Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Życie z PCOS to chyba największe zmartwienie. Chudnę i tyję i mam zamiar w końcu ustabilizować swoje zdrowie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13681
Komentarzy: 55
Założony: 17 maja 2009
Ostatni wpis: 7 czerwca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
noperfect

kobieta, 37 lat, Bydgoszcz

151 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

7 czerwca 2015 , Komentarze (2)

Ciężko się przyznać do porażki, ale niestety znów tu wracam z podkulonym ogonem... Ogarnięcie mojego życia,gdy wywróciło się do góry nogami po śmierci babci potrwało przeszło rok. Myślałam, że szybciej się wszystko ułoży... Dziś kiedy mogę powiedzieć, że mam środki do życia, przyszła pora na zadbanie o swoje zdrowie. Jak można się było domyślić oczywiście niepilnowana dieta z PCOS = TRAGEDIA! Przytyłam i nie wiem jak to ogarnąć teraz. Niby jestem w ciągłym ruchu, od kwietnia wciąż tyram na działce. Całe dnie przy pieleniu, kopaniu, sadzeniu... a jednak nie widzę żebym schudła mocno. Troszkę ubyło, ale co z tego... Trzeba będzie się zarejestrować chyba do specjalisty. Poprzednie przygody z lekarzami i ich rozwiązania w postaci ciężkich sterydów spowodowały efekt odwrotny do zamierzonego. Metformina jakoś mi nie służyła, bo czułam się po niej bardzo słabo. Odstawiłam ja po jakimś czasie i nie mam zamiaru do niej wracać. Tak więc miejmy nadzieję, że z pozytywnym podejściem do życia, rozumnym podejściem i uporem jakoś się da to ogarnąć. :)

To do dzieła :D Dziś po dłuuuuuugiej przerwie ćwiczenia. A jutro miejmy nadzieję, że wstanę z łóżka ;)

13 marca 2014 , Skomentuj

Ja zwariuję!!!! Nadal się czuję jak zdechlak! Umieram z zimna, po prostu ręce lodowate i nie mogę ich rozgrzać... tragedia jakaś.... Co do diety to nawet dobrze. Nie mam specjalnie apetytu, więc nawet mnie nie kusi na jakieś śmieciowe jedzenie. Tylko poćwiczyłabym, a nie mam siły nadal. Przy większym wysiłku zaraz kaszel mnie łapie i koniec. Czekam dalej aż się sytuacja wyklaruje.

Czeka mnie teraz gorąca kąpiel, bo ja chyba zamarznę w nocy, szczególnie, że nie ma mnie kto grzać. Zbaczając z tematu to nie wiem nawet kiedy pozwolę sobie na jakąś cieplejszą relację damsko-męską... Po ostatnim związku chyba całkiem straciłam zaufanie do płci przeciwnej i jakoś nie chcę mi się wierzyć, że znalazłby się jakiś facet godny zaufania chociaż w jakimś procencie. Jak można komuś zaufać po tym jak prawie mąż zostawia kobietę, bo ta musi opiekować się nieuleczalnie chorą babcią. No po prostu nie umiem tego pojąć do dziś. Nie tęsknię za nim, nie wyobrażam sobie w ogóle powrotu do tego co było i w ogóle mam nadzieję, że nigdy się nie spotkamy nawet przypadkiem. Tylko jakoś trudno to wymazać z pamięci, że ktoś zostawia partnerkę z takiego powodu, gdzieś to siedzi we mnie. Z jednej strony czasem chciałabym kogoś mieć, a zaraz potem wiem, że to by się nie udało... Z prostego powodu -> bez braku zaufania nic się dobrego nie stworzy. Popsułabym wszystko czekając na to kiedy mnie zostawi, gdy np. ja zachoruję, albo będę miała gorsze dni. Muszę sobie wmówić i uwierzyć znów w to, że mogę zaufać. Chociaż troszkę... Było mi cholernie trudno zaufać poprzedniemu partnerowi, trwało to jakiś rok. A to było spowodowane tym, że właśnie mój pierwszy w ogóle w życiu partner zostawił mnie, bo zaczęłam chorować ( o zgrozo znów to samo), tak więc chyba mam pecha. Druga sprawa to jeszcze to, że zawsze angażuję się na maxa w związki. To jest tak, że każdy ma być ten do końca życia, z którym się zestarzeję. Więc poświęcam się, kosztem siebie, swojego zdrowia, zainteresowań, po prostu rzucam wszystko i wspieram osobę, z którą jestem i potem dostaję kopa w d... Tak więc koniec końców wysnułam wniosek, że nie będę już taka dobra. Już nawet usłyszałam kiedyś od faceta, że jestem zbyt dobra. W nowym potencjalnym związku to ja sobie poodpoczywam, pochoruję się, aby sprawdzić jak się mną zaopiekuje mój książe :) Zadzwonię sobie w nocy, żeby mnie ratował, bo miałam wypadek. Tak  żeby sprawdzić co jest grane w jego głowie. Taki mam plan. Jak przejdzie test to może dam szansę na dalszą współpracę :)

