Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie - oraz doskonałe samopoczucie psychofizyczne, które towarzyszy gdy lżej na ciele - to główne powody chęci odchudzenia się ze zbędnego balastu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 189975
Komentarzy: 1219
Założony: 2 stycznia 2010
Ostatni wpis: 17 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
myfonia

kobieta, 43 lat, Opole

177 cm, 67.40 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: do wakacji poniżej 70 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 kwietnia 2016 , Komentarze (4)

urodziny taty, zagramaniczne łakocie, spadki cukru i takie tam...

Miękka jestem. W przenośni i dosłownie. I nie wiem czy zezłościło mnie to już dostatecznie, czy wciąż będą preteksty żeby sobie czegoś na talerz dołożyć...

Przecież wiem doskonale, że to proces długotrwały a tak naprawdę zmiana stylu życia. W moim wypadku może nie radykalna zmiana - mogę jeść co jem, jakościowo jest ok, tylko mniej do cholery jasnej ( i mniej słodko) i mniej owocowych przekąsek!

Ruchu sporo i to rozmaitego. Niestety mięśnie w słodkiej tłuszczowej otulince nie raczą wystawić czubka włókna. O przepraszam - ostatnio luby patrząc na moje stopy zapytał "a co ty tutaj masz"? Przyjrzałam się, porównałam i wychodzi na to, że na chudych i kościstych stopkach mam dwie wypukłe i naprawdę twarde w chwili napinania "gulki" mięśniowe... a niech mnie.

Tak a'propos lubego - skubany łasuch nie je słodkiego już od 3 tygodni, ograniczył węgle, przestał pochłaniać ser żółty itd i ciągle sobie ten stan przedłuża. Poleciało mu kilka kilo... hm... Nic tylko brać przykład, a nie wyjadać za dwoje...:PP

Pożaliłam się... a teraz dupa w troki jak mawia moja babcia :)

11 kwietnia 2016 , Komentarze (11)

Co podsumowuję? Ano pierwszy kwartał roku na rowerze:)

Postanowiłam tak sobie podzielić rok w siodełku. :) Pedałuję nieprzerwanie - ale wiadomo, że intensywność będzie mniejsza i większa w zależności od pór roku.

Wynik mógłby być lepszy, ale i znacznie gorszy. W styczniu na 2 tygodnie unieruchomiło mnie zapalenie zatok, w marcu niedoczynność osiągnęła apogeum (i zanim zaczęłam przyjmować lek) przez jakieś dwa tygodnie chodziłam nietomna, po pracy kładłam się spać (w fotelu). Oprócz tego pogoda nie rozpieszczała - parę tras zaliczyłam przy temperaturze -15, wiele pod wiatr, raz podczas gradu, deszczykiem też nie pogardziłam, a ciemności zapadały szybko - dając szansę właściwie wyłącznie na weekendowe jazdy. Mimo to od stycznia do marca udało mi się przepedałować w plenerku 542 km. Zawsze coś. 

Teraz będzie tylko lepiej. Wreszcie na spokojnie da się wyruszyć po pracy!!! :)

Wyczyściłam jedno pole licznika i naliczam na nowo. W kwietniu przejechane149 km i od 3 dni cierpię katusze - bo nieprzerwane opady nie pozwalają nigdzie ruszyć...

Choć wkrótce może to się zmienić. Mam dość pasa z błota na plecach i piaskownicy w głowie - parę dni temu zamówiłam mały sportowy błotniczek :) Z cukru nie jestem, to i w deszcz będzie można ruszyć ;)

Czy miało być coś o wadze?

No dobra, niech będzie.

Idealnie stabilna od dobrych paru miesięcy. Zołza jedna. Niedobory energetyczne po rowerze uzupełniam co do kęska! Jakby to miała być stabilizacja, byłaby genialna! Niestety nie jest. :PP

Tak więc - właśnie się założyłam - że odstawiam słodycze. Z diety wywalam część węgli. Do roboty - bo się czuję... ukhm, tłusto...

