególnie, gdy pomyślę, jak kiedyś pędziłam.

Na razie przestanę o tym pisać, bo tylko się dołuję. Rano powinno zbierać się energię, prawda? Dlatego zaraz wezmę się za ćwiczenia. Może nie jest to ekwiwalent życia, ale zrobienie ich - jak na razie męczących, nie lubianych, odkładanych ciągle na później - może da mi na tyle dużo satysfakcji, żeby jednak dobrze zacząć dzień.

Pozdrawiam i powodzenia w dniu dzisiejszym!

12 maja 2014 , Komentarze (8)

Kurka... Jak zaczęłam ćwiczyć, od razu kolano mnie pobolewa - tak jakbym i tak nie robiła tego na resztkach motywacji. W końcu odpuściłam, bo mi się odechciało, czułam już głód i zabrałam się do drugiego śniadania. Najchętniej ponapychałabym się słodkim. Dlaczego? Nie wiem. Nie jestem zestresowana. Nie jestem głodna. Co najwyżej czuję się taka przyśnięta i chciałabym się obudzić... W sumie już od rana zabawnie jem. Najpierw niby śniadanie okej, ale potem drugie śniadanie wcześniej, niż planowałam, potem jakieś podjadanko...

Z dzisiejszego odchudzania nici, mówię wam. Może zaraz zjem jabłko to mi ochota na żarcie przejdzie, ale mam wrażenie, że jadłabym i jadła, aż się napcham tak, że poczuję tę charakterystyczną totalną pełność.

Zupełnie nie mam siły i ochoty, to w ogóle nie mój dzień... Mam nadzieję, że jutro obudzę się z większą motywacją do życia. Heh... Gdzie ta moja gigantyczna motywacja? Czyżbym podświadomie nie wierzyła, że z tego stażu coś będzie? Albo go nie chciała? Albo podkopywała swoje szanse? Co to ma być... :(

11 maja 2014 , Komentarze (5)

Przedwczoraj dzień zakończyłam porcją zupy tajskiej, a w niej mięskiem, makaronem, tłuszczem kokosowym i dużą ilością warzyw. Zdaje się, że była na tyle wcześnie i na tyle późno, że już inne posiłki nie były potrzebne. Wczoraj mój jadłospis wyglądał jeszcze dziwniej, bo z rana zjadłam jajecznicę na ogonówce z 3 jajek, na drugie śniadanie małą porcję bigosu, potem pół piwka... Ze 4h intensywnego spaceru później napój yerba mate i czekając na jedzenie od organizatorów, które się strasznie spóźniało - ostatecznie dopiero po 20:00 3/4 tortilli z kurczakiem i kilka kawałków podsmażonych ziemniaków. Wczoraj akurat wyszło to niezależnie ode mnie, ale muszę zadbać o regularność posiłków, bo to zaczyna wyglądać nie tak jak trzeba. :p

Walczę, walczę! Wczoraj było duuużo szybkiego chodzenia, dziś ćwiczeń nie obiecuję, bo cały dzień spędzam ze swoim lubym. Może i dobrze, bo czuję, że mięśnie już prawie doprowadziły się do porządku i będzie można z nich korzystać jak z nowych, a nie zajechanych, więc... Jutropotsiębędzielał! :D

Hasełko na dziś:

Tymczasem motywacji na pewno starczy mi do końca maja (odwołując się do poprzedniego postu), ponieważ... Dostałam się do ostatniego etapu rekrutacji na staż, na którym mi zależy i wybieram się do firmy właśnie 30tego maja! A to oznacza, że... Muszę wyglądać bosko!

Trzymajcie kciuki i powodzenia Wam życzę! :)

9 maja 2014 , Komentarze (6)

Wczoraj dalej bolały mnie mięśnie, szczególnie nóg. Zrobiłam LastChanceWorkout z Jilian - pompki wszelakie wymieniając albo na planki, albo machając hantlami. No cóż, z wrażliwym nadgarstkiem na razie wolę nie próbować niczego porządnie obciążającego. Zziajałam się i ćwiczyłam ok. godziny, więc zdecydowanie na plus. Na drugie śniadanie zjadłam kilka łych twarogu z otrębami i odrobiną miodu oraz jabłuszko; potem babeczkę (już się skończyły, więcej kusić nie będą), a na wczesną kolację słuszny kawałek pieczonej karkówki z dużą porcją ziemniaków i kilkoma frytkami z piekarnika (dosłownie kilkoma).

