Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie - oraz doskonałe samopoczucie psychofizyczne, które towarzyszy gdy lżej na ciele - to główne powody chęci odchudzenia się ze zbędnego balastu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 189946
Komentarzy: 1219
Założony: 2 stycznia 2010
Ostatni wpis: 17 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
myfonia

kobieta, 43 lat, Opole

177 cm, 67.40 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: do wakacji poniżej 70 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 września 2016 , Komentarze (3)

Jupiiii. Dość zabierania pracy do domu, myślenia o tym, tworzenia, stresowania, przejmowania. Projekt wykonany, popity miodkiem i w pełni zaakceptowany. Wreszcie czeka mnie normalna i przyjemna część pracy :)

Uff. Będzie czas na dokończenie remontu, rowerki, szykowanie fajnego jedzonka a nie tak wszystko na szybcika i byle jak. Jeszcze tylko odbębnić wizytę rodziny, w sensie jakoś ich zająć przez 10 dni i będę już całkiem wolna jak ptica. Bo przecież praca i obowiązki domowe to pikus, hehe. :)

W tej całej euforii muszę sobie zrobić małą wizualizację. Ostatnio na forum, ktoś mnie bardzo sensownie zmotywował, do tego, żeby uporać się z nadbagażem do końca roku. Dość zostawiania wszystkiego na styczeń, wiosnę i gonitwę do lata. Chcę razem ze starym rokiem pożegnać cały ten tłuszczyk i mam przecież mnóstwo czasu!

Oczywiście, wiem, że ciało to nie maszyna, że będą wzloty i upadki - lecz muszę, muszę po prostu zobaczyć te liczby na oczy żeby zrozumieć, że liczy się każdy tydzień, dzień, a nawet posiłek. Że nie można niczego zaczynać d poniedziałku, tylko TRZEBA SIĘ STARAĆ PRZEZ CAŁY CZAS.

Waga po wczorajszych kilogramach ciast (po świętowaniu)  75 kg (10.09.2016)

             cel / rzeczywistość

17.09 - 74,5 - było 74,2 :)

24.09 - 74 - było 73,9 :)

1.10 - 73,5

9.10 - 73

15.10 - 72,5

22.10 - 72

29.10 - 71,5

4.11 - 71

11.11 - 70,5

18.11 - 70

25.11 - 69,5

3.12 - 69

10.12 - 68,5

17.12 - 68

24.12 -68 :)

31.12 - 68 :)

1 sierpnia 2016 , Komentarze (3)

Torcików (dostarczanych mi do pracy - miłe i słodkie ale jak zgubne dla sylwetki!) i ciast jagodowych. Wieczorów grillowo rodzinnych. Maminego dogadzania wegetariańskiej części rodziny, z którego korzystałam z rozkoszą i nieukrywaną przyjemnością (mniam mniam)  :) Pojechali. Teraz sama decyduje co wkładam do gara, do ust oraz co robię z wolnym (wreszcie!) czasem.

Zerknęłam na majowe osiągi i postanowiłam je tu zamieścić z wizją planowej kontynuacji.

A było tak:

24 kwietnia - 78,8 - "START"

1 maja - 78,3

8 maja - 77,3

15 maja - 76,3 76,6

22 maja - 75,3 - 76 kg

25 maja - znów tyćke w dół - 75,4 kg

Zaciskam pasa! Chce wreszcie zobaczyć wymarzoną "4"!

(4 czerwca -74,7 - wreszcie!!! :)

5 czerwca - 73,3    75 kg

7 czerwca -NIESPODZIANKA- 73,9 !!! - niestety tylko chwilowy wynik spowodowany wczesnym lekkim  obiadem i brakiem kolacji.

-----------------------------------------------------------------------


17 lipca 2016 , Komentarze (10)

Mogłam zapomnieć daty urodzin wielu osób, ale jego nigdy.

Każdego roku w styczniu, był "tort" z marchewki i prezenty, które z taką pasją i wprawą trzymając w łapkach rozpakowywał. Dziesiątki zdjęć i filmików, nie mogę przestać ich oglądać...

Pustka jest ogromna... wszyscy mamy wrażenie, że zaraz wynurzy się zza krzaczka, że pewnie ukrył się pod jakimś owocowym drzewkiem i coś podjada. Że zaraz wybiegnie na przywitanie... A może poluje na robaki? Wulkan radości i energii mimo wieku, prawdziwy smakosz owoców i warzyw (ba, czego on nie lubił!) i rozładowywacz złego humoru. Nawet jak coś nabroił (ukradł marchewkę, ciastka, czy pętko kiełbasy, a nawet cały talerz z rybą w galarecie :) jego rozbrajajace spojrzenie zamieniało złość w śmiech...
Myślałby ktoś, że można płakać pod papierówka czy gruszką - patrząc na te jeszcze nie do końca dojrzałe owoce, które tak uwielbiał... Tyle lat wydeptywał ścieżki na ogromnym babcinym podwórku... a już zaczęły zanikać...
Pochowaliśmy go w pięknym miejscu, pod wysokimi tujami, w schowanej części ogrodu, po której się ani nie depcze, ani nie kosi... Piękny wielki głaz ozdobił to miejsce, posadziliśmy kwiatki... Kiedy sypaliśmy ostatnie grudki ziemi, z nieopodal położonego cmentarza rozległy się głosy dzwonu...