29 lutego 2016 , Komentarze (7)

Chyba czas.

Najwyższy, bym nawet powiedziała. 

Zacząć ćwiczyć? Nie, skądże - pedałuję kiedy się tylko da, w niepogodę i po pracy jak się ściemnia :)

Czas zacząć się zdrowo odżywiać? Nie no - kasze, pestki, warzywa, dobre tłuszcze, węgle z pełnego przemiału to moja codzienność...

Więc co? Ano, czas wrócić do... "mój kochany pamiętniczku - wszamałam dziś tyle  a a tyle"  - bo skoro znam kaloryczność potraw, umiem liczyć w pamięci, a mimo to waga stoi w miejscu (a po weekendowym szaleństwie to strach było na nią wchodzić) - trzeba zacząć bardziej skrupulatnie liczyć papu. Bez ściemy, bo oszukuję wyłącznie siebie. 

Przy okazji na najbliższe tyg. tnę sobie dostarczane kalorie do 1200. Na próbę. (Jak nie dam rady (z głodu), lub będę ruszać w jakąś dłuższą trasę, odpowiednio sobie dołożę oczywiście energii - bo nie lubię spadającego cukru i drżących rąk :/)

Inna sprawa, że wciąż w myślach kołaczą się teorie, na temat wpływu długości życia i diety, a konkretnie diety b. niskokalorycznej. Właściwie to nie teorie, to fakty. Wszyscy dążymy do podkręcania naszych organizmów, metabolizmów, ect., de facto przyśpieszając niszczenie naszych komórek. Hm. Chyba tak nie chcę. Swoją drogą ciekawa jestem moich wyników - ostatnie - po tarczycowej chorobie de Quevaina były dość szalone. Zobaczymy co się zmieni po tych kilku tygodniach.

Póki co chcę również trochę bardziej skupić na ćwiczeniach. Rowerowe cardio jest fajne, ale tak macam swoje plecy, ramiona - hm, miękkie coś się zrobiły. Czas temu przeciwdziałać.

Może jak ustalę krótkoterminowy plan - uda mi się skupić na realizacji założeń.

Tak więc:

dzień 1/28 poniedziałek

(I i II śn.) serek wiejski 160, pomidor mały 10, jog. naturalny 120, własne musli z płatków i pestek 3 łyżeczki 100, jabłko 100 = 490; (obiad) kasza gryczana + kapka oliwy 350,  maślanka 115, ogórki kiszone 30 = 495; (deser) shake z: malin 50, maślanki 115, chia i miodu 80 = 245;( kolacja) pieczywo żytnie razowe 160, łosoś 80, kiri 30 = 270....+ banan 120 i 2 mandarynki 60... = 1680... taaaa, już widzę to 1200.... + ponad 1h ćwiczeń

dzień 2/28 wtorek

(i i II śn) sałatka "grecka" z kapką oliwy i chudą a'la fetą ok 200, jog. naturalny 120, własne musli z płatków i pestek 3 łyżeczki 100, jabłko 100 = 520; (obiad) ryż 240 + jarskie lecho 100 = 340; (deser) shake z: malin 50, maślanki 115, chia, banana 120 i miodu 80 = 365;( kolacja) pieczywo żytnie razowe 160, pasta warzywna i serek biały - ok 100, sok z marchwi 120 = 380  = 1605 taaaa cała ja :)

Jak widać nie umiem się głodzić, hehe :)

dzień 3/28 środa

(i i II śn) sałatka "grecka" z kapką oliwy i chudą a'la fetą ok 200, serek wiejski 160, pomidor mały 10 = 370; (obiad) ryż 240 + jarskie lecho 100 = 340; (deser) shake z: malin 50, maślanki 115, chia i miodu 80 = 245;  955 cdn...


8 lutego 2016 , Komentarze (1)

Nie ma inaczej! Pośladki zaciśnięte, brzuch wciągnięty... kolanka otrzepane. Nie, nie klęczałam na grochu. Zycie mnie jakoś tak z lekka sponiewierało...