Dziś postanowiłam się troszkę oszczędzać z ćwiczeniami, bo jutro wybieram się ze znajomymi na grę miejską - liczy się czas przebycia, więc gdybyśmy mieli biegać między punktami wolałabym, żeby mięśnie łydek za bardzo mnie nie ciągnęły. Znalazłam na YouTube jakieś ćwiczenia cardio "low impact" i ćwiczyłam około 40 minut, rano zrobiłam serię brzuszków, może jeszcze pod wieczór pomęczę trochę brzuch. Na śniadanie serek wiejski lekki, pomidor i sałata, do tego plaster chudej ogonówki i trochę groszku konserwowego. Drugie śniadanie: kilka łyżek twarogu z otrębami i odrobiną miodu, kawa z mlekiem i cukrem. Dziś będzie chyba trochę nabiałowo, bo korci mnie, żeby zjeść potem omlet ze szpinakiem i fetą, ale to się jeszcze okaże... 

Tak się zastanawiam, na ile starczy mi jeszcze motywacji do ćwiczeń? Kiedy nie skończy się na kontrolowanej babeczce czy kilku frytkach? Mija dopiero 10-ty dzień, a ja już się nad tym zastanawiam... To chyba nie wróży dobrze. No ale nic, próbuję dalej. Chyba postaram się nie jeść żadnych rzeczy, które mogłyby się wydać mało dietetyczne - żeby czuć, że to co robię ma sens i przyniesie efekty. Mam obawy, że zważę się na początku czerwca, nie będzie efektów i po prostu odpuszczę... Zupełnie, jak stało się w listopadzie. Więc wolę zrobić co się da, żeby efekty jednak się pojawiły. :)

8 maja 2014 , Komentarze (6)

Przedwczoraj dzień zakończyłam małym talerzem bigosu na obiad (w środku głównie chude mięsko) i... no, ten tego, pitą z mięsem mielonym i warzywami na późną kolację. W gruncie rzeczy żałuję tylko, że ten ostatni posiłek wypadł tak późno, bo po podliczeniu dziennych osiągów wyszło mi poniżej 1200kcal - jakbym zrezygnowała z tej kolacji, zostałoby jakieś żenujące 800-900.

Wczoraj nie wytrzymałam i się zmierzyłam - jakoś nigdy nie wierzyłam, że wyniki wychodzą sensowne tą metodą, dopóki nie ma dużych różnic, a jednak... Prawie wszystkie wyszły mi ok. o 1cm więcej, niż gdy miałam taką wagę jak na pasku (oprócz cycków, które urosły bardziej :D), a w każdym razie są zbliżone. Może więc coś w tym jest. Cel na maj: dogonić poprzednie wyniki!
                          
Waga:                   71,6kg     Obecna: ?? (zaczynałam od 74kg)
Ramię:                  29,0         29,5
Biust:                    92,0         96,0
Pod biustem:         82,0        81,0
Talia:                     75,0        76,0
Biodra:                115,0       116,0
Udo:                     66,0         67,0
Łydka:                  40,5         41,5

Wczoraj przed ćwiczeniami długo oczekiwana babeczka domowej roboty, potem pita z mięsem mielonym, warzywami i musztardą, na obiad pierś z kurczaka duszona w sosie indyjskim (w sumie na talerz wylądowało tyle sosu ile obtoczyło mięsko) z warzywami (zrobiłam sobie zieloną mieszankę: szparagowa, brokuły i trochę szpinaku... ależ miałam ochotę na te brokułki! :D). Kolacja zaś zastała mnie ze znajomą w lokalu, więc padło na... koktajl na bazie jogurtu z bananem i malinami. <3 Może owoce na noc to nie jest najlepszy pomysł, ale (1) ile tam tego było, (2) zaczęłam go pić o 19:00 a skończyłam 2h później, więc węgle się spokojnie rozłożyły w czasie, (3) piwo byłoby nie lepsze, więc to i tak jest zdecydowany WIN! ;)

Ćwiczenie szło mi słabo, po przedwczoraj bolały mnie mięśnie. Zrobiłam MelB na nogi, a potem - upierając się, że 10 minut to za mało - różne ćwiczenia, przy których mięśnie mi nie dokuczały (znak, że nie poćwiczyły sobie konkretnie dzień wcześniej!). Może nie był to jakiś wypasiony workout, podniosłam kilkadziesiąt razy nogi do góry leżąc na boku, pomachałam rękami (bez hantli, bo ręce jednak trochę bolały), pobiegałam chwilę w miejscu, takim tam pitu-pitu dobiłam może do pół godziny. No, ale lepszy rydz niż nic, jak to mówią - szczególnie dla takiego workoutowego początkującego jak ja! Będzie lepiej, będzie piękniej. ;)

A teraz mykam zrobić sobie jaja sadzone na pysznej ogonówce, dobrego dnia!