Jeszcze to do końca do nas wszystkich nie dotarło, co chwila ta myśl uderza z siłą strzały, jak to, już nigdy go nie zobaczę...? Spij spokojnie słoneczko... tylko ta myśl, że już nie cierpi, przynosi choć maleńkie ukojenie...

P.S. Trzy tyg temu, jeszcze przed urlopem - wyczułam sobie w nocy jakąś "zmianę" w piersi. Oddzielone krawędzie, dość spora wielkość, sama nie wiem co to. Praca i chęć spokojnego przeżycia urlopu spowodowały, że odsunęłam tę myśl do szuflady a po zaklepaniu terminu sierpniowego całkiem przestałam o tym myśleć.

Tej i poprzedniej nocy niewiele spałam... lecz gdy już zasnęłam, przyśnił mi się nasz psi terapeuta, który zawsze kładł pyszczek w bolące miejsca i tym razem przytulił się do mojej klatki piersiowej. Rano po przebudzeniu znalazłam termin do lekarza na jutro. Proszę o kciuki o 15:40. Bo trochę się boję...

16 lipca 2016 , Komentarze (11)

po ponad 16 latach miłości, radości, które okazywał w każdym machnięciu ogonem, w każdym psim uśmiechu, głębokim spojrzeniu w oczy...

Nie było i nie będzie drugiego takiego.

Pozostały setki wspomnień, wzruszeń i radości. Pozostało ciepłe i przeraźliwie puste miejsce w sercu.

To był wyjątkowy przyjaciel. W każdej złej chwili życia jechałam do babci by go przytulić, by w ufnej mordce zanurzyć twarz i czuć tą wielką miłość...  śmialiśmy się, że to najlepsza dogoterapia...

To przedziwne, on często z uśmiechem patrzył nam w oczy i wszyscy mieliśmy wtedy wrażenie, że mówi KOCHAM WAS, KOCHAM...

Nie było ratunku. Zaprzyjaźnieni weterynarze przyjechali przed 22 bo stan pogarszał się z minuty na minuję... woda wlała się do płuc... Rok trwała batalia z chorym serduszkiem i wodobrzuszem, leki, zabiegi... Wczoraj nie było już ratunku... Spojrzenie, które miał wczoraj nie zapomnę do końca życia. Wiem, że się z nami żegnał. Wiem ze poczekał aż przyjedzie mój brat... wiem, że chciał nas mieć oboje przy sobie.... te oczy...

Nie spałam całą noc, wyczekując poranku i smutnej choć przewidywalnej wiadomości...  Odszedł członek rodziny...Mam nadzieję, że nie cierpiał długo a serduszko zatrzymało się we śnie... Mam nadzieję, że dla braci mniejszych są też wspaniałe miejsca, gdzieś tam...

***

4 czerwca 2016 , Komentarze (5)

Znów rowerowe!

Maj zakończyłam z bilansem 18 tras i 443 km. :)

W pozostałe dni były truchty, z dwa razy nawet odkurzyłam kijki, siłownia na wolnym powietrzu no i domowe aeroby :)

Poniżej skromne fotki z tras. Zalew i dzika róża, która razem z kwiatem czarnego bzu - oszałamia zapachem podczas pedałowania :D

6 maja 2016 , Komentarze (1)

Rowerowe rzecz jasna :) Miało być co kwartał, potem uznałam, że co miesiąc... a w sumie będzie wtedy jak mi się zachce :D

Pierwszy kwartał - 542 km

kwiecień - 430 km

w maju już/dopiero (;)-jak kto woli) mam na koncie 5 trasek i 138 km. 

Dziś się regeneruję (to jest sprzątam chatkę żeby mieć jutro luzik), bo ostatnio jeździłam dzień w dzień - a czasem trzeba dać kolankom odpocząć.

I kilka widoczków na zachętę dla tych, co jeszcze nie zdecydowali się na ruszenie w plener :)

1 maja 2016 , Komentarze (2)

Już tylko jakieś 8 tygodni z haczykiem. 

I stało się.