:PP2 dni leżałam z łóżku w pozycji bocznej ustalonej/embrionalnej, potem tłusty, migrena, a na zakończenie tyg. taki stres, że najpierw nie jadłam nic przez pół dnia, a potem odbiłam na słodyczach.  

Ale nic to - spadek mimo wszystko zanotowałam, bo choć przedstawiam siebie w tym tygodniu w baaardzo negatywnym świetle, poza brakiem ćwiczeń i słodkimi wtopami ("drobnostka"! :p) - było ok. Jaska dieta jest moim stylem życia - więc tu (poza tym co już u siebie skrytykowałam), zastrzeżeń większych nie mam. Warzywka, kasze, pestki, dobre tłuszcze - norma. Chociaż tyle ocaliłam,

A dla zachęty i trwania w postanowieniach - wklejam sobie poprzedni wpis! Motywacjo - trwaj! I będę tak kopiować aż do osiągnięciu celu! A co!

"...I pracuję systematycznie całe te 6 tygodni (i dalej) nie zrażając się chwilowym potknięciem czy drobna wpadką! Bo żeby osiągnąć cel, nie można się poddawać!

A dla przykładu, jak wiele, wiele, wiele pracy i wysiłku trzeba włożyć - setny raz wizualizacja. Doskonale wiem, że ciało to nie maszyna, że będą wzloty i upadki - chcę jednak naocznie zobaczyć, że nie można ani na chwilę odpuścić żeby cokolwiek osiągnąć!"

25 I - 79 kg (kreci)

1 II 78 - 77,9 kg :)

8 II 77 - 77,3 kg (po słabym tygodniu uważam to za sukces! :))

15 II 76

22 II 75

29 II 74

7 III 73

14 III 72

21 III 71

a w święta 70? :) Taaa, chciałoby się ;)

Żeby się tak dało ciało zaprogramować! :)

Nie da się, ale można decydować o jego jakości - i nad tym zamierzam solidniej popracować.

31 stycznia 2016 , Komentarze (5)

:)

Plan realizuję dość skutecznie: codzienny ruch, solidny ruch (nie rozciąganko czy spacerek - co lubię i jest ważne, ale nie działa cudów ws. chudnięcia) zaliczony w 100% 

(4 razy intensywne pedałowanie w plenerze + 3 razy domowy aerobik :)

Słodycze odrzuciłam - i pozwoliłam sobie na nie tylko jeden dzień w tygodniu. Zjadłam i basta.

Dieta jarska to mój styl życia, z tym nie mam problemów - a porcje udało mi się trochę zmniejszyć :)

Jedno nad czym muszę jeszcze popracować - to przekąski między posiłkami. Przyznaję - lubię zjeść sobie jakiś owoc, czy jogurt  naturalny z bananem pomiędzy "porami karmienia"... mimo że przerwy między posiłkami wcale nie są duże... hm.

Dla zachęty i trwania w postanowieniach - wklejam sobie poprzedni wpis! Motywacjo - trwaj!

"...I pracuję systematycznie całe te 8 tygodni (i dalej) nie zrażając się chwilowym potknięciem czy drobna wpadką! Bo żeby osiągnąć cel, nie można się poddawać!

A dla przykładu, jak wiele, wiele, wiele pracy i wysiłku trzeba włożyć - setny raz wizualizacja. Doskonale wiem, że ciało to nie maszyna, że będą wzloty i upadki - chcę jednak naocznie zobaczyć, że nie można ani na chwilę odpuścić żeby cokolwiek osiągnąć!"

25 I - 79 kg (kreci)

1 II 78 - 77,9 kg :)

8 II 77

15 II 76

22 II 75

29 II 74

7 III 73

14 III 72

21 III 71

a w święta 70? :) Taaa, chciałoby się ;)

Żeby się tak dało ciało zaprogramować! :)

Nie da się, ale można decydować o jego jakości - i nad tym zamierzam solidniej popracować.