To tyle jeśli chodzi o moje przemyślenia o życiu. Trzeba czasem z siebie wywalić takie myśli, aby było lżej. Nikt nie musi tego czytać ważne, że ja się "wygadałam". 

Opuszczam, więc vitalię z nadzieją, że szybko wyzdrowieję i zabiorę się na poważnie za ruch tzn. ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia. Siło witalna wróć!!!!

12 marca 2014 , Komentarze (1)

Jestem wściekła, zieję ogniem i pluję jadem!!! Czuje się strasznie, dziś znów padłam popołudniu nieprzytomna. Ledwo wstałam po 20, nie wiem co się ze mną dzieje... Klucha w gardle, dreszcze, słabość, lekki katar. Nie na tyle żeby iść do lekarza, ale w końcu jestem nie do życia. Więc stawiam sobie ultimatum -> albo się rozchoruję i wyleżę chorobę, albo niech to wszystko minie i już! 

Czas leci, piękna pogoda, a ja tu wyglądam jak jakaś zmora nocna. Nie mogę nic zdziałać co do ćwiczeń, nawet na spacer nie mam siły wyjść. Jedyne co mogłam dziś zrobić to wysiąść przystanek wcześniej niż zwykle wysiadam do domu i dojść ten kawałek pieszo. Wróciłam zmordowana jakbym maraton odwaliła co najmniej. 

Nie wiem może trzeba się zbadać, może to jakieś większe diabelstwo siedzi we mnie. No, bo przecież to nie jest raczej magiczne przesilenie wiosenne... Zawsze mnie ten termin rozbawiał -> przesilenie zimowe, wiosenne itd. 

Zobaczymy co będzie jutro, w każdym razie póki co czekam na rozwój sytuacji zdrowotnej.

PS. Sprawa niezwiązana z dietą. Poprzedniej nocy odwiedziła mnie zmarła babcia. Położyła się za moimi plecami na łóżku i przytuliła mnie mocno. Odwróciłam się i widziałam jak wychodzi z pokoju, a raczej sunie w powietrzu (stopy miała zamazane). Widziałam tylko jej sylwetkę z tyłu. Zniknęła w drzwiach pokoju. Zawołałam żeby wróciła, chciałam z nią porozmawiać. Ale nie wróciła, więc odwróciłam się plecami do drzwi i znów przydarzyło mi się to samo zdarzenie. Znów poczułam, że ktoś kładzie się na łóżku i mnie obejmuje. Wiem, że coś mówiła, ale nie rozumiałam nic, tylko takie lekkie trzaski w uchu. Powiedziałam jej, że bardzo ją kocham i że wiem, że ona mnie też. Bałam się odwrócić żeby znowu nie zniknęła. I zapadłam w głęboki sen będąc w tych objęciach. Obudziłam się rano, wyssana z energii. Aż sąsiadka zauważyła, że bardzo źle wyglądam. Dużo energii kosztowała mnie ta wizyta jednak bardzo się cieszę, że babcia jest ze mną w wymiarze duchowym. Wiedziałam, że tak będzie, czułam to cały czas. Wiem, że nie każdy mi uwierzy, powie, że mi się śniło. Ja wiem swoje i mogę to powiedzieć z całą pewnością, że to nie był sen.

