1-7 VI 2015
Konsekwentnie i niezmiennie - dieta - jak zawsze - warzywa, warzywa, warzywa, chudy nabiał, kasze, owoce, razowce, pestki, dobre tłuszcze, ect, herbatki zielone, woda - tu się w sumie niewiele zmienia. W dalszym ciągu trwam (staram się) przy dniach bez słodyczy, zmniejszyłam porcje (to kluczowa sprawa...), unikam przekąsek i bezmyślnych dopełniaczy. Ruch = rowerek w plenerze, ale chcę wreszcie dołożyć jakieś ćwiczenia w domu. Najlepiej kompleksowe z Cindy - bo je lubię :) Nie udało się w ubiegłym tygodniu - będę o to walczyć teraz!
Poniedziałek - na wagę nie wchodzę... po sobotnio-niedzielnym dołku. Wstaje jednak z kolanek, otrzepuje się i walczę. Ale pełną parą to tak w okolicy wtorku... bo przecież mamy dzień dziecka :) Mamusia zrobiła pyszny obiad i deser. Miło spędziliśmy czas w komplecie rodzinnym. Retrospektywny deser z czasów dzieciństwa, suweniry - czas cofnął się co najmniej o 30 lat Wieczorem popedałowałam - 31 km :)
Wtorek - na wagę nie wchodzę... bo przecież nie ważę się codziennie Dziś w planie oczywiście pedałowanie. Wreszcie ciepło! Słonko! Ciii, żeby nie zapeszać... Menu do pracy zgodne z "przykazaniami", w planie taki też obiad i kolacja. Z sałatki ziemniaczanej cieszy się moja druga połówka :)
Środa - dla mnie wolna (a ponieważ zostałam miło zaskoczona zastrzykiem gotówki - może pojadę na przedwyjazdowe zakupy?) Przydałoby się trochę termoaktywnej odzieży :) I jakieś zwiewne sukieneczki :)