Hejo
fajnie zaczyna sie moje odchudzanie, bo od wczoraj wieczór mam katar, zatkany nos i glowe ciężką jak piłka lekarska i niccc mi sie nie chce...
Odżywiam się nadal chyba dobrze, jadłospis na dzis:
ś: 100g bułeczki pszenno-orkiszowej, pasta brokułowo-jajeczna-kurczakowa (super dawka białka), herbata, banan
o:gotuje się zupka, na malutkim kawałeczku kostki rosołowej (wiem, sól, żaluje że wrzucilam, ale już jej nie wyłowie), do tego będzie 60g makaronu jajecznego, 2 pomarancze
p:20g orzechów włoskich
k: chyba 100g soji(bo nie pamietam ile zwazylam), z 10g masła i bułka tarta
Pić mi sie chce, pije herbaty, wode, a najchetniej to bym sie napiła soku z pomaranczy tylko ze po obiedzie zostanie mi jedna, a ja mam ochote na taki wielki dzban soku swieżutkiego....
Moze uda mi sie po poludniu wyskoczyc z dziadkiem i kupic skrzynke, bo naprawde by sie przydala, tym bardziej teraz w sezonie :).
A co u mnie, oprócz diety, no po staremu to nie moge napisać ;), bo nieprawda. Ostatni wpis dodałam w czerwcu, a od czerwca dużo się zmieniło.
19.06.2013 urodził się mój Roberto, wszystko poszło w miarę gładko, choć musieli mnie szyć, w szpitalu byłam 3 dni. Dobrze się chowa moje malenstwo, grzeczny kiedy chce, je już z checia zupki i makarony ;) (w końcu pół włoch), oj tyle radości z nim, że aż ciężko opisać. Zmienia się jak szalony, mineło już 6 miesięcy a tu ciągle coś nowego, ciągle mnie zaskakuje. Jak np teraz. Zawsze przed poludniem spi po 30 min a terazu juz minela prawie godzina...ehhhh bambini ;) jak to mowi tesciowa i wzdycha.
Wyprowadzilismy sie z Montepulciano w polowie listopada. Cala ta historia z praca, zyciem i piekna toskania wyszla mi bokiem...i gdyby nie narodziny Roberto to bym powiedziala, ze to była najgorsza decyzja w moim życiu. Gdyby cofnać czas, nigdy bym się nie przeprowadziła do tej wsi, ale wtedy na pewno Roberto by jeszcze nie było ze mna...
Teraz mieszkamy nad jeziorem Garda, Mongia del Garda, niedaleko Desenzano, bo mamy tu gdzie mieszkać, a także jest rodzina Cristiana, jego brat i kuzyn Roberto, Mattia, który jest starszy od niego tylko o 6 mies ;). Więc jeszcze troche i będzie dużo roboty z tymi dwoma ;) he he.
Pracy nie ma. Cristian musial pojechac w góry. A tutaj oczywiscie sam angielski nie wystarczy, bo trzeba jeszcze mowic po niemiecku, rosyjsku i pewnie mandarynsku niedlugo, bo taka fala turystów będzie...Ja jak znajde prace od wiosny to pójdę pracować, bo cóż chce sie mieszkać tutaj to wydatki są większe...
Nie ma co się poddawać, trzeba myślec pozytywnie, dietować, ruszać się, wyleczyć katar i na poważnie zmienić życie, bo nowy rok, nowy początek, nowe miejsce... :)
Tak więc pozytywnie konczę ten wpis, pozdrawiam wszystkich czytajacych. Też was czytam, kto tam ma mnie jeszcze w znajomych, choć cicho siedze ;)
Milego weekendu!!!!