Znów muszę sobie wizualizować skrajnie optymistyczną utratę 1 kg tygodniowo, żeby:

1. uświadomić sobie, że to proces długotrwały,

2. że tylko systematyka a nie poddawanie się w chwilach słabości może coś zdziałać,

3. że miss bikini to ja się do lata nie stanę, a jedynie mogę zredukować wyraźne nadmierności...

Od początku roku waga nieustannie buja się w okolicy 78,8 kg. Niestety zamigotało nawet 79 :PPA dalej...

24 kwietnia - 78,8 - "START"

1 maja - 78,3

8 maja - 77,3 (7 maja 77,3, 10 maja 77,8 - buja się przez owoce, ale w dobrym kierunku)

(10 maja - 76,7 :)

15 maja - 76,3 76,6 - mały zastój, 18 maja - 76, potem górka a 21 maja znów 76, czy na niedzielę będzie coś mniej? No organizm, spinaj się, przecież walczę codziennie! 

22 maja - 75,3 - 76 kg - optymistyczne założenia kontra życie - mimo to się cieszę, bo jednak ubytek (od końcówki kwietnia o 2,8 kg, zawsze coś...)

(23 maja - poniedziałek - nagle jakiś ruch na wadze! Na blacie 75,6 :), utrata - 3,2 kg, a 25 maja - znów tyćke w dół - 75,4 kg)

29 maja - 74,3 75,5 (niestety, waga ostatnio bardzo stabilna, a czasem nagle "pofałdowana" znaczy górka. Miska czysta, ćwiczenia są - niestety te nagłe skoki to przez jakieś drobiazgi - a to słodziutka suszona figa, a to węglowodanowy posiłek (makaron razowy z białym serem) i ot, tyle moich win.

(2 czerwca pierwszy od dawna minimalny! - spadek - 75,4)

Zaciskam pasa! Chce wreszcie zobaczyć wymarzoną "4"!

(4 czerwca -74,7 - wreszcie!!! :)

5 czerwca - 73,3   równiutko 75 kg - późna wczorajsza kolacyja - która była z resztą małą od diety chwilową ucieczką - zrobiła swoje, ale taki wzrost jestem w stanie zaakceptować - kierunek wciąż właściwy :) Pokonane 3,8 kg

(7 czerwca -NIESPODZIANKA- 73,9 !!! Wiem, że przyczynił sie do tego brak kolacji, ale co tam - pasek zmieniony - będę walczyć by wynik utrzymać póki co :)

12 czerwca - 72,3

19 czerwca - 71,3

26 czerwca - 70,3

1 lipca - POCZĄTEK URLOPU! 69,99 kg

Wizualizacja wizualizacją, a życie życiem. Nie piszę tego wcale w formie założeń. Nie, bzdura. Ciało to nie maszyna, a ja już zbyt długo jestem na tej ścieżce, żeby wiedzieć ile górek mnie może spotkać po drodze. To tylko drogowskaz unaoczniający ogrom pracy. Jak uda się pokonać na stałe 5 kg - tez będę szczęśliwa :)

Jedno co pozytywne - jestem już na dobrej ścieżce. Wypierdzieliłam słodkie z hukiem i organizm przestał się go domagać. Ruch uskuteczniam codziennie, w dość solidnej dawne. Zwiększona dawka hormonów tarczycy, powinna sprawić, że poczuję się lepiej. 

Tak więc - mogę śmiało kontynuować, bo przecież nie zaczynać :)

28 kwietnia 2016 , Komentarze (3)

A tak: mniej-więcej ;) W cudnych promieniach zachodzącego wczoraj spektakularnie słońca. Na liczniku (wykasowanym 1 kwietnia) ponad 360 km, a kwiecień się jeszcze nie skończył :D

Za "naście" h zaczynam 5 dniową majówkę! :)

27 kwietnia 2016 , Skomentuj

lizania nakrętki od miodu, nutelli, wciąganiu nektaru z kwiatków w ogrodzie (robiliście tak w dzieciństwie? ;)) i innych takich oszukańczych praktyk dostarczających cukier.

I żyję!:) 

26 kwietnia 2016 , Komentarze (2)

Mam mocne postanowienie.

(Czy mocne czy słomiane zweryfikuje czas :)

Odstawić kroplówkę ze słodkim. Łasuchowi się udało, to i mi się uda. Wczoraj sukces.

Co prawda na finiszu rowerowej trasy (28 km) cukier poszybował w dół, zamajaczyły przed oczami mroczki i ratowałam się dextro energy, ale słodkiego nie tknęłam!

Ruch był intensywny, miska czysta, humor świetny - i teraz to pomnożyć, choćby na dobry początek razy 100. 

No dobra. Niech będzie razy 21 :) Od czegoś trzeba zacząć. Nie jem słodyczy do końca edycji.

Napisałam to? 

Kurcze, no napisałam...:)

To bez migania!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.