Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Szczęśliwa żona i mama. Ciut za duża kobietka ;) Tortująca Mama z wypiekami :) https://www.facebook.c
om/mamazwypiekami/

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 71993
Komentarzy: 932
Założony: 9 marca 2010
Ostatni wpis: 1 lipca 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
angie65

kobieta, 44 lat, Tarnowskie Góry

160 cm, 66.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 października 2014 , Komentarze (5)

Kiecka kupiona tydzień temu, a dziś rzutem na taśmę nabyłam buty, torebkę i biżuterię z perełek! :) I wszystko w jednym miejscu! "Hala" w Tarnowskich Górach rządzi! (smiech) Ja wiem, że to nie żadne markowe i supereleganckie czy trendy rzeczy, ale ja się w nich świetnie czuję i podobam się sobie:) A co? Fałszywa skromność jest be, moim zdaniem :D Sukienkę w prawdzie musiałam już wyprać, bo Szymonek bawił się w Picassa i "poprawił" kredką maminą kreację, ale mam nadzieję, że jej to nie zaszkodzi. Szpilki są mega wygodne (jeśli da się to powiedzieć o tego typu bucikach:p) i cieszę się, że moja kontuzja nie uniemożliwia mi chodzenia na wysokich obcasach. Przynajmniej od wielkiego dzwonu będę wyglądać jak KOBIETA a nie tylko mamuśka(smiech)

A najlepsze na koniec: tuż przed wyjściem z domu szukałam czegoś wierzchniego do wciągnięcia na grzbiet, bo aura raczej chłodna i ponura dzisiaj. Z kpiącym uśmiechem (kpina z własnej naiwności) sięgnęłam po moją softshellową kurtkę przedciążową. Jeszcze latam nie byłam w stanie wygodnie się w niech poruszać , taka byłą opięta w ramionach i biuście. A teraz? Kpina ustąpiła miejsca radosnemu zdumieniu! Założyłam i było mi WYGODNIE! Chudnę kobietki, chudnę!!!!(puchar)

16 października 2014 , Komentarze (10)

Jedynie 300g, ale i tak cieszę się, że poszło w dół :) Mimo tych moich grzeszków ;) Byle tego teraz nie zepsuć rozluźnieniem dyscypliny. Ojjjjj, już mi się nie chce odchudzać! Ojjjj, a tu w niedzielę roczek siostrzenicy mojego męża, tydzień później wesele. Stoły uginające się od pyszności...I zewsząd argumenty: "No przecież raz ci nie zaszkodzi! To urodziny/wesele przecież, gospodarzom będzie przykro..." Idealne rozgrzeszenie, jak dla mnie :|

UPDATE: chciałam nie dać się rozleniwieniu i znużeniu dietą. I spróbowałam treningu z Ewą Chodakowską (skalpel). No i załatwiła mnie już rozgrzewka. Ledwo zaleczona z bólu stopa rwie teraz jakby mi ktoś w nią gwoździe wbijał :( Beznadzieja, beznadzieja, beznadzieja ze mnie :(

15 października 2014 , Komentarze (5)

Dieta poszła się walić. Sorry za wyrażenie, ale to i tak zbyt łagodne słowa. Moje grzechy to słodycze (2 czekoladki, kilka żelków, kilka mamb), fistaszki (z 50 g, jak nie więcej), winogrona (jakieś 500g) i dodatkowa kromka chleba z twarożkiem i miodem. A wstyd przed opinią innych vitalijek miał mnie powstrzymać przed błędami...Dobrze chociaż, że z ćwiczeniami jestem na bieżąco (za mną właśnie 11 trening). W tym tygodniu zwiększyłam liczbę treningów do trzech - najpierw musiałam się nauczyć tak planować dzień i obowiązki, żeby wcisnąć wieczorem ćwiczenia i zmusić się do wysiłku na koniec dnia (dlatego zaczęłam od dwóch dni treningowych). Zobaczymy jak mi się uda teraz. Szkoda, że nadal nie mogę biegać :(

14 października 2014 , Komentarze (8)

Dopiero dziś dotarło do mnie, że z Olą jest coś nie tak. A właściwie to z jej, za przeproszeniem wszystkich wrażliwców, kupką. Teraz sobie uświadamiam, że od kilku ładnych dni to, co znajduję w pieluszce jest podejrzanie płynne i gładkie z dodatkiem śluzu. Nie tak powinna wyglądać kupka niemowlaka karmionego piersią. A dotarło do wyrodnej matki dopiero jak zauważyła, że są już nawet kłaczki krwi. I oczywiście pierwsza myśl: to przez moją dietę! Za dużo produktów mlecznych i samego mleka no i maleńka teraz cierpi. Albo przez kapustę kiszoną w ilości 100g, którą zjadłam wczoraj na podwieczorek i kilka śliwek też. No żesz....