Dobranoc

10 marca 2014 , Komentarze (1)

Zmartwiłam się dziś strasznie, bo chyba coś mnie atakuje z powietrza. Mam nadzieję, że jakoś to zwalczę i jutro obudzę się w lepszej formie. Takie plany miałam na dziś, a jedyne co mogłam to spędzić dzień w łóżku trzęsąc się z zimna. Co do diety to nawet dobrze. Kupiłam po bardzo długim czasie chleb orkiszowy, uwielbiam go, ale zjadłam malutko, bo wiadomo, że nie ma co szaleć z takimi rzeczami. Smaki mi się zmieniają, kiedyś uwielbiałam jabłka, potem kilka lat totalny odrzut tego owocu, a teraz znów nagła potrzeba na jabłka.... W ciąży nie jestem to wiem na pewno. Może to wiosna zadziałała swoją magiczną mocą?  

Pora wrócić do łóżka, pod ciepłą kołderkę.

Dobranoc


9 marca 2014 , Komentarze (1)

Tak jak w tytule -> UPIŁAM SIĘ ŚWIEŻYM POWIETRZEM NA DZIAŁCE
Napracowałam się, wiadomo porządki wiosenne muszą być w ogrodzie przeprowadzone. Wróciłam do domu szczęśliwa, że ten dzień minął mi na aktywnym spędzaniu czasu... i.... zasnęłam od razu jak tylko położyłam się na dosłownie kilka minut, aby odpocząć troszkę. Obudziłam się dwie godziny później jak po jakiejś imprezie pół przytomna Doszłam do wniosku, że ani alkohol, ani inne paskudztwa nie dają takiego kopa jak wiosenne powietrze i kilkugodzinny ruch na łonie natury.
Co do diety to jakoś specjalnie nie grzeszyłam dziś. Zaraz mnie zaatakuje PMS i zobaczymy czy zdołam się opamiętać.
Jedynie co mnie zasmuciło, to była myśl, że moja babcia już na działkę ze mną nigdy nie pojedzie... A to właśnie ona nauczyła mnie miłości do przyrody. To od niej mam tak dużą wiedzę i doświadczenie w uprawianiu działki. Zresztą wszystko co umiem to dzięki niej. Jedynym pocieszeniem w tym całym nieszczęściu jest to, że na pewno spotkamy się jeszcze. Wierzę w to bardzo i to mi daje jakieś pocieszenie.
Wiosennie życzę Wszystkim dobrej nocy

5 marca 2014 , Komentarze (1)

Bardzo długo mnie tu nie było...
Tak dużo się zdarzyło od ostatniego wpisu, że aż trudno jakoś tu powrócić i napisać coś z sensem. W skrócie mogę powiedzieć, że po długiej walce o życie mojej babci przegrałam. Zmarła w moich ramionach 13 stycznia... Straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Wychowała mnie i byłyśmy a raczej jesteśmy ze sobą bardzo związane. Staram się jakoś powrócić do rzeczywistości i zacząć żyć w normalny sposób, bez czuwania w nocy, podawania morfiny, wzywania lekarzy, podkręcania aparatury z tlenem itd. Zaczynam myśleć o zabraniu się za siebie, bo strasznie się zaniedbałam... Zestarzałam się chyba z 10 lat przez ostatni czas. Twarz staruszki, włosy się sypią, skóra w opłakanym stanie... Mam sporo do ogarnięcia w głowie i w stosunku do swojego ciała. Staram się jeść zdrowo i regularnie. Dziś poćwiczę trochę na rozgrzewkę, aby się rozkręcić po tak długiej przerwie. Niestety mam takie godziny pracy, że tylko wieczorem mogę poćwiczyć. Ograniczyłam już chleb i ziemniaki. Jedynie słodycze coś mnie się trzymają. Staram się zamiast nich włączyć owoce i nawet zaczyna mi się to udawać. Mam nadzieję, że moje życie nabierze rozpędu i ruszę do przodu z "piskiem opon". Wiem, że jestem silna i dam radę. W końcu ja zawsze sobie radziłam i będę nadal trwać mimo przeciwności losu. Życie jest zbyt dużym przywilejem, aby z niego rezygnować. Dziś widziałam już pierwsze listki na krzewach i tak mnie to napełniło optymizmem, że cały dzień miałam chęci do życia. Będę się starała pisać tu często, bo wiem, że wtedy bardziej zdrowo się trzymam. Chcę, bardzo chcę zmienić swoje życie i wiem, że jeśli będę żyła zdrowo to wszystko pójdzie jak po maśle.
Wszystkim życzę miłego wieczoru

