Niestety wróciłam do wagi 60,4. Albo raczej waga wróciła do mnie. W sumie nie widzę, żebym przybrała. Co więcej nogi mi zeszczuplały (choć nie jest to jeszcze to, co tygryski lubią najbardziej). Dobra, jest lekki brzuszek pod pępkiem, ale on zawsze był (prócz tego czasu, gdy intensywnie kręciłam HH). Skąd wobec tego ten powrót wagi? Przypuszczam, że to moje nogi i te kilometry bite codziennie. Dotychczas pracowałam przy biurku. Od lipca podjęłam pracę chodzącą (hotel, dbam o gości). Codziennie, albo przynajmniej kilka razy w tygodniu samo-się-robi: 10-15 kilometrów. Sporo schodów (tylko 3 piętra do obskoczenia, ale na każdym piętrze muszę być przynajmniej raz na godzinę). Nogi wyglądają lepiej, ale jest ALE Zastałe mięśnie. Brak rozciągnięcia. Kondycja ok, wgląd ok, za to rozciągnięcie mięśni NIE OK Fakt, moja wina, zaniedbałam stretching. Zaniedbałam ćwiczenia tak w ogóle (ogólnorozwojowe), za to wprowadziłam basen (hotelowy, for free, grzech nie korzystać).
Dietowo - kiepsko. Hotel oferuje posiłki - a NIE SĄ one zbilansowane. Ale gdy pracuję 8-10 godzin, to głód daje o sobie znać (znów mea culpa: wystarczyłoby sobie przygotowywać posiłki do pracy, tylko, że na to czasu brak. I weny, i chęci.)
Podsumowując.
Jestem i zadowolona, i niezadowolona. Ale chyba bardziej "na tak"
PS: na pewno jestem dziś niezdecydowana