W ruch poszedł wujek Google i ... to może być też wina niedawno przebytej infekcji wirusowej i związanego z nią kataru; może to być też NIC. Zwariuję chyba. Niby doświadczona matka ze mnie, ale wyrzuty sumienia i skłonność do matczynej paniki są silniejsze. A myślałam żem taka mamuśka wyluzowana...

Z Szymonem przez prawie rok nie jadłam NIC związanego z krowim mlekiem (nawet mięsa zwierząt kopytnych , jak wołowina,cielęcina czy wieprzowina!!!), bo miał trochę obsypaną pupę i policzki. Tak mi kazała lekarka. A potem się okazało, że winne były pomidory, które teraz nota bene, wcina bez najmniejszych problemów. Tamten okres bez nabiału wspominam jako koszmar! Nie wiecie jak trudno jeść eliminując mleko krowie. Dlatego teraz SAMA spróbuję się zorientować o co może chodzić. Tak na wszelki więc wypadek do końca tygodnia nie jem w takim razie jogurtów, kefirów, mleka, masła, mięska ww i zobaczymy, co będzie. Będę dobrej myśli, bo Ola oprócz tej nieszczęsnej kupki nie ma żadnych innych objawów. Byle wyrzuty sumienia mnie nie zjadały. Ale co jeśli się okaże, że to faktycznie KROWA jest winna? O mamuńciu! (szloch)

12 października 2014 , Komentarze (9)

W związku z tym postem :) Udało się! Kupiłam kieckę i bolerko za mniej niż 200 zł! Za pierwszą wyprawą na zakupy! Po zmierzeniu ok 20 sukienek! Z Olą przy cycku i Szymonem sprzedanym babci (smiech)Problematyczny jest tylko rozmiar z metki - XXL czyli 44. No cóóóż... akurat TE liczby kłamią, no nie?:p Sukienka jest, buty mam nadzieję też wcisnę na nogi. Oby tylko ta nieszczęsna lewa stopa przestała mnie boleć :( Jest coraz gorzej :( Teściowa mi poradziła, żebym jechała na SOR - tam mi przynajmniej od razu zdjęcie powinni zrobić i opis dać. No i może nawet skierowanie do ortopedy bym dostała. Chociaż co mi po skierowaniu, jak wizytę z NFZ wyznaczą mi na marzec w najlepszym wypadku...Ale zdjęcie już mieć i prywatnie pójść, hmmmm. Bo tak to bym musiała iść osobno do rodzinnego po skierowanie na RTG (bez tego mnie nie prześwietlą) i wyprawić się na to prześwietlenie. Masa zachodu z dwójką małych dzieci i mężem, którego nie ma przez minimum 14 godzin na dobę. Oj,chyba  znowu poprosimy dziś babcię o pomoc przy Szymonie (Olę wzięlibyśmy ze sobą, bo akurat i nie mam odciągniętego pokarmu). No żesz! Czy mi zawsze musi coś dolegać? Upierdliwa jest ta wczesna starość ]:>

P.S. Zdjęcie sukienki ze mną w środku zapewne wrzucę już po weselu;)

11 października 2014 , Komentarze (7)

Zawsze to samo... Kilka sukcesów, trochę dumy z samej siebie i....małe grzeszki jedzeniowe w nagrodę za wcześniejszy wysiłek. Ok, jeden-dwa razy można, ale nie dwa dni z rzędu! Jestem mistrzynią w oszukiwaniu samej siebie jeśli chodzi o odchudzanie - zawsze znajdę wytłumaczenie: a bo to TYLKO kilka cukierków, to TYLKO jeden banan, to TYLKO  kromka świeżego chrupiącego chlebka z pastą jajeczną, nie wspominam nawet o tej nieszczęsnej tabliczce czekolady, od której się zaczęło. Można to nazwać słomianym zapałem, kryzysem motywacji, znużeniem dietą albo skutkiem pełni księżyca. Nieważne jak, bo nie o nazwę tu chodzi ale o efekt - stopniowe i prawie niezauważalne zrezygnowanie z diety całkowicie. No bo po co się dalej starać skoro już się wszystko zawaliło? 