25 stycznia 2016 , Komentarze (9)

WIOSNY!!!:D:):D

I tylko ta myśl trzyma przy życiu w ten koszmarnie deszczowy i ciemny dzionek, który zaczęłam potężna glebą na oblodzonym chodniku... Do pracy szłam 35 minut (norma bez pośpiechu 15 min.) trzymając się wszystkiego co się dało (płoty, barierki... inni ludzie). 

Ale, ale - odwieczny problem. Czy ciało gotowe na wiosnę? czy raczej wiosenne płaszcze będą pękały w szwach i strzelały guzikami?*

*Wariant B uważam za niedopuszczalny więc biorę się "na poważnie" za siebie. Bo prawda jest taka, że:

- może i jadam zdrowo, ale porcje wciąż za duże, a przekąski (owocowo jakieśtam) wpadają miedzy posiłkami,

- może i ograniczam słodycze - ale wciąż je jakoś przemycam, a zdarzają się dni pofolgowania...

- może i się ruszam - ale za słabo i za mało systematycznie!

Po przemyśleniach wprowadzam więc zmiany, tak więc:

1) Pilnuję 5 posiłków i  pór "karmienia"! Mam nadzieje, że dzięki temu ograniczę ilość wpadających bez kontroli kalorii, no i zlikwiduje napady wilczego głodu o dziwnych porach.

2) ćwiczę solidnie godzinkę dziennie - odpalam którąś z płytek i daję czadu - dość samego stepperka i pseudo-ćwiczeń. Rozciąganie i ćwiczenia na plecy są ważne w przypadku mojego kręgosłupowego połamańca - ale nie zastąpią solidnego wycisku!   

* Rower uskutecznię jak tylko aura pozwoli - w sobotę mimo mrozu i śniegu smigałam 35 km :)

3) słodkiemu mówię stanowcze nie. Takie 100 %, bo w moim wypadku dać palec... to wciągnę cała tabliczkę!

I pracuję systematycznie całe te 8 tygodni (i dalej) nie zrażając się chwilowym potknięciem czy drobna wpadką! Bo żeby osiągnąć cel, nie można się poddawać!

A dla przykładu, jak wiele, wiele, wiele pracy i wysiłku trzeba włożyć - setny raz wizualizacja. Doskonale wiem, że ciało to nie maszyna, że będą wzloty i upadki - chcę jednak naocznie zobaczyć, że nie można ani na chwilę odpuścić żeby cokolwiek osiagnać!

25 I - 79 kg

1 II 78

8 II 77

15 II 76

22 II 75

29 II 74

7 III 73

14 III 72

21 III 71

a w święta 70? :) Taaa, chciałoby się ;)

Żeby się tak dało ciało zaprogramować! :)

Nie da się, ale można decydować o jego jakości - i nad tym zamierzam solidniej popracować.

9 listopada 2015 , Komentarze (1)

Dawno mnie tu nie było. Tak mi się wydaje... W telegraficznym skrócie napiszę, że po znacznych perturbacjach zdrowotnych, (łącznie z tym, że lekarz rodzinny "delikatnie" podejrzewał nowotwór), szalejących wynikach hormonów - jestem, zdrowa w dodatku :)

Na tyle na ile można być zdrowym mając kilka wrodzonych chorób i inne dolegliwości pourazowe... Ale, ale. Nie zjawiłam się tutaj  żeby użalać. Przeciwnie. Działać. :)Choć czuję, że będzie (bo ciągle jeszcze pochorobowo jest) pod górkę bo nawet dawna "dieta", która stabilizowała teraz wywołuje wzrost. To nie powód by biernie się temu przyglądać. Muszę przeciwdziałać. Muszę i chcę. Wracam do starych nawyków notowania posiłków. Nie będą idealne, wiem to, ale będę się starać.Druga sprawa to znalezienie alternatywy dla codziennego pedałowania w plenerze. Ostatecznie stało się.... i o 16 zachodzi słońce. Katastrofen. Nie "kocham" fitnessklubów i siłowni, więc skupię się na domówkach, człapaniu i basenie. 