3 lipca 2013 , Komentarze (1)

Dziś postanowiłam, że ze zwykłego pieczywa przerzucam się na pieczywo chrupkie. Zakupiłam więc opakowanie i będę musiała więcej zmian w ogóle w jadłospisie zrobić. A na ewentualne smuteczki zakupiłam arbuza i załatwione. Tak dziś doszłam do wniosku, że jedyną moją zgubą jeśli chodzi o zdrowe odżywianie są słodycze. Jedyna, ale jednak duża sprawa, aby to ograniczyć do minimum. Miałam kilka dni niezbyt udanych dietowo i stwierdziłam, że wpisu nie będzie, bo po co pisać jaka jestem beznadziejnie głupia... Zmądrzałam, więc wróciłam i tutaj.
Jeśli chodzi o sprawy niezwiązane z tą stroną, to wczoraj miałam przeboje w szpitalu. Musiałam latać po dyrektorach po zgodę na przyjęcie do lekarza. Szok!!!!! Nie uwierzycie, ale zahaczyłam o 4 dyrektorów oczywiście każdy od innej sprawy. Dwóch było na urlopie, trzeci to okazał się niekompetentny, aby wydać taka zgodę, a czwarty wydał mi zgodę na kartce takiej samoprzylepnej ze zdaniem "Proszę rejestrować" ze swoją pieczątką. Nawet nie zostałam przyjęta osobiście tylko podano mi kartkę przez sekretarkę.... No cóż.... Ważne, że w końcu po kilku godzinach babcia mogła wejść do gabinetu i dostać kolejną dawkę nerwów w postaci podejrzenia przerzutu nowotworu do kręgosłupa . A teraz badania, wizyta w celu ustalenia czy nie będą potrzebne naświetlania i nie wiem co później. Wszystkiego mi się odechciało od wczoraj tak zupełnie szczerze mówiąc.
Tak bym chciała żeby wszystko było inaczej niż jest. Najgorsze, że nie mam wpływu na wiele spraw - one się po prostu dzieją....
Mam nadzieję, że niedługo będzie lepiej, dużo lepiej. Tak, aby móc spać spokojnie.

28 czerwca 2013 , Komentarze (1)

Troszkę mnie tu nie było. Kilka dni brania tabletek z morwą na zbicie cukru i dostałam wyczekany okres. Oczywiście umierałam, bo się wyregulować musiałam i powracam do żywych. Jadłam jak opętana podczas tego procesu i zapanować nad sobą nie umiałam Oprzytomniałam dzisiaj rano
Tak więc wracam skruszona i znów obiecuję sobie, że będę grzeczna.
Staram się dużo ruszać, ale nie ćwiczę. Sprzątam w domu, jak najwięcej na działce robię, byleby nie siedzieć.
Bardzo źle się ze sobą czuję. Opaliłam się nieźle na działce to jakoś mi to poprawiło samopoczucie od strony wizualnej.
Postanowiłam w końcu wrócić do starego zwyczaju masaży balsamami ujędrniającymi, bo wiem, że to pomaga tyle, że "
rób to kobieto REGULARNIE!!!!"
I dobry początek się zaczął - wczoraj praktycznie w nocy masaż intensywny moich parówkowatych nóg, okropnego dupska, brzucha, ramion... No i właśnie tu się nasunęło pytanie: A plecki???? Jak sobie samemu całe plecy wymasować Do tego trzeba mieć faceta, a ja już faceta od dobrych kilku miesięcy nie mam... Na jesień jak się ogarnę to poszukam obiektu moich westchnień, a teraz zainwestuję w siebie, aby ten obiekt był jak najlepszy. No bo przecież jakiś tam szarak nie masuje tak dobrze jak przystojny wysportowany facet (przynajmniej tak mi się teraz wydaje ). Matka i babcia nie będą mnie masować, mają lepsze zajęcia.
Rano też masaż był i tak muszę się pilnować, aby regularnie stosować te wszystkie magiczne specyfiki.
Coraz poważniej myślę o tym, gdzie zorganizować sobie siłownie. No przecież muszę jakoś się zacząć ruszać. Chcę, ale nie mam kurde miejsca. Więc będę myśleć dalej aż to miejsce się znajdzie.
PS. Od rana kicham jak głupia.... czy to alergia???? Jak wygonić to paskudne piórko z nosa???