Taaaaa... tak byłoby kiedyś - odpuściłabym kompletnie. Tak, nawaliłam trochę. Tak, głupio mi i wstyd. No ale skoro się przyznałam publicznie, było nie było, to liczę na podobny efekt motywacyjny jak po ujawnieniu mojej facjaty. Będzie mi wstyd dalej nawalać. Proszę Szanowne Koleżanki o konkretne kopy w zadek dla pewności. Kolegów nie proszę, bom stateczna mężatka, ale możecie popatrzeć]:>

9 października 2014 , Komentarze (7)

Poryczałam się dziś, bo jednak będę musiała kupić sobie nową kieckę na wesele. I to nie dlatego, że jednak nie wejdę w tę zeszłoroczną (bo wejdę). Ale dlatego, że jednak wypada mieć coś nowego, bo wtedy wiadomo, że człowiek się stara dla Pary Młodej dobrze wyglądać.Tym bardziej, że to wesele mojego szwagra. Tak mi zasugerowała moja teściowa i chyba faktycznie coś w tym jest. Teściowa to złota kobieta z resztą i na pewno nie chciała mi sprawić przykrości. No ale zanim się zastanowiłam, to się poryczałam z żalu, że moje ogromne starania, żeby schudnąć do wesela  i zmieścić się w tę nieszczęsną sukienkę to jednak za mało. Nadal jest mi trochę przykro, bo taka byłam z siebie dumna i cieszyłam się, że mi się udało. Dziwna jestem, nie?;)  No ale nic to.... trzeba będzie się na te zakupy wybrać. Tylko, że będziemy musieli jechać do miasta jutro z dziećmi. I musimy się wyrobić do ok. 12.30, bo mąż musi jechać do pracy w Gliwicach na 14. Perspektywa zakupów ciuchowych sama w sobie mnie przeraża (NIENAWIDZĘ kupować sobie ubrań) a do tego jeszcze to drobne towarzystwo i deficyt czasu psują i tak nikłą radość z wyrwania się z domu i osiedla.Dlatego też, albo kupię łach błyskawicznie, albo wcale. Naprawdę szkoda mi kasy na sukienkę w rozmiarze 42 :( Planowałam zaszaleć w czerwcu z rozmiarem 36-38. Może uda mi się kupić taką, co to łatwo będzie przerobić? I z maxi w październiku zrobię sobie mini w czerwcu? :D

Dlatego ponawiam pytanie: co ze mnie za kobieta, skoro rozpaczam, że MUSZĘ zrobić zakupy ciuchowe?(smiech)(smiech)(smiech)

9 października 2014 , Komentarze (3)

Anno! Brawo! 

Po miesiącu diety niegłodowej jestem lżejsza niż przed rokiem :) I do stracenia mam już mniej niż 10 kg :) To naprawdę wprawia mnie w doskonały nastrój (smiech) Muszę mój sukces opić....herbatką. Weszłam też bez większego obciachu w mój całkiem przedciążowy dopasowany sweterek - pewnie, nie leży jeszcze idealnie ale już tak gigantycznych fałdek nie widać ;) Zaczynają mi się też pokazywać obojczyki. Nawet nie sądziłam, że ich widok tak mnie ucieszy (smiech)

A oto liczby, które nie kłamią (początkowo i obecnie)

waga                                      71,5                       64,8

szyja                                      35                         34

biceps                                    32                          30  

piersi                                     106                         101 (no niestety (szloch))

talia                                       93,5                        85

brzuch                                   107                          99,5

biodra                                    108                         102

udo                                         65                          60

łydka                                      38                           36

zawartość tłuszczu (%)            42                           36

8 października 2014 , Komentarze (9)

Dziś moja dieta poszła w piiiiz...uuuu :D Wieczorem poszła (smiech) Jutro wielkie ważenie, a ja bez mrugnięcia okiem wchłonęłam CAŁĄ tabliczkę gorzkiej czekolady i poprawiłam kwaśnymi żelkami. No i? Kiedyś pewnie bym już wyła w poduszkę z rozpaczy jaka to ja jestem beznadziejna i że do niczego się nie nadaję(smiech)