Do roboty!

poniedziałek (77,3 i @)

serek wiejski 200, 2 pomidorki 40, jog. natural 100 + własne musli 150, zupa dyniowa ok 200, darowane grzanki ok 100, banan 100, gruszka, 100, razowiec z warzywami ok 400 = 1390 kcal (ruch = 0, zdycham z bólu przez @)

wtorek:

serek wielski 200, 2 małe pomidory 40, jogurt naturalny + własne musli (z pestkami oczywiście!) 250, jabłko 90, bigos wegetariański ok 150?, razowiec 200, winogrona 120, gorzka czekolada 140, razowiec z łososiem ok 400 = 1590 (ruch = 0, zdycham z bólu przez @)

środa:

razowiec z łososiem, cdn...

17 sierpnia 2015 , Komentarze (1)

a ja tańczę szamański taniec przywołujący deszcz!!!

Spadło paręnaście kropel życiodajnego płynu, pierwsze paręnaście od x tygodni...

Wszystko usycha, trawa niczym ściernisko, roślinki okopane "wałami" z ziemi zatrzymującymi skromnie wydzielaną wodę...

Ale czyżby przyszło ochłodzenie? Ostatni tydzień, pod względem samopoczucia, był jednym z najgorszych. Kiedy temperatura mojego mieszkania (4 piętro, okna tylko od południa, płaski czarny dach nad głową) w nocy spadała (sic!) do 27 stopni, w dzień osiągając max i 34 (pot), na dworze nie było schronienia, po prostu cierpiałam... Lepka od potu (ile razy można wchodzić pod prysznic, jak naście to mało...), z opuchniętymi kończynami marzyłam żeby ten koszmar się skończył! I stało się! chyba? Wczoraj podczas tej mżawki pędziłam co sił z nogach na rowerku :) I niech tak już zostanie... bo od razu, chce się żyć!

Ze spraw witaliowych dołączyłam do zdrowej rywalizacji punktowej 10.08 - 13.09 i pora coś powalczyć przez te pozostałe 4 tygodnie! Upał wreszcie nie będzie mnie ograniczał :D

16 czerwca 2015 , Skomentuj

A spodnie trzeszczą. Z pokoju do łazienki dojdę... na sztywnych nogach. (Dlatego tak kocham spódniczki - są takie tolerancyjne!) Dupa ściśnięta... jak ziarenko kawy. Jeden fałszywy ruch i... tego nie wytrzyma nawet supermocna i superszybkoschnąca tkanina tkanina...

Przynajmniej wiem na czym stoję...

Poluzowałam sobie ostatnio i waga spadała w tempie ślimaczym. Czas na przyspieszenie - te 3 kilo mogą mnie uratować...od tekstylnej katastrofy.

Żarełko będzie zdrowe i pełnowartościowe. Jak w poprzednich wpisach. Nie będę się powtarzać. Ale muszę skończyć z rozciąganiem żołądka kilogramem truskawek... umiar! UMIAR! No i wek ze słodkim, bo znów zaczęło się dyskretnie pojawiać w menu.

Pon - 74,8 - dieta NIE (odpuściłam sobie :) na wolnym lody itd), ruch - spacer

wt - 75,3 - dieta TAK, DBS TAK, ruch - intensywny marsz wieczorny (nigdy w to nie wliczam tras od i z pracy, zakupów i innych takich codziennych czynności)

śr - 74,7

cdn...

11 czerwca 2015 , Komentarze (2)

4 tygodnie - i obudzę się z potężną "rajzefiber" :D

Nocleg zaklepany - 3 dni z życia (popołudniowe) wyjęte, nocki nieprzespane (wiem, dziwna jestem) - i wczoraj po północy poszła rezerwacja, potwierdzenie, przelew. Karkonosze czekają :)

4 tygodnie na przetestowanie butów, wzmocnienie kolan, (zlikwidowanie chrzęstów?), pozbycie się jeszcze paru skromnych centymetrów co by spodnie lepiej leżały...

Do boju!!!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.