6 maja 2014 , Komentarze (9)

Wczoraj moje megaważne rzeczy pochłonęły mnie po całości - do północy nie miałam chwili wytchnienia. Skończyło się na tym, że w międzyczasie wypiłam tylko kawę z mlekiem i cukrem, napój oparty na yerba mate (mało kaloryczny, bez gigantycznej ilości dodatków) - ostatnio czułam się ospała i zastanawiam się czy to nie przez to, że nagle odstawiłam czarną herbatę prawie po całości - a na kolację, już koło 20:00, talerz barszczu ukraińskiego. Dzień na plus, chociaż chyba zaczynam znów jeść za mało - moja zmora, gdy próbuję jeść zdrowo, bo często zapycham się warzywami i niskokalorycznym twarogiem/mięsem i nie dobijam 1000kcal. No ale na plus, cieszymy się! 8)

Szczególnie, że: moja kochana Mama przesłała mi wczoraj w paczce kawałek ciasta drożdżowego z bananami i kruszonką oraz 8 muffinów kakaowych w białej czekoladzie... Miałyśmy się razem odchudzać, a tu takie wsparcie. </3 Ale opanowałam się wczoraj i nie ruszyłam tego ciasta - nawet patrząc, jak mój luby pałaszuje porcję drożdżowego. Ba! Nawet przeżywając stres koło północy, który sprawił, że 2h nie mogłam zasnąć, nie rzuciłam się na babeczkę, a czułam się i głodna, i wściekła na siebie (ile z nas zajada te momenty, hę?), i załamana... BA! Nawet pomyślałam wtedy, że poćwiczyłabym, żeby się odstresować, tylko luby spał w pokoju i nie chciałam go budzić... To był WYCZYN, ja Wam mówię i jestem z niego dumna! :D

Po nieprzespanej nocy wstałam dopiero po 9:00. Miałam mieć bardzo krótko wolną chatę i tak mi się nie chciało ćwiczyć... Do tego spojrzałam wstecz, na miniony tydzień, większość dni bez ćwiczeń - okej, może część przechorowana, ale jednak - i zaczęłam się demotywować, że pewnie znów nic z tego nie będzie, że się zaraz poddam, to tylko taki krótki zryw... Ale, ale! Wściekłam się na siebie, przebrałam w dres i przećwiczyłam 3 serie ćwiczeń z MelB (2 chyba były na całe ciało i do tego ramiona), o! Nie przerwałam ćwiczeń nawet jak przestałam być sama w pokoju, tylko dokończyłam dzielnie ramiona wiedząc, że jestem obserwowana - ha! <achievement unlocked> Dotąd nigdy nie odważyłam ćwiczyć się przy kimś z filmikiem, jakieś własne kilka dyskretnych ćwiczeń to był maks...
Przed ćwiczeniami pół talerza barszczu ukraińskiego, po: 2 łychy twarogu z odrobiną miodu, mały grejpfrut, kawałeczek ciasta drożdżowego.

Także dziewczyny! Nie wiem, czy schudłam, bo się nie mierzyłam i nie mam na co dzień wagi, ale JESTEM Z SIEBIE DUMNA i jadę z drugim tygodniem! Nie ma to-tamto!:D

A Wy? Jakie pokusy, trudności czy zahamowania pokonałyście ostatnio, hmm? Która mnie przebije? ;)Jak brak osiągnięć, to brać się za swoje małe wyczyny i chwalić później koniecznie!

5 maja 2014 , Komentarze (6)

Śniadanie: biała kiełbasa (wytopiłam z niej całkiem sporo tego tłuszczyku ;) ); obiad: biała kiełbasa i warzywa z patelni (kalafior, zielona szparagowa, groszek, odrobina kukurydzy i takie pyszne małe marcheweczki :D).

Teraz zabieram się za coś megaważnego i nie wiem, czy zdążę dziś poćwiczyć... Trzymajcie kciuki! (pa)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.