A teraz? Z radością przyznaję się do winy i z jeszcze większą radością powrócę jutro na jedynie słuszne tory diety odchudzającej! I nawet nie będę próbowała jakoś zaoszczędzić na kaloriach. Nie. Mam doskonały humor i tyle :)

Zapalenie piersi chyba mnie jednak ominęło. Dzięki mojej kochanej córeczce, która pięknie mi pomaga ssąc chorą pierś:) Po gorączce nie ma śladu i tylko jeszcze trochę mnie boli. Pomogło też prawdopodobnie dzisiejsze mycie podłóg na kolanach;) Sposób ten odkryłam dwa lata temu przy Szymonie - zdejmujemy stanik i jaaaazda na szmacie po mieszkaniu, pucujemy podłogę ręką od strony chorej piersi. Cyc sobie dynda swobodnie, więc grawitacja pomaga świetnie, do tego mięśnie pracując rozgrzewają się i zastój duuużo łatwiej pokonać :) Nie miętolić piersi!!!!! Bo tylko więcej się pokarmu robi  i błędne koło gotowe. Poza tym, bardzo łatwo pouszkadzać takim masażem przewody mleczne i kolejne zastoje sobie zafundować (wiem, co mówię, bo popełniłam ten błąd zanim uświadomiła mnie położna). Tym oto sposobem upiekłam trzy pieczenie przy jednym ogniu: pomogłam sobie zdrowotnie, mam czyste podłogi i spaliłam trochę kalorii (smiech)

Życie jest piękne! A czekolada pyszna;)

7 października 2014 , Komentarze (4)

Tak, bo dziś mam kiepski dzień.

Myślałam ,ze katar jakoś mnie ominie i skończy się na jednym dniu zatkanego nosa ( o naiwna kobieto!). Tymczasem jest gorzej. Nie dość, że katar, to jeszcze zaczynam mieć gorączkę. Podwyższona temperatura jest albo wynikiem przeziębienia, albo rozwijającego się stanu zapalnego w piersi. Taaaak, bo nawet takiej starej wyjadaczce cyckowej zdarzyć się może zastój pokarmu. Ola mnie kopnęła na przewijaku i mam teraz kłopot. Do tego wszystkiego kontuzjowana stopa boli przy chodzeniu i ruszaniu jak pieron (doprawdy nie przypomina sobie, żeby mi coś na nią spadło, bądź żebym nagle poczuła silny ból gdy się ją źle postawi). Jeśli mi do końca tygodnia nie przejdzie, będę musiała ją prześwietlić. Póki co smaruję dikloziają i mam nadzieję na poprawę.

Z tego wszystkiego dieta dziś wieczorem poszła się ciut, hmmmm....gonić]:>

Wpadły dodatkowe dwie kromki chleba i pomidor. Boże! Co za bzdury! Takie wpadki nie rujnują przecież diety (smiech) Po prostu poczułam, że mój organizm akurat TEGO w danej chwili potrzebuje i go posłuchałam. Zauważyłam, że dużo częściej dziś chodzę siusiać - to pewnie wina podwyższonej temperatury. Też tak macie?

Minęły prawie 4 miesiące od urodzenia Oli i moje piękne gęste włosy wypadają na potęgę :( Cera mi się też pogorszyła (ale to d kiedy przeszłam na dietę) Czyżby to uwolnione toksyny manifestowały wrednie swą obecność? Poczekamy, zobaczymy...

Są pierwsze "ofiary" chudnięcia - moje śliczne, pełne, WIELKIE mleczne piersi zaczęły smutno bimbać w miseczkach stanika(szloch) Już zapowiedziałam mężowi, że po zakończeniu odchudzania żądam operacji powiększenia biustu! Chcę moje ślicznotki z powrotem!!!! I kropka (smiech)

Dobrze chociaż, że dzieciaczki wychodzą na prostą z przeziębieniem:) Ja sobie jakoś poradzę i znów będzie dobrze. Bo przecież raz na jakiś czas musi się pogorszyć. To by było nieprzyzwoite, gdyby było inaczej. Dziś doceniam te małe codzienne szczęścia, które mi zsyła Bóg. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.