Wszystkim życzę miłego dnia.

12 czerwca 2013 , Skomentuj

No właśnie tak jak w tytule...
Byłoby dobrze, gdyby nie to, że nie mam gdzie ćwiczyć. Cholera mnie bierze. Przepraszam za wyrażenie. Nie wiem co już wykombinować w mieszkaniu ścisk (pokój dzielony z babcią), na balkonie chyba będę skakać. Poszłabym na siłownie nawet, ale kasy nie mam (dosłownie 10 zł na dzień na 3 osoby ). I koło się zamyka... Nie ma pieniędzy, więc chce iść do pracy, nie mogę iść do pracy, bo kto pomoże babci praktycznie leżącej jak moja matka sama z sobą sobie nie daje rady... Nie wiem , gdzie jest wyjście z tej sytuacji.... Chyba zacznę grać w Lotto, to może wygram ten milion i będę mieć na wszystko co potrzeba. Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają, ale jak żyć bez pieniędzy??? Godnie żyć w momencie, gdy ledwo na wszystko starcza. Na dobrą sprawę, dobrze, że jest działka to troszkę już z niej mam. Pierwsze truskawki, sałata, szczypior... chociaż coś...
Nie chcę tu marudzić, ale czasem trzeba się trochę pożalić na swój los.
Jeśli chodzi o jedzenie to jest dobrze. Jedyny plus tego, że nie mam kasy na słodkie rzeczy.
Dwa dni spędzone na walce z chwastami były niezłym wysiłkiem. Jutro znów powtórka z rozrywki. Pewnie się strzaskam na mahoń w tym słońcu.
Teraz kąpiel i balsamowanie wszystkim co znajdę ujędrniającego może jutro wstanę piękna, bez żadnej fałdki po tych cudownych specyfikach (w końcu w reklamach gwarantują natychmiastowy efekt...).
Dobranoc Wszystkim

9 czerwca 2013 , Komentarze (2)

Wygląda na to, że weszłam na właściwe tory
Co prawda nie ćwiczę, bo nie mam jak i gdzie. Chyba pokicam do piwnicy niedługo, aby się móc poruszać Nie ma to jak malutkie mieszkanie w bloku... Przecież nie mogę skakać babci w pokoju jak ogląda TV, albo śpi. Już sobie wyobrażam jej reakcję jak wypinam tyłek przed jej twarzą 
Jeśli chodzi o zdrowe jedzenie to dziś również całkiem dobrze.
Najważniejsze, że nie rzucam się na słodkie mimo, że jest w moim zasięgu.

Moja słaba silna wola jednak się wzmocniła

Jutro walka z chwastami na działce, bo jednak nie pojechałam do tej pory przez zmyłki pogody pt. "będzie padać czy może nie będzie padać??"

Muszę czekać na kasę, aby zakupić jednak stewię do słodzenia różnych rzeczy, bo np. kisiel bez cukru to jakieś paskudztwo.
 
Życzę Wszystkim miłego wieczoru


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.