Fatalnie, bo dziś w pracy miałam nieprzyjemną sytuację. Spięcie z koleżankami, z którymi się pracuje nigdy nie należy do łatwych, ale już uczucie upokorzenia jest chyba w mojej opinii najgorsze. Nienawidzę, jak obrażają się jak nie rzucam pomysłami (mam zupełnie odmienny tok myślenia jak one), ale jak wyśmiewają (dosłownie!) pomysły, to już nie potrafię zachować się inaczej, niż durnie popłakać sobie w toalecie czy nad pyszną zupą krem z dyni :/ Niestety, ja tak mam, że jak mam jakieś niepowodzenie, albo czuję się tak beznadziejnie jak w tej chwili, nie widzę w niczym sensu.
Nie, nie złamałam się. Zwykle w takich sytuacjach kupowałam jakieś alko i do tego masę słodyczy i moich najlepszych przyjaciół - chipsy. Nie. Dziś zjem nadprogramową figę suszoną i zjem obiad "na zimno", bo nie mam zupełnie nastroju do gotowania... Pewnie bym jakiś garnek przypaliła. Pulpeciki będą jutro. Weszłam też po schodach, nie zbratam się znowu z windą.
I jeszcze ten cholerny rower będzie dopiero jutro... Ehh
Dziś chyba zapuszczę jakiś smutny film i zgniję w łóżku. Przepraszam dziewczyny za brak motywacji z mojej strony, ale jestem w fatalnym nastroju. Dziękuję z góry za wyrozumiałość.