Wtorek 7 rano, pierwsza kawa. Wstałam o 5:30. Dzięki Czarnemu Terroryście.
Czarny Terrorysta to kot. Próbowalam jeszcze pospać, ale nic z tego. Psy za bardzo się rozpychały - w końcu dałam za wygraną i wstałam. Ale, ale... jak mawia stare przysłowie, "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". Przesadziłabym mówiąc, że kuchnia lśni, nie mniej jednak, jest ogarnięta :) Zmywarka hałasuje. Blaty przetarte. Pranie czeka na powieszenie. Mam swoje 5 minut. Za pół godzinki wstaje mój Luby, trzeba będzie śniadanko zrobić. Vitalia przewiduje kanapki. No niestety (albo stety) chleba nie ma, moja wina: nie upiekłam. Bułek też nie. W ogóle za dużo, zdecydowanie za dużo pieczywa w Smacznie Dopasowanej. Za dużo ryżu i makaronu. Z węgli preferuję warzywa. Dobrze, ze SD przewiduje chociaż węgle złożone, a nie proste. Ale jednak i tak, za dużo węgli jak dla mnie. Dziś śniadanie zmodyfikuję. Pierwotna wersja brzmi tak:
Serek wiejski z jabłkiem i pieczywem.
Pieczywo wywalę, pierwsze skrzypce zagra batat w towarzystwie serka wiejskiego i rzodkiewki, albo pomidorka, moze ogórka. Jabłko do mnie nie przemawia w tej kompozycji.
Wstawiam kawę i budzę Lubego :)
Miłego dnia Vitalijki :)